Pierre Bayard
JAK ROZMAWIAĆ O KSIĄŻKACH,
KTÓRYCH SIĘ NIE CZYTAŁO?
Przełożyła z francuskiego Magdalena Kowalska
wydanie pierwsze, oprawa miękka, 160 s.
SPIS TREŚCI:
PROLOG
RODZAJE NIE-CZYTANIA
Rozdział 1. Książki, których nie znamy
Rozdział 2. Książki, które przekartkowaliśmy
Rozdział 3. Książki, które znamy ze słyszenia
Rozdział 4. Książki, które zapomnieliśmy
Rozdział 1. W wielkim świecie
Rozdział 2. Przed profesorem
Rozdział 3. Przed pisarzem
Rozdział 4. Z ukochaną osobą
Rozdział 1. Nie wstydzić się
Rozdział 2. Narzucać swoje zdanie
Rozdział 3. Wymyślać książki
Rozdział 4. Mówić o sobie
Nota od Autora:
Cztery kategorie książek, które będą dokładniej objaśnione w czterech pierwszych rozdziałach, oznaczam skrótami: KN – książka, której nie znam; KP – książka, którą przekartkowałem; KS – książka, którą znam ze słyszenia; KZ – książka, którą zapomniałem. Kategorie te się nie wykluczają, jedna książka może zostać opatrzona kilkoma adnotacjami. Oznaczenie kategorii będzie podane przy pierwszym przywołaniu tytułu.
fragment
Rozdział czwarty
KSIĄŻKI, KTÓRE ZAPOMNIELIŚMYW KTÓRYM WRAZ Z MONTAIGNEM ZADAMY SOBIE PYTANIE, CZY JEŚŁI PRZECZYTALIŚMY KSIĄŻKĘ I ZAPOMNIELIŚMY, A NAWET ZAPOMNIELIŚMY, ŻE JĄ KIEDYKOLWIEK CZYTALIŚMY, NADAL MOŻEMY POWIEDZIEĆ, ŻE JĄ CZYTALIŚMY
Nie ma więc tak wielkiej znów różnicy między książką przeczytaną – jeśli tworzenie takiej kategorii ma w ogóle sens – a książką przejrzaną. Kiedy uprzytomnimy sobie, jak wiele racji miał Valéry, pisząc eseje o dziełach, które jedynie przekartkował, oraz Baskerville, komentując książkę, której nie miał nawet w ręku, najbardziej staranna i uważna lektura zaczyna przypominać pobieżne przeglądanie. Możemy się o tym przekonać, gdy weźmiemy pod uwagę jeszcze jeden aspekt lektury, zazwyczaj lekceważony, a mianowicie – czas. Czytanie bowiem nie jest tylko poznawaniem i przyswajaniem, lecz – od momentu otwarcia książki – konsekwentnym i nieubłaganym zapominaniem.
Już w trakcie lektury zaczynamy zapominać to, co przeczytaliśmy przed chwilą. Proces ten trwa nieprzerwanie aż do chwili, w której okazuje się, że wszystko wygląda tak, jakbyśmy danej książki nigdy nie czytali; stajemy się na nowo nie-czytelnikami, a przecież mogliśmy nimi pozostać od początku, gdybyśmy tylko działali bardziej świadomie. Stwierdzenie, że czytało się tę czy inną książkę, jest więc w rzeczywistości tylko metonimią, gdyż nigdy nie czytamy więcej niż część książki, mniejszą lub większą, a nawet ta część skazana jest prędzej czy później na zapomnienie. Rozmowy, które prowadzimy sami ze sobą i z innymi, dotyczą raczej nie książek, lecz bardzo przybliżonych wspomnień o nich, kształtowanych przez naszą teraźniejszość.
*
Żaden czytelnik, nawet najznamienitszy, nie może twierdzić, że jego ten proces zapominania nie dotyczy. Nie uchronił się przed nim również Montaigne, który przecież kojarzy nam się przede wszystkim z rozległą erudycją antyczną i z bibliotekami, a który jednak ze śmiałością i szczerością nie mniejszą niż późniejsza szczerość Valéry’ego mówi o sobie jako o czytelniku zapominalskim.
Problem niedostatków pamięci, choć nie należy do najczęściej roztrząsanych przez krytykę, jest tematem wielokrotnie powracającym w Próbach. (KP, KP, + +) Pisarz nieustannie skarży się na tę przypadłość i na kłopoty, jakie z niej wynikają. Opowiada na przykład, że za każdym razem, gdy udaje się, by sprawdzić coś w swojej bibliotece, zapomina po drodze, w jakiej sprawie tam szedł. W trakcie rozmowy zmuszony jest wyrażać się zwięźle, gdyż boi się, że straci wątek. Nie jest też w stanie zapamiętać imion swoich służących, dlatego gdy ich woła, używa nazwy ich funkcji albo kraju, z którego pochodzą.
Problem jest na tyle poważny, że Montaigne znajduje się właściwie na granicy kryzysu tożsamości, chwilami boi się, że zapomni własnego imienia. Zastanawia się, jak poradzi sobie w codziennym życiu, gdy wreszcie nadejdzie dzień, w którym to nieszczęście mu się przytrafi – bo wydaje się ono nieuniknionym logicznym następstwem dotychczasowych problemów z pamięcią.
Te problemy nie pozostają bez związku z przeczytanymi książkami. Na samym początku rozdziału Prób , w którym o nich mowa, Montaigne bez owijania w bawełnę przyznaje, jak wielką trudność sprawia mu zapamiętanie czegokolwiek, co czytał:
Jeśli mam pewne oczytanie, to jest zupełnie źle z zapamiętywaniem.
Lektury zacierają się w pamięci stopniowo, ale konsekwentnie, proces ten obejmuje wszystkie szczegóły przeczytanych niegdyś książek, od nazwiska autora po sam tekst. Znikają one ze świadomości jeden po drugim, równie szybko jak się w niej pojawiły:
Kartkuję książki, nie studiuję ich. Co mi z nich zostanie, tego już nie uważam za rzecz cudzą; toć jeno to, z czego sąd mój wyciągnął dla się korzyść, myśli i poglądy, którymi się napoił. Autor, miejsce, słowa i inne okoliczności, to wszystko zapominam od razu.
To zanikanie jest w pewnym sensie nieodłącznie związane z tym, co zyskujemy dzięki książkom. Montaigne właśnie dlatego, że ma zwyczaj przywłaszczać sobie to, co przeczytał, czym prędzej zapomina książkę – jakby była ona tylko tymczasowym nośnikiem jakiejś ponadosobowej mądrości i spełniwszy swoją misję, dostarczywszy przesłanie, mogła już tylko zniknąć. Ale nawet jeśli zapominanie ma również pozytywne aspekty, to nie znoszą one bynajmniej związanych z nim problemów, zwłaszcza psychicznych, nie rozwiewają niepokoju, jaki wywołuje niemożność zapamiętania czegokolwiek, zwłaszcza wobec konieczności prowadzenia codziennych rozmów z ludźmi.
*
Oczywiście tego rodzaju nieprzyjemności zna każdy, każda lektura daje bowiem wiedzę kruchą i nietrwałą. W przypadku Montaigne’a jednak szczególnie interesujące i świadczące o rzeczywiście niezwykłej skali jego kłopotów z pamięcią wydaje się to, że nie jest on w stanie przypomnieć sobie nawet, czy kiedykolwiek czytał jakiś utwór, czy nie:
Problem okazuje się więc w przypadku Montaigne’a naprawdę poważny, gdyż w zapomnieniu pogrąża się nie tylko książka, lecz także moment czytania. Znika w pamięci nie tylko przedmiot – wówczas przynajmniej mgliste jego zarysy mogłyby się zachować – lecz także sam akt lektury, jak gdyby zapominanie było tak radykalne i gruntowne, że pochłania absolutnie wszystko, co wiąże się z jego przedmiotem. Mamy więc prawo zapytać, czy lektura, o której nie wiadomo, czy w ogóle miała miejsce, może wciąż jeszcze nosić miano lektury.Aby przypomóc nieco chybom mej pamięci i zawodności jej tak osobliwej, iż zdarzało mi się nieraz brać w rękę, jakby nowe i nieznane, książki, które czytałem pilnie parę lat wprzódy i zabazgrałem przypiskami, przyjąłem od niejakiego czasu zwyczaj, aby pomieszczać na końcu każdej książki (mówię o tych, którymi mam zamiar posłużyć się tylko raz) datę, kiedy skończyłem ją czytać, i sąd, jaki z grubsza wyciągnąłem; tak by mi to przynajmniej odtworzyło wrażenie i ogólną myśl, jaką powziąłem o autorze przy czytaniu.
JAK ROZMAWIAĆ O KSIĄŻKACH, KTÓRYCH SIĘ NIE CZYTAŁO?" title=" P. Bayard
JAK ROZMAWIAĆ O KSIĄŻKACH, KTÓRYCH SIĘ NIE CZYTAŁO? " width="158" border="0" height="250">
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz