czwartek, 10 marca 2011

Powieść na czas oczekiwania nadejścia wiosny.



NOS EDWARDA TRENCOMA
Powieść historyczna z mroczną intrygą i serem. Rok 1969. Edward Trencom, właściciel słynnego londyńskiego sklepu z serami, wiedzie ustabilizowany, spokojny żywot. Przez zabytkowy sklep raz po raz przeciąga jakaś wycieczka, a każdy ze zwiedzających podziwia nie tylko wspaniałą architekturę obiektu, lecz także nos właściciela – okazały i o niezwykłym kształcie. Edward Trencom bowiem, podobnie jak wielu jego znakomitych przodków, obdarzony jest węchem absolutnym: potrafi rozróżnić gatunek sera, miejsce, gdzie go wyprodukowano, a nawet wskazać krowę, która dała mleko. Jednak pewnego dnia w sklepie zjawia się tajemniczy Grek, który utrzymuje, że panu Trencomowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Edward początkowo odnosi się sceptycznie do tych rewelacji, ale szybko stwierdza, że istotnie jest śledzony. Zaczyna badać rodzinne dokumenty, które potwierdzają wieści o ciążącej jakoby nad Trencomami klątwie. Coraz mocniej czuje, że musi się wypełnić także jego przeznaczenie. Ale co nim jest – tego by nie przewidział nawet w najbardziej fantastycznych snach. Nos Edwarda Trencoma jest pierwszą powieścią w dorobku Gilesa Miltona (ur. 1966), znanego wcześniej z reportaży historycznych. Dysponując wielką erudycją, poczuciem humoru i znakomitym warsztatem, autor napisał bardzo atrakcyjną, zabawną książkę, w której sensacyjna intryga idealnie współgra z zadumą nad meandrami historii.
Rewelacyjna książka, idealna na czas oczekiwania na wiosenne , częstsze wypady do parku. Czyta się naprawdę znakomicie, polecam.

Fragment, dla zainteresowanych.
Edward wrócił do domu później niż zwykle. Po winie, które wypił z Richardem Barcleyem, miał zarumienione policzki i poruszał się żwawiej, niemal podskakując. Ostatnimi czasy pokonywał drogę ze stacji do domu pełen niepokoju. Nigdy nie był pewien, czy ktoś nie podąża jego śladem, czy ktoś go nie śledzi. A teraz, ni stąd, ni zowąd, ogarnął go niczym nieuzasadniony dobry humor. Wracał na piechotę ze Streatham Hill z narastającym poczuciem, że jego życie nabrało ostatnio rumieńców. To prawda, że przydarzyły mu się niezwykłe i nieoczekiwane rzeczy. To prawda, że niewątpliwie znalazł się w niebezpieczeństwie. Lecz takie życie, pełne niespodzianek, było o wiele bardziej ekscytujące.
- Dobry wieczór, panie Trencom. Widzę, że jest pan dziś wesół - zagadnęła go pani Salmon spod numeru 36.
- Dobry wieczór, dobry wieczór, pani Salmon. Istotnie, bardzo mi dziś wesoło.
Edward, nie zatrzymując się, pomachał jej wesoło ręką. Zbliżał się do domu i już widział świecący prostokąt okna w salonie. Jestem prawie w domu, prawie w domu, pomyślał. Niech no się zastanowię. Czy wspomnieć Elizabeth, że wiem o jej pogawędkach z Richardem? Nie, może lepiej nie. Lepiej nie budzić licha, przynajmniej na razie.
Wsunął klucz do zamka i przekręcił zdecydowanym ruchem.
- Cześć! - zawołała Elizabeth. - To ty? - Wyszła z kuchni, pocałowała Edwarda w lewy policzek, a potem prosto w usta. Wszystko w porządku? Dawno cię nie widziałam w takim dobrym nastroju.
- Wszystko gra - odparł Edward. - Przepraszam za małe spóźnienie, ale... - Obejrzał żonę od stóp do głów i poczuł w żyłach nagły, niekontrolowany dreszcz.
- Nie jestem pewien, kochanie, jak to wyrazić, ale... proponuję .. o ile nie ma poważnych przeciwwskazań... żebyśmy w ciągu trzech minut... plus minus dwie sekundy... znaleźli się na górze... w łóżku. Albo jeszcze lepiej... tak, czemu nie? Tutaj... teraz. .. w zupełności wystarczy.
Elizabeth parsknęła cichym śmiechem gotowej do współdziałania wspólniczki.
- Mój Boże, nie wiem, jak odpowiedzieć na taką propozycję -odparła z udawaną powagą. Ten nowy Edward ujawniał się od bardzo ekscytującej strony. - Ale skoro pan nalega, panie Cheddar, proszę dać mi parę chwil.
- Wykluczone - odparł. - Mam tylko kilka minut. Widzi pani, pani Trencom, sprawa jest niezwykle pilna, nie ma czasu wejść na górę.
Po tej zapowiedzi Edward wziął się do rozpinania i zdejmowania z żony bluzki i spódnicy - nigdy jeszcze nie podjął choćby nieśmiałej próby rozebrania swojej ślubnej. Idąc za ciosem, zabrałby się do bielizny, gdyby nie uprzedziła go sama Elizabeth. Raz-dwa rozpięła staniczek, wyskoczyła z majteczek i obróciła się ku niemu zupełnie naga.
- Wesołych świąt!-powiedziała.
Edward, czując lekki ucisk w gardle, też się rozebrał. Żadne z nich nie pomyślało o zasunięciu zasłon. Nie przeszkadzały im także zapalone światła, rozjaśniające wszystkie kąty. W mgnieniu oka ożywiony pan Trencom i podniecona pani Trencom dali się porwać namiętności, spalając kalorie w pełnych dwunastu miłosnych rundach.
- Wielkie nieba! - wykrzyknęła pani Hanson mieszkająca pod numerem 47 po drugiej stronie ulicy, gdy zajrzała do ich salonu ze swojej sypialni na piętrze. - Co oni robią?!
- Szczęściarz - wymamrotał pan Clarkson pod numerem 43, zerkając na nich zza zasłon. - Chętnie bym się znalazł na jego miejscu.
— Chętnie bym się z nim zamienił miejscami — zawtórował pan Waller spod numeru 39. - Ten Trencom to ma fart.
I tak też w istocie było.

Brak komentarzy: