Portret damy
Maria Rostworowska: PORTRET ZA MGŁĄ. OPOWIEŚĆ O OLDZE BOZNAŃSKIEJ – idąc w Krakowie od Uniwersytetu w stronę Błoń ulicą niegdyś Wolską, obecnie Piłsudskiego, a za PRL Manifestu Lipcowego, mijamy po prawej stronie skromną piętrową kamieniczkę opatrzoną numerem 21. Tutaj przed stu trzydziestu laty – wówczas była to Wolska 17 – zamieszkał Adam Boznański, inżynier pochodzący ze zbiedniałej rodziny szlacheckiej, ze swą poślubioną w 1862 roku żoną Eugenią i dwiema córkami: urodzoną 15 kwietnia 1865 Olgą i o trzy lata młodszą Izabelą.
Panna Eugenia Mondant była Francuzką z Walencji (Valence), miasta na południe od Lyonu, która jako dwudziestojednoletnia dziewczyna przyjechała do Polski „za chlebem”, by objąć posadę nauczycielki w przyklasztornej szkole norbertanek w Imbramowicach. Przyszłego męża poznała w krakowskim domu państwa Horodyńskich. W Krakowie pozostała do śmierci w roku 1892, utrzymywała jednak stały kontakt z rodziną we Francji, a obie córki były od dzieciństwa dwujęzyczne. Obie też w przyszłości osiedliły się w Paryżu i tam dopełniło się ich życie; Iza popełniła samobójstwo w roku 1934, Olga zmarła sześć lat później, 26 października 1940, w stolicy Francji zajętej przez wojska niemieckie.
*
Olga Boznańska jest jedną z najwybitniejszych i najwyrazistszych indywidualności w dziejach naszego malarstwa. Równocześnie jej biografia sprowadzana bywa do paru anegdot i obrazu z późnych lat paryskich: zdziwaczała stara panna w niemodnej sukni, która karmi myszy biegające po zagraconej pracowni... Opowieść Marii Rostworowskiej, oparta o archiwa Boznańskiej przechowywane w Krakowie i w Paryżu, a także o archiwa rodziny Pusłowskich, obficie cytująca korespondencję artystki, wypowiedzi współczesnych jej krytyków i świadectwa ludzi, którzy ją spotkali, rysuje portret o wiele bardziej wielostronny. Portret kobiety obdarzonej talentem i pasją, która umiała pokierować swoim życiem i zrealizować artystyczne powołanie, choć za niezależność zapłaciła wysoką cenę, a jej franciszkańska miłość do zwierząt istotnie przybierała czasem formy dziwaczne.
„Ta wybitna artystka – pisze Rostworowska – osiągnęła swoją pozycję w świecie sztuki całkowicie samodzielnie, »bez protekcji« (te dwa słowa były dla niej zawsze bardzo ważne), pomimo wszystkich utrudnień, jakie w tamtych latach mogły (ale nie musiały) napotkać na swojej drodze kształcące się kobiety”. Oglądamy „wielką damę, skromną i nieśmiałą, a przecież bywającą w elitarnych salonach Paryża, Krakowa i Monachium, wybitną i podziwianą artystkę, której nazwisko znane było koneserom sztuki w całej Europie, która z najwybitniejszymi malarzami swojego czasu przez ponad dwadzieścia lat każdej wiosny wystawiała swoje obrazy również w Stanach Zjednoczonych, w pittsburskim Instytucie Carnegie”. W innym zaś miejscu książki autorka pyta retorycznie: „Czy można uznać za nieszczęśliwe, nieudane i nudne życie osoby, która od najwcześniejszych lat zrozumiała swoje posłannictwo, która potrafiła podporządkować mu wszystko, nie niszcząc przy tym nikogo, i która czerpała radość i siłę ze swojej twórczości aż do ostatnich miesięcy życia?”.
Maria Rostworowska odtwarza etapy biografii i artystycznej drogi swojej bohaterki od jej krakowskich początków, po których pozostał wczesny ślad w postaci obrazków dziesięcioletniej Olgi. W połowie lat 80. XIX wieku Eugenia i Adam Boznańscy zdecydowali się – rzecz na owe czasy niezwykła – wysłać młodziutką, zaledwie dwudziestoletnią córkę na studia do Monachium. Kulminacją tej drogi stał się Paryż, ujrzany po raz pierwszy i pokochany już w 1878 roku, gdy rodzina Boznańskich wybrała się do ówczesnej „stolicy świata” obejrzeć wystawę światową.
W 1896 roku dwie prace Olgi przyjęte zostały na wystawę w paryskim Salon des Beaux Arts. „Stało się to, czego najbardziej pragnęłam w życiu – pisała do ojca. – Wystawiłam swoje prace bez protekcji na Polu Marsowym. Mogę jeszcze kiedyś o wiele lepiej malować niż dziś, większy honor już mnie nigdy spotkać nie może”. Dwa lata później francuski kuzyn Olgi, który spełniał rolę jej ambasadora i pośrednika, pomógł jej wynająć w Paryżu mieszkanie. Miasto nad Sekwaną miało odtąd stać się jej głównym miejscem pobytu, choć nadal odwiedzała Kraków. Tutaj przecież stała rodzinna kamieniczka, z którą zresztą wciąż były kłopoty, zwłaszcza od czasu wielkiej powodzi w 1903 roku, kiedy domy przy Wolskiej zalane zostały do wysokości pierwszego piętra…
*
„Poważna panna Olga fascynowała mężczyzn – wielki talent, silna osobowość, interesująca aparycja, wrażliwość i subtelność połączone z całkowitym brakiem kokieterii sprawiały, że wielu panów (co ciekawe, zazwyczaj o parę lat od niej młodszych) pozostawało pod jej urokiem”. Najsłynniejszym bodaj z monachijskich obrazów Boznańskiej jest świetny portret malarza Paula Nauena. Czy pomiędzy obojgiem artystów zdarzyło się coś więcej niż wzajemne pozowanie? Galerię mężczyzn, którzy wyraźniej zaznaczyli swoją obecność w życiu Boznańskiej, otwiera jej jedyny narzeczony Józef Czajkowski, malarz, architekt i współtwórca polskiej szkoły „sztuki stosowanej”. A dalej? Bezskutecznie starający się o jej względy młody wiedeńczyk Victor Back, po którym pozostał plik trudno czytelnych listów. Zafascynowany nią architekt Franciszek Mączyński. Wykorzystujący cynicznie jej sympatię Bohdan Faleński. Zaprzyjaźniony z malarką Zygmunt Pusłowski i jego dwaj synowie: poległy podczas I wojny Emanuel i Xawery, bohater innej, wcześniejszej książki Marii Rostworowskiej.
Niezwykle dramatycznie rysują się relacje pomiędzy Olgą i jej siostrą Izą, w ostatnich zwłaszcza latach pełne napięć, kłótni, zazdrości i wzajemnych podejrzeń, a równocześnie zdradzające niewygasłą rodzinną więź. Iza miała pretensje do Olgi o despotyzm, obojętność, o traktowanie domu przy Wolskiej jako swej wyłącznej własności. Uważała też nie bez racji, że Olga jest wykorzystywana czy wręcz okradana przez odwiedzających ją gości. Równocześnie aby ją wspomóc, kupowała jej obrazy przez podstawione osoby...
Makabryczne okoliczności samobójczej śmierci Izy, alkoholiczki i morfinistki, „zastraszające wprost wywołały skutki na stan psychiczny p. Olgi Boznańskiej” – pisał opiekujący się malarką Jan Szymański. I choć jej obrazy pokazano w 1938 roku na weneckim Biennale, a parę miesięcy wcześniej otrzymała niespodzianie Grand Prix podczas paryskiej Wystawy Światowej, choć w Polsce znów stało się o niej głośno, a Maja Berezowska i Jerzy Waldorff publicznie wzywali do zajęcia się losem osamotnionej artystki, schyłek jej życia znaczony był słabnącym kontaktem ze światem. Nawet wtedy jednak, wspomina dziś Urszula Kołaczkowska, która w 1936 roku odwiedziła Boznańską, mimo jej dziwactw, ubóstwa i starości „pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy, był jej sposób bycia – prawdziwej rasowej damy”.
Opowieść Marii Rostworowskiej, żywa i solidnie osadzona w realiach i klimacie tamtej epoki, otrzymała imponującą oprawę edytorską: mnóstwo ilustracji w tekście, spora wkładka z kolorowymi reprodukcjami obrazów Boznańskiej. Na końcu dodano dwa szkice o malarstwie Boznańskiej, Stefanii Krzysztofowicz-Kozakowskiej i Pawła Taranczewskiego, który w autorce „Portretu Gabrieli Reval” dostrzegł „siostrę Prousta”. W następnym wydaniu chętnie zobaczyłbym kalendarium życia Boznańskiej, zwłaszcza zaś notę bibliograficzną z opisem źródeł archiwalnych oraz koniecznie indeks osób. (Wydawnictwo Terra Nova, Warszawa 2003, cena 75 zł. Książka ukazała się dzięki mecenatowi Christophera Radko. Na okładce wykorzystano obraz Zbysława Marka Maciejewskiego.)
1 komentarz:
boznańska była genialna...
mam nadzieję, że uda mi się znaleźć gdzieś tę książkę...
Prześlij komentarz