Bardzo polubiłam tego francuskiego pisarza. Do tej pory przeczytałam wcześniejsze jego powieści POD NIEOBECNOŚĆ MĘŻCZYZN, NIEPEWNE DNI oraz CHŁOPIEC Z WŁOCH.
Polecam i to bardzo.
Odnajdziesz tutaj moje myśli na temat historii,literatury,poezji,życia i śmierci.Sztuka jest uprzywilejowana na tych stronach,ona nadaje sens i smak życiu.Jeśli jesteś zainteresowany,czytaj,najlepiej przy kawie.Może odnajdziesz tutaj coś co cię zainspiruje.A może sam napiszesz do mnie kilka słów w komentarzu, które staną się inspiracją dla mnie.
Wprowadzenie
Relacje ze zwierzchnikiem są niewątpliwie najważniejszym związkiem międzyludzkim, z jakim masz do czynienia w pracy. Powinny więc być nienaganne. Nie musicie być świetnymi kumplami po godzinach, ale w pracy trzeba żyć w zgodzie, ufać sobie i szanować w sobie wzajemnie fachowców i ludzi. Im lepiej będziecie się rozumieli, tym łatwiejsze, skuteczniejsze i bardziej zadowalające będzie wspólne działanie.
Dobry szef wkłada wiele pracy w utrzymywanie takich stosunków, ale ty też nie powinieneś siedzieć z założonymi rękami. Nie chodzi tylko o to, że relacje będą znacznie lepsze, jeśli obaj się o to postaracie. Przede wszystkim z samej sytuacji wynika, że to ty powinieneś zdobyć się na główny wysiłek. W końcu masz tylko jednego bezpośredniego zwierzchnika (lub co najwyżej dwóch) i możesz się na nim skupić, natomiast szef musi budować właściwe związki z wieloma członkami zespołu. Jeśli ty też jesteś menedżerem, łatwo zauważysz tę różnicę położenia wobec zwierzchnika i wobec podwładnych.
Dobry szef wkłada wiele pracy w utrzymywanie dobrych stosunków, ale ty też nie powinieneś siedzieć z założonymi rękoma.
Poza tym to ty masz więcej do stracenia, jeśli wasze stosunki źle się ułożą. Od szefa zależą takie sprawy, jak bodźce motywujące do pracy, wsparcie zawodowe, podwyżki, awanse, a nawet fakt, że masz pracę w tej firmie. Nie jesteś dla niego aż tak ważny, jak on dla ciebie. Rozsądnie więc będzie przyjąć, że to na tobie spoczywa odpowiedzialność za to, żebyście tworzyli zgodny zespół.
Radzić sobie z szefem - to tyle, co ułożyć sobie z nim bezpośrednie i dobre stosunki. Chodzi o to, by szef rozpromieniał się, kiedy wchodzisz do pokoju. Aby wiedział, że zawsze się z tobą dogada, że może ci ufać, polegać na tobie, może liczyć na zgodną współpracę. Jeśli ten opis już teraz pasuje do ciebie i twojego zwierzchnika, można ci tylko pogratulować. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że wprawdzie pod pewnymi względami współpraca układa się wam dobrze, ale wasze style pracy niekiedy kolidują ze sobą albo wasze odmienne cechy osobowości nieprzyjemnie się zderzają. Jeśli tak, musisz nauczyć się postępować z szefem, by usuwać wszystko, co jest zawadą w stworzeniu idealnych relacji.
Przede wszystkim musisz odkryć, co dzieje się w głowie szefa. Jeśli nie rozgryziesz jego motywacji, nie masz co marzyć o znalezieniu właściwych sposobów postępowania. Musisz zwłaszcza zrozumieć, jaki ciężar na nim spoczywa, a więc powinieneś zainteresować się osobą szefa, swojego szefa - tym co jego porusza i jakie związki łączą go z twoim bezpośrednim zwierzchnikiem.
Przede wszystkim musisz odkryć, co dzieje się w głowie twojego szefa. Jeśli nie rozgryziesz jego motywacji, nie masz co marzyć o znalezieniu właściwych sposobów postępowania.
Kiedy już potrafisz spojrzeć na sytuację oczami szefa, wróć na swoje miejsce. Czy zatargi z szefem wynikają z jego trudnego charakteru, czy może ty też nieświadomie się do nich przyczyniasz? Jeśli zidentyfikujesz własne wady, będziesz mógł coś z nimi począć.
Każdy szef jest inny, ale pewne umiejętności przydadzą się w kontaktach w każdym przypadku. Niektóre - takie jak asertywność i umiejętność słuchania - będą ci potrzebne stale, z innych - jak panowanie nad emocjami lub umiejętność poruszania gorących tematów bez doprowadzania do konfrontacji - będziesz korzystać tylko sporadycznie.
Rzecz jasna istnieją trudni zwierzchnicy. Problemy z nimi występują tylko od czasu do czasu, ale nie da się zaprzeczyć, że bywają szefowie o przykrych cechach charakteru, którzy lubią na przykład wyładowywać zły humor na podwładnych albo poniżać ich na oczach innych. Jeśli twój szef przejawia tego typu zachowania, musisz wiedzieć, jak można złagodzić ten problem.
Z książki tej dowiesz się wszystkiego, czego potrzebujesz, by twoje związki z szefem były długie i szczęśliwe. A kiedy dzięki temu osiągniesz awans i staniesz przed nowymi wyzwaniami, będziesz już umiał radzić sobie z kolejnym szefem. Z jego następcą także.
Ostatni krok będzie polegał na tym, żebyś nakłonił do lektury wszystkich podwładnych (jeśli ich masz). Nie po to, żeby zobaczyli, jakiego mają światłego szefa, lecz po to, by twój zespół był zgodny, przyjazny i łatwy do kierowania. Bo na taki zasługujesz.
Część I. Poznaj swego szefa
Jeśli pragniesz wzorowych stosunków ze zwierzchnikiem, musisz przede wszystkim dobrze go poznać. Musisz zrozumieć jego ukryte motywy i naciski, którym podlega. Musisz także dowiedzieć się tego samego o jego szefie. Dopiero gdy określisz problemy, z którymi masz się zmierzyć, przyjrzyj się bliżej waszym stosunkom. Będziesz mógł wtedy znaleźć klucz do swojego szefa i stworzyć z nim idealne relacje robocze.
Rozdział 1. Zrozum szefa
Dobre relacje z szefem są ważniejsze dla ciebie niż dla niego. Jeśli źle się wam układa, ty tracisz więcej niż on. Przede wszystkim masz tylko jednego bezpośredniego zwierzchnika (może dwóch), natomiast on ma zapewne innych podwładnych prócz ciebie. Ty zatem musisz się postarać, żeby wszystko między wami grało.
Pierwszym krokiem będzie dobre poznanie szefa. Nie mam tu na myśli kontaktów towarzyskich - chodzi o to, że musisz umieć spojrzeć na wasze kontakty z jego punktu widzenia. Musisz znać jego sposób działania i wiedzieć, co jest dla niego ważne w pracy. W tym celu odpowiedz na następujące pytania:
|
Interesująca lektura dla wszystkich zainteresowanych tematem życia i duchowości przeżywanej we wspólnocie zakonnej.
Tajemnice zakonu to fascynująca opowieść o życiu w zakonnych murach. Ojciec Leon Knabit przedstawia w niej świat zamknięty dla zwykłego człowieka. Książka, miejscami poważna, miejscami pełna humoru i ciepła, dotyka takich zagadnień jak powołanie, przyczyny wstąpienia do klasztoru i kwestie życia w odosobnieniu.
Odpowiada także na pytania o to, czym różnią się współczesne zakony od dawnych, czy są one dzisiaj potrzebne? Dlaczego nas tak intrygują? Co zyskamy w kontakcie z tą tajemniczą rzeczywistością?
Ojciec Leon Knabit (ur. 1929) – Benedyktyn, rekolekcjonista. Autor wielu książek. Prowadził programy telewizyjne w Telewizji Polskiej „Ojciec Leon zaprasza”, „Salomon” oraz „Credo”. Był jednym z redaktorów półrocznika „Cenobium”. Znany jest ze swej otwartości, dobrego kontaktu z młodzieżą i poczucia humoru.
Artur Sporniak – dziennikarz Tygodnika Powszechnego, współautor i autor kilku książek, rozmów na tematy związane z wiarą, m.in. Autobiografia z ojcem Joachimem Badenim, Schody do nieba.
Ciało i społeczeństwo. Mężczyźni, kobiety i abstynencja seksualna we wczesnym chrześcijaństwie |
Peter Brown Tłumaczenie: Ireneusz Kania Projekt okładki: Katarzyna Bruzda |
Pierre Bayard
JAK ROZMAWIAĆ O KSIĄŻKACH,
KTÓRYCH SIĘ NIE CZYTAŁO?
SPIS TREŚCI:
PROLOG
RODZAJE NIE-CZYTANIA
Rozdział 1. Książki, których nie znamy
Rozdział 2. Książki, które przekartkowaliśmy
Rozdział 3. Książki, które znamy ze słyszenia
Rozdział 4. Książki, które zapomnieliśmy
Rozdział 1. W wielkim świecie
Rozdział 2. Przed profesorem
Rozdział 3. Przed pisarzem
Rozdział 4. Z ukochaną osobą
Rozdział 1. Nie wstydzić się
Rozdział 2. Narzucać swoje zdanie
Rozdział 3. Wymyślać książki
Rozdział 4. Mówić o sobie
Nota od Autora:
Cztery kategorie książek, które będą dokładniej objaśnione w czterech pierwszych rozdziałach, oznaczam skrótami: KN – książka, której nie znam; KP – książka, którą przekartkowałem; KS – książka, którą znam ze słyszenia; KZ – książka, którą zapomniałem. Kategorie te się nie wykluczają, jedna książka może zostać opatrzona kilkoma adnotacjami. Oznaczenie kategorii będzie podane przy pierwszym przywołaniu tytułu.
fragment
Rozdział czwarty
KSIĄŻKI, KTÓRE ZAPOMNIELIŚMYW KTÓRYM WRAZ Z MONTAIGNEM ZADAMY SOBIE PYTANIE, CZY JEŚŁI PRZECZYTALIŚMY KSIĄŻKĘ I ZAPOMNIELIŚMY, A NAWET ZAPOMNIELIŚMY, ŻE JĄ KIEDYKOLWIEK CZYTALIŚMY, NADAL MOŻEMY POWIEDZIEĆ, ŻE JĄ CZYTALIŚMY
Nie ma więc tak wielkiej znów różnicy między książką przeczytaną – jeśli tworzenie takiej kategorii ma w ogóle sens – a książką przejrzaną. Kiedy uprzytomnimy sobie, jak wiele racji miał Valéry, pisząc eseje o dziełach, które jedynie przekartkował, oraz Baskerville, komentując książkę, której nie miał nawet w ręku, najbardziej staranna i uważna lektura zaczyna przypominać pobieżne przeglądanie. Możemy się o tym przekonać, gdy weźmiemy pod uwagę jeszcze jeden aspekt lektury, zazwyczaj lekceważony, a mianowicie – czas. Czytanie bowiem nie jest tylko poznawaniem i przyswajaniem, lecz – od momentu otwarcia książki – konsekwentnym i nieubłaganym zapominaniem.
Już w trakcie lektury zaczynamy zapominać to, co przeczytaliśmy przed chwilą. Proces ten trwa nieprzerwanie aż do chwili, w której okazuje się, że wszystko wygląda tak, jakbyśmy danej książki nigdy nie czytali; stajemy się na nowo nie-czytelnikami, a przecież mogliśmy nimi pozostać od początku, gdybyśmy tylko działali bardziej świadomie. Stwierdzenie, że czytało się tę czy inną książkę, jest więc w rzeczywistości tylko metonimią, gdyż nigdy nie czytamy więcej niż część książki, mniejszą lub większą, a nawet ta część skazana jest prędzej czy później na zapomnienie. Rozmowy, które prowadzimy sami ze sobą i z innymi, dotyczą raczej nie książek, lecz bardzo przybliżonych wspomnień o nich, kształtowanych przez naszą teraźniejszość.
*
Żaden czytelnik, nawet najznamienitszy, nie może twierdzić, że jego ten proces zapominania nie dotyczy. Nie uchronił się przed nim również Montaigne, który przecież kojarzy nam się przede wszystkim z rozległą erudycją antyczną i z bibliotekami, a który jednak ze śmiałością i szczerością nie mniejszą niż późniejsza szczerość Valéry’ego mówi o sobie jako o czytelniku zapominalskim.
Problem niedostatków pamięci, choć nie należy do najczęściej roztrząsanych przez krytykę, jest tematem wielokrotnie powracającym w Próbach. (KP, KP, + +) Pisarz nieustannie skarży się na tę przypadłość i na kłopoty, jakie z niej wynikają. Opowiada na przykład, że za każdym razem, gdy udaje się, by sprawdzić coś w swojej bibliotece, zapomina po drodze, w jakiej sprawie tam szedł. W trakcie rozmowy zmuszony jest wyrażać się zwięźle, gdyż boi się, że straci wątek. Nie jest też w stanie zapamiętać imion swoich służących, dlatego gdy ich woła, używa nazwy ich funkcji albo kraju, z którego pochodzą.
Problem jest na tyle poważny, że Montaigne znajduje się właściwie na granicy kryzysu tożsamości, chwilami boi się, że zapomni własnego imienia. Zastanawia się, jak poradzi sobie w codziennym życiu, gdy wreszcie nadejdzie dzień, w którym to nieszczęście mu się przytrafi – bo wydaje się ono nieuniknionym logicznym następstwem dotychczasowych problemów z pamięcią.
Te problemy nie pozostają bez związku z przeczytanymi książkami. Na samym początku rozdziału Prób , w którym o nich mowa, Montaigne bez owijania w bawełnę przyznaje, jak wielką trudność sprawia mu zapamiętanie czegokolwiek, co czytał:
Jeśli mam pewne oczytanie, to jest zupełnie źle z zapamiętywaniem.
Lektury zacierają się w pamięci stopniowo, ale konsekwentnie, proces ten obejmuje wszystkie szczegóły przeczytanych niegdyś książek, od nazwiska autora po sam tekst. Znikają one ze świadomości jeden po drugim, równie szybko jak się w niej pojawiły:
Kartkuję książki, nie studiuję ich. Co mi z nich zostanie, tego już nie uważam za rzecz cudzą; toć jeno to, z czego sąd mój wyciągnął dla się korzyść, myśli i poglądy, którymi się napoił. Autor, miejsce, słowa i inne okoliczności, to wszystko zapominam od razu.
To zanikanie jest w pewnym sensie nieodłącznie związane z tym, co zyskujemy dzięki książkom. Montaigne właśnie dlatego, że ma zwyczaj przywłaszczać sobie to, co przeczytał, czym prędzej zapomina książkę – jakby była ona tylko tymczasowym nośnikiem jakiejś ponadosobowej mądrości i spełniwszy swoją misję, dostarczywszy przesłanie, mogła już tylko zniknąć. Ale nawet jeśli zapominanie ma również pozytywne aspekty, to nie znoszą one bynajmniej związanych z nim problemów, zwłaszcza psychicznych, nie rozwiewają niepokoju, jaki wywołuje niemożność zapamiętania czegokolwiek, zwłaszcza wobec konieczności prowadzenia codziennych rozmów z ludźmi.
*
Oczywiście tego rodzaju nieprzyjemności zna każdy, każda lektura daje bowiem wiedzę kruchą i nietrwałą. W przypadku Montaigne’a jednak szczególnie interesujące i świadczące o rzeczywiście niezwykłej skali jego kłopotów z pamięcią wydaje się to, że nie jest on w stanie przypomnieć sobie nawet, czy kiedykolwiek czytał jakiś utwór, czy nie:
Problem okazuje się więc w przypadku Montaigne’a naprawdę poważny, gdyż w zapomnieniu pogrąża się nie tylko książka, lecz także moment czytania. Znika w pamięci nie tylko przedmiot – wówczas przynajmniej mgliste jego zarysy mogłyby się zachować – lecz także sam akt lektury, jak gdyby zapominanie było tak radykalne i gruntowne, że pochłania absolutnie wszystko, co wiąże się z jego przedmiotem. Mamy więc prawo zapytać, czy lektura, o której nie wiadomo, czy w ogóle miała miejsce, może wciąż jeszcze nosić miano lektury.Aby przypomóc nieco chybom mej pamięci i zawodności jej tak osobliwej, iż zdarzało mi się nieraz brać w rękę, jakby nowe i nieznane, książki, które czytałem pilnie parę lat wprzódy i zabazgrałem przypiskami, przyjąłem od niejakiego czasu zwyczaj, aby pomieszczać na końcu każdej książki (mówię o tych, którymi mam zamiar posłużyć się tylko raz) datę, kiedy skończyłem ją czytać, i sąd, jaki z grubsza wyciągnąłem; tak by mi to przynajmniej odtworzyło wrażenie i ogólną myśl, jaką powziąłem o autorze przy czytaniu.
Kiedy zbliżają się letnie wakacje, chwalebny zwyczaj nakazuje tygodnikom
politycznym i kulturalnym podsunąć swoim czytelnikom co najmniej dziesięć
mądrych książek, które pozwolą im rozumnie spędzić rozumne wakacje.
Przeważa jednak nieprzyjemny zwyczaj nakazujący traktować czytelnika jak
osobę niedorozwiniętą i nawet sławni pisarze starają się proponować
książki, które ludzie o średnim wykształceniu powinni byli przeczytać
najpóźniej przed maturą. Wydaje się nam czymś obraźliwym, a przynajmniej
poklepywaniem czytelnika po ramieniu, doradzanie mu, bo ja wiem, niemieckiego
oryginału Powinowactwa z wyboru, Prousta w wydaniu Pleiade albo łacińskich
utworów Petrarki. Musimy uwzględnić fakt, że czytelnik, od tak dawna
zasypywany tego rodzaju radami, musi stawać się coraz bardziej wymagający, a
jednocześnie nie możemy tracić z oczu tych, którzy nie mogąc sobie
pozwolić na kosztowne wakacje, gotowi są przeżyć przygodę niedrogą i
podniecającą.
Komuś, kto zamierza spędzać długie godziny na plaży, doradzałbym Ars
magna lucis et umbrae ojca Athanasiusa Kirchera, rzecz fascynującą dla
czytelnika, który wystawiwszy się na działanie promieni podczerwonych, zechce
zadumać się nad cudownością światła i zwierciadeł. Rzymskie wydanie z
roku 1645 jest nadal dostępne w antykwariatach, za sumy bezspornie niższe od
tych, jakie Calvi wyeksportował do Szwajcarii. Nie zalecałbym
wypożyczania tej pozycji z biblioteki, ponieważ można ją znaleźć jedynie w
zabytkowych pałacach, gdzie personel biblioteczny składa się zwykle z ludzi bez
prawej ręki i lewego oka, którzy spadają z drabiny, kiedy pną się ku
półkom z cymeliami. Dalszą niedogodnością są mole książkowe oraz
kruchość kart, nie należy więc czytać takiego dzieła, kiedy wiatr porywa
plażowe parasole.
Młodzieniec, który podróżuje po Europie z okresowym biletem kolejowym
drugiej klasy w kieszeni, narażony jest więc na lekturę w zatłoczonym
pociągu, gdzie stoi się wystawiając jedną rękę za okno, mógłby zabrać ze
sobą przynajmniej trzy z sześciu wydanych u Einaudiego tomów Ramusia,
które można doskonale czytać trzymając jeden w ręku, drugi pod pachą, a
trzeci między udami. Czytanie w trakcie podróży o podróży to przeżycie
bardzo intensywne i pobudzające.
Młodzieńcom, którzy wyrwali się ze szponów polityki (albo się do niej
rozczarowali), a mimo to pragną być na bieżąco w sprawach Trzeciego
Świata, proponowałbym jakieś arcydzieło filozofii muzułmańskiej. Adelphi
opublikował ostatnio Księgę rad, której autorem jest Kay Ka'us ibn Iskandar,
lecz niestety w tym wydaniu zrezygnowano z oryginału irańskiego, przez co
gubi się oczywiście cały smak tekstu. Godnym natomiast polecenia dziełem
jest Kitab al-s'ada wa'L is'ad Abul'l-Hasana Al'Amiriego, dostępne w
Teheranie w wydaniu krytycznym z roku 1957.
Ponieważ jednak nie wszyscy czytają swobodnie w językach Bliskiego
Wschodu, dla tych, którzy wędrują samochodem, a nie mają kłopotów z
nadmiernym bagażem, doskonała byłaby, jak mniemam, kompletna Patrologia Migne'a.
Odradzałbym pisma ojców greckich przed Soborem Florenckim z roku 1440, gdyż
trzeba by zabrać ze sobą 161 woluminów wydania grecko-łacińskiego i 81
wydania łacińskiego, gdy tymczasem, decydując się na ojców łacińskich
sprzed roku 1216, wystarczy zabrać 218 woluminów. Zdaję sobie sprawę, że
nie wszystkie tomy są dostępne na rynku, od czego jednak fotokopiarki! Tym,
którzy mają zainteresowania mniej specjalistyczne, doradzałbym lekturę
(oczywiście w oryginale) paru solidniejszych dzieł wywodzących się z
tradycji kabalistycznej (są w dzisiejszych czasach niezbędne dla zrozumienia
nowoczesnej poezji). Wystarczy kilka pozycji: naturalnie Sepher Jezirah, Zohar,
Mojżesz Kordowero i Izaak Luria. Zestaw kabalistyczny nadaje się zresztą
wspaniale do wykorzystania w działalności Klubów Śródziemnomorskich,
których animatorzy mogą utworzyć dwie grupy współzawodniczące ze sobą w
budowaniu jak najsympatyczniejszego Golema. A wreszcie tym, którzy mają
trudności z hebrajskim, pozostaje zawsze Pół Corpus hermeticum i pisma
gnostyczne (lepiej wybrać Walentyna, gdyż Bazylides jest często zbyt rozwlekły i
irytujący).
To wszystko (i o wiele więcej) polecałbym ludziom spragnionym wakacji
rozumnych. W przeciwnym razie nie ma dyskusji, zabierajcie ze sobą Grundrisse,
Ewangelie apokryficzne i inedita Peirce'a na mikrofilmach. W końcu tygodniki
kulturalne nie są periodykami dla szkoły podstawowej.
(1981)
Umberto Eco
(Photo: Nancy Crampton) Ze zbioru felietonów Umberto Eco pt. Zapiski na
pudełku od zapałek.
Przełożył z włoskiego Adam Szymanowski.
Tekst ten wyszukał dla mnie Ukochany. Postanowiłam się nim podzielić
bo ironia i erudycja Ecco są na najwyższym poziomie.
Seria: Wiek męski
ISBN: 83-7453-620-9
Rok wydania: 2005
Informacja:
format 135×204 mm
oprawa twarda z obwolutą
nie umrzesz
w kałamarzu wciąż zamknięte myśli
przycupnięte na dnie
otulone granatowym pledem
że ty nigdy nie umrzesz
napijemy się dobrego porto
kiedy wieczór wyskoczy czarnym kotem
na dachy pobliskich wspomnień
więc ty nigdy nie umrzesz
zapatrzymy się w jeziora zielone i szare
jakbyśmy wciąż młodzi byli
stuknie zegar na siwiutką kompletę
dlatego nigdy nie umrzesz
wsiądziemy do gwiezdnej łódki
oplecionej księżycowym jaśminem
odepchnę brzegu gościnne dłonie dumny
że ty nigdy nie umrzesz
Dla A. Northallerton 02.01.2OO9.
DZIĘKUJĘ CI UKOCHANY ZA TEN WIERSZ.PIĘKNY WIERSZ.