wtorek, 21 października 2008

SEBALD-PISARZ INTRYGUJĄCY

ImageW. G. Sebald, "Austerlitz”. Tłum. Małgorzata Łukasiewicz. Warszawa, W. A. B., 2007, s. 360.

W grudniu 2001 roku W. G. Sebald zginął w wypadku samochodowym na drodze w Norwich w Anglii. Był wtedy u szczytu literackiej kariery, która na dobre rozpoczęła się wraz z opublikowaniem w 1993 roku jego trzeciej powieści Wyjechali (The Emigrants). Dziś Sebalda uznaje się za jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy niemieckich. Pozostawił po sobie cztery powieści, eseje, kilka tomików poezji, a także zagadkę - trudno wyzbyć się wrażenia, że przedwczesna, tragiczna śmierć jest niepokojąco doskonałym zwieńczeniem jego elegijnej twórczości.

Wyjątkowość Sebalda jako pisarza kryje się w sposobie, w jaki konstruuje on narrację. Jego proza wymyka się klasyfikacjom i sytuuje gdzieś pomiędzy gatunkami (sam Sebald określał swoje powieści mianem prose-fiction). Pisane przez niego książki są mieszanką dziennika podróży i wymyślonych wspomnień, wypełniają je czarno-białe fotografie nieznanych postaci lub architektonicznych detali, obfitują w szczegółowe opisy fortyfikacji, dworców kolejowych i pejzaży. Są jak encyklopedia lub raczej jak wnętrze gabinetu osobliwości, po którym poruszać potrafi się tylko jego właściciel. Można też powiedzieć, że są one jak ludzka pamięć - wiele w nich zaskakujących obrazów i zatartych wspomnień. Jednak przedstawiają pamięć szczególną, bolesną pamięć doświadczonych wojną, ocalałych z Zagłady. Czytelnicy często napomykają o zawrocie głowy, o jaki przyprawia ich ta proza (Vertigo - zawrót głowy to zresztą tytuł jednej z powieści Sebalda), o swego rodzaju transie, w jaki wpadają, obcując z jej balansującą na granicy nudy raz monotonną, raz urywającą się niespodziewanie narracją. To, co istotne, opowiadana przez autora historia, rozmywa się gdzieś pośród "narracyjnej mgły" (określenie Geoffa Dyera), z której tylko czasem dochodzą nas odległe głosy czy echa.
Austerlitz to ostatnia książka Sebalda. Jej tytułowy bohater Jacques Austerlitz mówi o sobie: "Odkąd pamiętam, zawsze nawiedzało mnie poczucie, że nie mam swego miejsca w rzeczywistości, że wcale nie istnieję". Jak wszystkie postaci pojawiające się w powieściach tego autora Austerlitz czuje się wygnańcem, a jego tajemnica skrywa się w przeszłości. Wszystko zaczyna się od przypadkowego spotkania na dworcu w Brukseli. Tam właśnie narrator po raz pierwszy widzi Austerlitza. Rozmowa podjęta przez nich w dworcowej poczekalni toczyć się będzie przez trzydzieści lat. Dowiemy się z niej, w jaki sposób Austerlitz stopniowo odzyskiwał utracone życie. Wychował się jako Dafydd Elias w rodzinie walijskiego kaznodziei. Dopiero w wieku piętnastu lat dowiedział się, że jest Żydem, i poznał swoje prawdziwe nazwisko. Jego opiekunowie zniszczyli wszystkie dokumenty świadczące o jego pochodzeniu. Dlatego miną lata, nim dowie się, że urodził się w Pradze, skąd w 1939 roku jako pięciolatek został wysłany ostatnim dziecięcym transportem do Wielkiej Brytanii, a tym samym ocalony przed śmiercią, która spotkała niemal wszystkich jego bliskich. Jednak "zmarli powracają" - pisał Sebald w powieści Wyjechali. Niepokojącej, namacalnej niemal bliskości innego, widmowego świata Austerlitz doświadczał od wczesnego dzieciństwa: "Czasem było tak, jakbym usiłował ze snu wydostać się do rzeczywistości, to znów zdawało mi się, że obok mnie idzie niewidzialny brat bliźniak, niejako przeciwieństwo cienia", mówi, wspominając lata dorastania. Poznanie prawdziwego nazwiska przyniosło bohaterowi jedynie pozorną ulgę. Wiedza, jaką uzyskał wraz z tym odkryciem, spotęgowała tylko jego samotność, uczucie wyobcowania, rozpaczy, a jednocześnie dwuznacznej wyjątkowości, które towarzyszyło mu od zawsze. Raz jednak odemkniętych drzwi pamięci nie da się na powrót zamknąć - wracające z ogromną siłą wspomnienia, pojawiające się pod postacią halucynacji i przewidzeń zmusiły Austerlitza do konfrontacji z zapomnianą przeszłością i pchnęły do wyjazdu do Pragi w poszukiwaniu rodziców i utraconych wspomnień. Niepokój połączony z dziwnym odrętwieniem, który stale odczuwa bohater Sebalda, jest idealnym odwzorowaniem naszej współczesnej wrażliwości ukształtowanej w cieniu obozów zagłady i w bliskości ofiar wojen, prześladowań, kolonizacji i dekolonizacji.Widmowa egzystencja postaci zaludniających książki Sebalda możliwa jest dzięki wyznawanej przez pisarza koncepcji czasu. "Kiedy [...] idąc przez miasto, zaglądam na jedno z tych cichych podwórek, gdzie od dziesiątków lat nic się nie zmieniło, czuję niemal cieleśnie, jak strumień czasu spowalnia w polu grawitacji zapomnianych rzeczy. Wydaje mi się wtedy, że wszystkie chwile naszego życia dane są naraz w przestrzeni, jak gdyby przyszłe zdarzenia już istniały, i chodzi tylko o to, byśmy wreszcie znaleźli do nich drogę [...]. A czy nie możemy sobie wyobrazić, że mamy umówione spotkanie także w przeszłości [...] i mamy tam odszukać miejsca i osoby, które, niejako poza czasem, pozostają z nami w jakimś związku?" - zastanawia się Austerlitz. Czas jest dla Sebalda czymś względnym, plastycznym - przypomina on koncepcję Bruno Schulza piszącego o "odnogach czasu", w których równolegle do siebie istnieć mogą osobne światy. Coś odchodzi w przeszłość, aby w pewnym momencie do nas wrócić. Przeszłość, a wraz z nią pamięć wyziera zewsząd, nie sposób się przed nią ukryć. To właśnie pokazują czarno-białe, melancholijne fotografie, które Sebald konsekwentnie umieszcza w książkach. Możemy nieomal usłyszeć, jak opowiadają nam o przeszłości, "[...] coś się tam wewnątrz porusza, słychać ciche westchnienia rozpaczy, gémissements de désespoir".
Świat, który odkrywa przed nami Sebald, to świat trawiony rozkładem. Spowija go mgła, deszcz i kurz, a pierwowzorem jego budowli mógłby z powodzeniem być zamek w Komburgu - siedziba Chateaubrianda, piewcy fantomów, bytu cieni. W Pamiętnikach zza grobu Chateaubriand tak ją opisuje: "Dodajcie do tego jeszcze rozmaite części przyboczne, chodniki i schody tajemne, więzienia i wieżyczki, cały labirynt ganków krytych i odkrytych, podziemia murowane, których rozgałęzienia były po części nieznane, powszechne milczenie, ciemność, twarze ponure, a będziecie mieli zupełny obraz zamku w Komburgu". Przedstawiane przez Sebalda, uosabiające siłę porządku oraz rozumu, budynki twierdz, dworców i pałaców, ciągnące się w nieskończoność robotnicze osiedla czy przez lata nieotwierane pokoje - wszystkie mają coś z tajemniczości i przejmującej zgrozą pustki gotyckiego zamczyska, wraz z chwilą powstania „rzucają już cień własnej destrukcji i zaprojektowane są od początku pod kątem przyszłego bytowania w charakterze ruin".
Ruiny są bardzo ważną figurą w twórczości pisarza. To właśnie w na wpół zrujnowanej, nieczynnej poczekalni londyńskiego dworca Austerlitz doświadcza "ssącej siły minionego czasu" i odkrywa w sobie dotychczas zatarte wspomnienia z dzieciństwa. Wszystkie budowle mają dla Sebalda ambiwalentny, zagadkowy status ruin, są przepełnione martwotą, a jednak zachowują pamięć o minionych zdarzeniach, mają moc ożywiania wspomnień.Spośród wszystkich książek Sebalda Austerlitz najbardziej przypomina konwencjonalną powieść. Jako pierwsza przynosi też nutę optymizmu. Pisarz daje swojemu bohaterowi nadzieję - Austerlitz mimo licznych kryzysów powoli wydaje się wracać z krainy cieni do świata żywych ludzi. W Pradze odnajduje rodzinny dom, w tamtejszym archiwum teatralnym trafia na zdjęcie matki, potem zaś wyrusza do Paryża, tam bowiem urywa się ślad jego ojca. W pewnym sensie Austerlitz to zapis doskonałego seansu psychoterapeutycznego. Jacques Austerlitz jest ocaleńcem i jako taki z całą mocą doświadcza traumy właściwej ocalałym z Zagłady. "Kiedyś w przeszłości myślałem, popełniłem jakiś błąd i teraz żyję fałszywym życiem" - mówi, wspominając swoje dziecinne lęki. Życie jawi mu się jako nieistnienie, znikanie, zamazywanie i rozpacz. Wykształcone przez lata mechanizmy obronne okazują się zbyt słabe wobec naporu wypieranych wspomnień. Autocenzura myśli prowadzi bohatera do paraliżu mowy, gwałtownego niszczenia wszystkich zapisków i notatek, przedłużającej się bezsenności, ataków halucynacji i wreszcie do całkowitego załamania nerwowego. Przypadkowo usłyszana audycja w radio staje się dla niego impulsem do podróży do Pragi. Tak rozpoczyna się uzdrawiający proces żałoby, określany w psychologii terminem working through,, przepracowywanie traumy prowadzące do wyzwolenia się ze stanu wszechobecnej melancholii i zaakceptowania tego, co dotąd było niechciane i wypierane ze świadomości. Poprzez opowiadanie swej historii Austerlitz przechodzi od pamięci traumatycznej do narracyjnej. Życzliwy słuchacz, którego odnajduje w osobie narratora, jest mu niezbędny, dopiero rozmowa pozwala mu zdobyć konieczny do odbudowania tożsamości dystans do minionych traumatycznych wydarzeń. Obsesja na punkcie przeszłości wpisuje pisarstwo Sebalda w rozwijającą się od lat osiemdziesiątych XX wieku kulturę posttraumatyczną, której znanymi i wybitnymi przedstawicielami są między innymi Thomas Bernhard i Henryk Grynberg. Kultura posttraumatyczna żywi się urazem, nie pragnie zagojenia ran, ponieważ właśnie one są źródłem tożsamości jej tworów. Wydaje się, że i w tym wypadku Sebald idzie własną drogą. Jego dzieło spotykało się z zarzutem wtórności wobec XIX-wiecznych niemieckich elegii, nazywano go pisarzem "proustowskim", lecz mimo to broni on swojej osobności. Jego fetyszem jest pamięć i jej tajemnicze mechanizmy. Jego pisarstwo, odmiennie niż kultura posttraumatyczna, nie spogląda obsesyjnie w przeszłość - ono jest ową przeszłością i z niej się wywodzi. Sebald patrzy na świat, podobnie jak Chateaubriand, niejako zza grobu. "W Niemczech mówiło się, że on pisze jak duch, nad jego twórczością w niepokojący sposób zawsze unosiła się aura dzieła pośmiertnego" - pisał we wspomnieniu o Sebaldzie Geoff Dyer. Wydaje się, że właśnie owa niezwykła umiejętność pisania niejako z przeszłości, fantomiczność jego świata, czyni Sebalda jednym z najbardziej interesujących pisarzy minionego wieku.

Brak komentarzy: