Listy Fryderyka Chopina do George Sand i jej dzieci zachowały się tylko w części, bowiem George Sand zniszczyła w 1851 roku znaczny pakiet swej korespondencji. Znakomicie pokazują relacje uczuciowe, jakie charakteryzowały niezwykły związek kompozytora i pisarki: pierwsze miłosne uniesienia, dramatyczne doświadczenia majorkańskie, następnie wspólne zamieszkiwanie w Paryżu i Nohant oraz pełne goryczy rozstanie w 1947 roku.
Książka zawiera także listy George Sand do przyjaciół, którym stale przekazywała wiadomości o Chopinie, oraz listy Chopina adresowane do rodziny i przyjaciół, w których wspomina o George Sand. Niniejsze drugie wydanie zostało poszerzone o listy Sand i Chopina znalezione po 1980 roku.
FRAGMENT Z KSIĄŻKI
11. MAURYCY I CHOPIN DO GEORGE S AND
[Ręką Maurycego:]
[Paryż], 4 listopada [1843]
Droga Moja Najmilsza, widzieliśmy panią Garcia, zanieśliśmy jej dwie piękne wolkamerie mówiąc, że przywieźliśmy je w koszu z Nohant. Widziałem dziewczynkę, która wciąż jest rozkoszna, poznała nas. Ma śliczne kędziorki, powiedziała, że zostałaś z jej inną mamą. Piszę dziś list do pani Viardot, staram się nie zrobić zbyt wielu błędów ortograficznych i pisać czysto. Więc Solange jest grzeczna, no, no! Mam jej dużo do powiedzenia od panny Antonii. Chopin nie czuje się źle; jestem dziś na obiedzie u pani Marliani. Z trudem udaje mi się nie jadać tam co dzień, robię jak Goethe, staram się mieć jak najmniej zobowiązań wobec ludzi, żeby niewiele się ruszać. Mam nadzieję, że to, co Ci mówię, jest uczciwe. Pan Marliani jest pełen entuzjazmu dla Fanchette. Dobrze zrobiłaś kupując klacz. Było to ben de bsun. Odbierzemy 4000 franków od Falampino i zatrzymamy do czasu, kiedy ich zażądasz.
Żegnaj, Droga Moja, ubiorę się do obiadu, włożę żakiet do łasowania sosu i spodnie do pieczeni. – Do widzenia, miej się dobrze, zostań jak długo chcesz, skoro sprawia Ci to przyjemność, choć to wcale dla nas niewesołe – buzi.
[Ręką Chopina:]
Już po czyszczeniu kominków i w piecu w buduarze znaleźliśmy małego ptaszka, który wpadł do przewodu i usechł tam na śmierć. – Trzymamy go dla Pani jako osobliwość. Byłem wczoraj na obiedzie u Gaillarda z Pani sędzią, a jego szwagrem, który wydał mi się bardzo comme il faut. Zabrali mnie do swoich lóż w Operze Komicznej, gdzie usłyszałem nowy utwór Thomasa, Mina, nie bez wartości. Rogier czy Roger, śpiewak, był nieznośny, przez swoje kołtuństwo. – Nie dusiłem się co prawda – ale ziewałem. Molin przyszedł rano i zakazał brać lekarstwo do poniedziałku. Ja i my obaj mamy się dobrze, jedliśmy razem śniadanie i będziemy na obiedzie u pani Marliani.
Jutro pójdziemy obejrzeć Hotel Lambert. Księżna chce się tam przenieść we wtorek. Jeszczem nie przy fortepianie. Zobaczę, jak to będzie w przyszłym tygodniu. Perrichet przyjdzie zdjąć sukno z bilardu. Wszystko będzie dobrze. – Proszę być spokojną – spokojną i nade wszystko cieszyć się piękną pogodą, dobrym zdrowiem i humorem. – Jakie to czarujące, że Solange jest czarująca. Powiadomimy Panią, kiedy wszystko będzie gotowe.
Pani sługa uniżony
Ch.
Pannie Solange wyrazy mego poważania.
11. do eugène’a delacroix
[Paryż, 7 (?) września 1838]
[...] Masz serce dobre i wielkie, Drogi Przyjacielu, a oczy bardzo czarne, bardzo żywe i przejmujące. Wiesz, że szalałabym za Tobą, gdyby nie ktoś inny, i być może Ty również kochałbyś mnie nade wszystko, gdyby inne widma w spódnicach nie tańczyły w sposób tak wdzięczny i pełen kokieterii nocą pod altaną w Twojej alei.
Ale ja nie umiem tańczyć. A zresztą nic nie daje takiej omdlałości w kostkach jak rozkoszne zmęczenie płynące ze szczęśliwej miłości. Trwam nadal w upojeniu, w jakim mnie Pan widział ostatni raz. Ani jednej chmurki na tym czystym niebie, najmniejszego ziarnka piasku w tym jeziorze. Zaczynam wierzyć, że bywają anioły przebrane za mężczyzn, przebywające jakiś czas na ziemi, aby pocieszyć i pociągnąć za sobą ku niebu biedne, zmęczone i strapione dusze, bliskie zatraty. Wszystko to są szaleństwa, których nie zwierzyłabym nikomu więcej poza Panem i Grzym[ałą]. Nie będzie Pan sobie kpić ze mnie, wiem o tym, zna mnie Pan do głębi i wie Pan, że nie zadawałam sobie gwałtu próbując sobie wmówić, że owładnęła mną wielka namiętność. Wie Pan dobrze, że nie jest to ani postanowienie, ani akt rezygnacji, ani złudzenie stworzone przez nudę i samotność, ani też kaprys, nic takiego, co mogłoby nas mylić, wprowadzając równocześnie w błąd innych. Jestem jakby w krainie, do której zaprowadziła mnie przypadkowa przechadzka, tak pięknej, tak czarownej, tak rozkosznej, że nie myślę jej opuszczać; sypiam tam pod gołym niebem, pod drze wami obsypanymi kwieciem, nie myśląc o dniach deszczowych i nie budując sobie schronienia, jak szalony Robinson Cruzoe, Dalibóg, społeczeństwo przymusza nas w dostatecznej mierze do wykonywania prac Robinsona przez całe nasze życie. Czy nie możemy, a raczej, czy nie powinniśmy, kiedy to możliwe, kiedy miłość i letni wiatr ogarniają nas swoim oddechem, zakładać gniazd na gałęziach drzew? Czy my śli Pan, że nie potrwa to dłużej niż wiosenne gniazdo? Kiedy szukam odpowiedzi w logice i wspomnieniach, widzę, jakie to nietrwałe. Kiedy pytam o to w tej chwili moje serce i moją poezję, wydaje mi się, że się to nigdy nie skończy. Ale jakież to ma znaczenie? Gdyby Bóg zesłał mi za godzinę śmierć, nie skarżyłabym się, bo mijają już trzy miesiące niezakłóconego niczym upojenia, podczas gdy w przeszłości nie widzę trzech dni, które nie byłyby mieszaniną zgryzoty z odrobiną tylko radości i nadziei.
Dobre bierze więc górę nad złym, jeśli nie pod względem ilości, to jakości. Tacy już jesteśmy my, artyści, nerwowi i pełni żółci. Jak Pan mówi, podskakujemy niczym wolanty lub piłki gumowe. Przez chwilę dotykamy ziemi, by wznieść się jeszcze wyżej w górę, a ponieważ nasze wolanty mają pióra, wyobrażamy sobie, że mamy skrzydła i fruwamy jak ptaki, i jesteśmy szczęśliwsi niż ptaki, choć one fruwają naprawdę. [...] Bądźmy cyganami, drogi Czarnooki, by móc być artystami lub zakochanymi, bo na świecie są tylko te dwie rzeczy. Miłość przede wszystkim, nieprawdaż? Miłość przede wszystkim, kiedy Gwiazda jest w pełnym świetle, sztuka przede wszystkim, kiedy Gwiazda zaczyna słabnąć. Czyż to wszystko nie jest dobrze pomyślane?
Wszyscy wokół mnie kochają Pana czule. Dosłownie. Dzisiaj, kiedy prze kazywałam zebranym Pańskie pozdrowienia, podniosły się jednogłośne wołania wy chwalające najbardziej czarownego pod słońcem człowieka. Tego właśnie wyrażenia użyto. Ktoś bardzo zbladł widząc Pański list w moich rękach. Musiałam go pokazać5. Była to z Pańskiej strony urocza delikatność, Pańska niepowszednia do broć przejęła mnie do głębi. Lektura tego listu była jak ambrozja dla kogoś, kto Pana uwielbia i chętnie by Panu sekundował, gdyby... co tu mówić! [...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz