wtorek, 23 grudnia 2008

Wszysc jesteśmy poukładani z kawałków siebie.Jak nas poznać?

Joyce Carol Oates

W ŚREDNIM WIEKU. ROMANS

(Middle Age. A Romance)

Przełożyła z angielskiego Joanna Warchoł

oprawa miękka, 536 s.

fragment

(....)

Adam Berendt zjawił się w życiu Mariny nieoczekiwanie. Z przekonaniem opiekuna, który zna ją od dziecka.

Wiedząc, że Księgarnia w Salthill była w finansowym kryzysie, Adam stał się cichym wspólnikiem, często wpadał do sklepu, by jej pomagać, witać klientów, układać na półkach książki i robić inwentaryzację, przeciągać rozmowy, nie dopuszczając, aby się zniechęciła. (Adam czuł, że miała skłonności samobójcze! W sposób typowy dla kobiet amerykańskich, zamężnych czy nie, młodych czy nie młodych, stojąc w oknach rozmyślających, że kiedy zmierzch się pogłębia, stają się upiornie uśmiechniętymi odbiciami duszy.) Pogrążać się w zniechęceniu, depresji, przez pracę, zwykłe pieniądze, podczas gdy świat Marino jest zachwycającym miejscem! Nie. Dotknął ją, swoimi dużymi, kształtem przypominającymi naleśniki dłońmi. Tylko on dotykał, kiedy mówił, uśmiechał się. Ramiona Mariny, barki. Mógł położyć na głowie dłonie, głaskając z aprobatą, tak jak (na przykład) mógłby głaskać głowę swego psa Apolla w podobnym geście aprobaty, czy zwykłej sympatii. Mógł pocałować Marinę w policzek, mógł ją przytulić na powitanie albo pożegnanie. W Salthill takie pocałunki i uściski, a niektóre z nich całkiem przesadzone, były gestami towarzyskimi: kobiety przytulały mężczyzn, a mężczyźni odgrywali bierność, kobiety przytulały kobiety, z uczuciem, sympatią. Rytualny pokaz. Podczas takich pokazów Marina Troy często była spiętą partnerką, ponieważ nie czuła się wystarczająco kobietą, czy kobieco a będąc niezamężną, nie do końca było jej wolno obejmować mężczyznę, zwłaszcza mężczyznę takiego jak Adam, wobec którego odczuwała silne uczucie, tak jak i jej żonate koleżanki. Och Adam! Gdybym śmiała cię dotknąć.

Był zagadką. Jak Adam Berendt, nauczyciel na pół etatu i nie odnoszący sukcesów rzeźbiarz, przeważnie bezrobotny, miał wystarczającą ilość pieniędzy, by pomóc Marinie spłacić pożyczkę w banku i zainwestować w Księgarnię w Salthill. (A zainwestował całkiem sporo, co ją zaskoczyło.) I nie chciał, aby ktokolwiek o tym wiedział: „To nasza tajemnica Marino.” Adam mógł wpadać do księgarni kilka dni z rzędu, przyprawiając ją o nerwowe bicie serca, a potem trzymać się z dala przez tydzień, lub dłużej. Nie lubił telefonów i rzadko dzwonił, jeśli ktoś dzwonił do Adama, jak czasem Marina, w kiepskim nastroju, jego telefon mógł dzwonić, dzwonić, dzwonić z desperacją, nie miał automatycznej sekretarki. To on irytował się oczekiwaniami innych. Mógł przyjść na przyjęcie, albo nie. Zdawał się prowadzić go impuls. Chyba, że była to strategia. Nie można było przewidzieć Adama Berendta, był mistrzem, który nie potrzebował uczniów. Mimo to, w jego obecności, nie możliwym było nie myśleć Ten człowiek! Kocha właśnie mnie.

- . moje duchowe ja? Wzgórza, na które jeszcze się nie wspięłam.

Marina czuła się zawstydzona mówiąc takie rzeczy. Czuła się jak dziecko, zaniepokojone, a mimo to ufne, jak nigdy we własnym dzieciństwie, gdyż nie było w jej rodzinie albo wśród krewnych kogoś takiego jak Adam Berendt. Mówiącego, prowokującego, swoim serdecznym, życzliwym głosem,

- Marino, jakie są to właściwie wzgórza? Na które się nie wspinasz?

Była to czysto sokratejska metoda. Bezosobowe poszukiwanie Prawdy. Marina poczuła niepokój i podniecenie towarzyszące polowaniu. Nie na nią polowano, lecz na nieuchwytną Prawdę. Gdyż nie było tu nic osobistego. Prawda?

Ty Adamie. Ty jesteś wzgórzami! Kochanie ciebie.

Kochanie mężczyzny. Całkowicie, cieleśnie.

Zamiast tego, zniżając głos, jak gdyby się wstydziła, potykając się na ścieżce i starając się powstrzymać łzy, Marina powiedziała,

- Ja - ja chciałam być artystką. Odkąd pamiętam. Nikt inny w mojej rodzinie nie miał takich pomysłów. Byliśmy praktyczną rodziną. Mój ojciec był nauczycielem w szkole średniej, to był zawód. Moja matka, zanim wyszła za mąż, była pielęgniarką. Pracowali, zarabiali. Ja, ja miałam 'wizje'. Byłam pobudliwą, nerwową dziewczyną. W college'u, na Uniwersytecie w Maine, zrozumiałam, że aby być artystką trzeba filtrować swoje wizje przez technikę. Zainteresowałam się rzeźbiarstwem i ceramiką. Ale nie konwencjonalną ceramiką - pracą dziwną, eksperymentalną. Ceramika się nie sprzedaje! To było kojące, zdawało mi się, że ulatuję z siebie w jakimś transie. Po skończeniu studiów, w latach osiemdziesiątych, zamieszkałam z kilkoma przyjaciółmi w Provincetown, bardzo tanio i byłam tam szczęśliwa, miejscowa galeria sprzedała kilka moich prac i wtedy zrobiłam się niecierpliwa, wyjechałam do San Francisco i przez jakiś czas mieszkałam na cudownym, rozpadającym się, starym ranczo w Mendocino, pokochałbyś to miejsce Adamie! Zamiast rzeki za domem, widziałbyś góry. Góry to rodzaj pionowej rzeki, prawda? I światła spływające kaskadami w dół. Byłam tam szczęśliwa i robiłam całkiem dobre prace, przez długi czas nie kontaktowałam się z rodziną, nie podobało im się moje życie, nie chcieli go zrozumieć i wtedy mój ojciec zachorował i wróciłam na wschód i coś się tam zdarzyło, pomiędzy mną a tym, co robiłam, pomiędzy moimi rękoma i tym, czego dotykały, to zgubne dla artysty, prawda? Jak gdybym straciła odwagę. Młody artysta ma odwagę, być może odwagę czerpaną z ignorancji. I wtedy traci się tę odwagę. Z początku nie wiedziałam. Kontynuowałam przez jakiś czas mechanicznie. Kochałam moją pracę, ale stała się zbyt ważna dla mnie. Była moim życiem, powietrzem. To była obsesja. Rzeźbiłam, myślę, że mógłbyś powiedzieć na mniejszą skalę niż ty, także w naturalnych materiałach, nie w metalu, ale to mnie wyczerpywało, nie mogłam spać, moja głowa pełna była 'wizji'. Chciałam tworzyć nadzwyczajne rzeczy, których wcześniej nie wyobrażono. Tak bardzo chciałam - Marina poczuła stare, chore podniecenie, mówiła szybko, w nieprzemyślany sposób. Dlaczego to robię. Odkrywam siebie. Jak gdybym mogła sprawić, by ten mężczyzna mnie pokochał!

Wspięli się na wzgórze, byli na otwartej, pokrytej trawą przestrzeni, dzika róża kwitła białymi pąkami, na wschodzie, mile dalej, rzeka Hudson miała kolor omszałego głazu, spłaszczona przez odległość, bez ruchu, jak wzór na tapecie. Adam wspiął się na wzgórze bez okazywania trudu, mięśnie nóg naprężały się mocno, dwa razy większe od szczupłych nóg Mariny, czekał przez chwilę z szacunkiem nim zapytał,

- Jak długo trwała ta faza w twoim życiu?

- Około roku. Półtora roku. Ponownie zamieszkałam w Nowym Jorku z przyjacielem. On także był artystą. I pracował zarobkowo jako grafik. Myślę, że go kochałam, to była część desperacji.

- I co stało się potem Marino? - Spytał Adam.

- Nie wiem. Staram się o tym nie myśleć. Nie rozpamiętuję przeszłości. Myślę, że się załamałam. Myślę, że byłam chora, fizycznie chora. Wydawało się, że stale mam gorączkę. Bałam się spać, byłam pobudliwa i zła przez cały czas. Zdawałam się niszczyć wszystko, czego dotykałam. Moje ręce odwróciły się przeciwko mnie. Mój kochanek powiedział, że nie może ze mną mieszkać. Wyrzuciłam go i błagałam by wrócił i znów go wyrzuciłam, nie znosiłam tego, co robiłam, moich prac, większość z nich zniszczyłam, straciłam całą wiarę w siebie, wyrzuciłam nawet większość ubrań. Wróciłam do Bangor, znalazłam pracę. Wierzyłam, że moim obowiązkiem jest odwiedzać matkę nawet, jeśli nie wiedziała, kim jestem, nie obchodziło jej to. Jeśli ktoś jest chory można się porównać do tej osoby i poczuć ulgę, że nie jest tobą tak źle. Ten dreszcz ulgi to zdrowe zmysły . Nawet w smutku to ulga. Ale to utwierdziło mnie w postanowieniu, by nie ryzykować załamania psychicznego. 'Sztuka' nie jest tego warta. I to była moja druga strona: pracowałam w księgarniach, a kocham książki. Kocham ich wygląd, zapach, kulturę książek. W zdrowych zmysłach jest i romantyczność, prawda? Lubię ludzi, którzy przychodzą do księgarni. Dzięki Bogu, myślałam, zarzuciłam drugą stronę, szaleństwo. Dorobiłam się trochę, trochę pożyczyłam i przejęłam małą, uroczą księgarnię w Salthill i byłam tam szczęśliwa. - Marina się roześmiała. Była uparta i tylko trochę zła. - Jestem szczęśliwa.

Ale czy Adam był pod wrażeniem? Na swój zabawny, szczery sposób ewidentnie nie.

- Może zbyt szybko przyjęłaś porażkę? - Powiedział

Marina czuła się zraniona. Porażka!

- Dam ci jeszcze jedną szansę Marino. Wybór. Powrót do życia, które opuściłaś.

To wtedy Adam zaproponował Marinie Troy, że da jej prezent. (...)


Brak komentarzy: