środa, 21 kwietnia 2010

Sex w wielkim mieście.



W kinowej wersji znanego serialu spotykamy Carrie Bradshaw i jej trzy koleżanki dokładnie cztery lata po wydarzeniach znanych z ostatniej serii z 2004 roku. I niby wszystko jest tak samo, dziewczyny wciąż są ostre, bezkompromisowe i pociągająco próżne, a jednak doszło do małego przesunięcia akcentów. Twórcy pełnometrażowego filmu postanowili ożenić (wydać za mąż?) znaną z serialu satyrę na wielkomiejskich singli z klasyczną komedią romantyczną. Znika gdzieś największy atut serialu, a mianowicie język. Dialogi w serialu były pikantne, ale i subtelnie ironiczne, rzadko wulgarne. To, co autorce scenariuszy świetnie wychodziło w krótkich formach, w ponaddwugodzinnej wersji lekko rozłazi się w szwach, a miejsce błyskotliwości zbyt często zajmuje banał. Tyle z "dziennika malkontenta", fani serialu będą jednak zadowoleni pomysłami na domknięcie pewnych wątków, czy całkiem zgrabnymi nawiązaniami do najważniejszych motywów serialu.
Czy mi się ten film podobał? Sama nie wiem. Nie jest, to nic wielkiego, ale podczas walki ze stertą ubrań stojących w kolejce do prasowania warto obejrzeć. Nie jest, to wcale na minus, bo przecież kobiety czasami potrzebują obejrzeć jakiś film podczas prasowania, a ten się nadaje, bo nie trzeba skupiać na nim całej uwagi. Dzięki temu unikniemy tragedii spalenia ulubionej czerwonej sukienki, a to już wiele, zapewniam, że to bardzo wiele.

Brak komentarzy: