Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 8 sierpnia 2010

piękny tekst Jaromira NOHAVICY.

Mam ledwie bliznę


Uwierzyć w rewolucję w moim wieku już nie mogę
I z trudem pod kapturem skrywam swoją wielką głowę
I nie smakuje mi podgotowany ryż z torebek
W kieszeni aspiryna, gdybym kiedyś był w potrzebie
A przez igielne ucho, po mojemu, przejść nie zdołam,
Przez las gnam chyłkiem, by mnie nie dopadła wilcza sfora
A co z aniołem ? –gdyby ktoś wiedzieć chciał-
Mam ledwie bliznę, bo przy mnie stał…

Popiół na marynarce, krawat pokryty sadzą
Moje niezgrabne palce z supłem sobie nie poradzą
Gdy czasem mi do płaczu – szybko łzy połykam
I tańczę w zgodnym rytmie – dopóki gra muzyka
Mam w oczach kawał świata , wiele mi wpadło w ręce
A gdy mą trąbią sławę – mam zawstydzone serce
A co z aniołem? – gdyby ktoś wiedzieć chciał –
Mam ledwie bliznę, bo przy mnie stał…

Poznałem prezydentów i drabów, co chcą zabić
Nagi przyszedłem na świat , odejdę także nagi
Gdy miałem lat piętnaście – widziałem ruskie tanki
Dzisiaj po przepowiednie odsyłam do cyganki
Lecz zanim, święty Piotrze, wezwiesz mnie na rozmowę
Pozwól, że przed czeskimi poetami schylę głowę
A co z aniołem? – gdyby ktoś wiedzieć chciał –
Mam ledwie bliznę, bo przy mnie stał…
W Paryżu L’humanite po rosyjsku czytam z rana
Z Biblii rozumiem zaś zaledwie pojedyncze zdania
Od plastikowych łyżek w Stanach miałem już zajady
Do Hypernovej jadę, by się napić dobrej kawy
Choć asa mam w zanadrzu , to mówię pas świadomie
I chcę by kiedyś Banik dokopał Barcelonie
A co z aniołem? – gdyby ktoś wiedzieć chciał –
Mam ledwie bliznę, bo przy mnie stał…

Niektórzy mają skłonność do dziwnych upodobań
A ja cię, moja miła, nadal niezmiennie kocham
Kiedy się krzątasz w kuchni, gotując konfitury
Gdy dyrygujesz domem z rodzinnej partytury
I choć nas w różne strony nieraz niesie spraw lawina
To wszystkie złe wspomnienia na rzecz dobrych zapominam
A co z aniołem? – gdyby ktoś wiedzieć chciał –
Mam ledwie bliznę, bo przy mnie stał…

środa, 10 czerwca 2009

Odrobina poezji.

JULIA HARTWIG

NIE PYTAĆ

We śnie zdążyłam pomyśleć -
co będzie dalej
I odpowiedziałam sama sobie
Po co pytać

Kiedy wstaniemy
nasze kroki zaprowadzą nas do miejsca
którego dotąd na próżno szukaliśmy
I we śnie zarazem wierzyłam w to i nie wierzyłam

I była w tym jakaś szczęśliwość
której tylko we śnie zaznać można

(Z tomu "Jasne niejasne", Wydawnictwo a5)

sobota, 6 czerwca 2009

Zima.- Zbigniew Herbert

myślę teraz
haniebnie rzadko
o mojej Pierwszej Wielkiej Opuszczonej

omijam starannie
wszystko co może sprawić
popłoch wspomnień
- miejsca naszych spotkań
- rogi ulic
- krajobrazy
- ławki
- drzewa
- okno w którym płonęło
nasze światło

zapominam powoli
ale nieubłaganie
kolor jej oczu

to
co pozostało
spoczywa teraz
w kartonowym pudle
negatywy fotografii
nasze zdjęcia bez twarzy

gdyby ktoś pociągnął
palcem wskazującym
po ostrym brzegu kliszy
pociekłaby krew
serdeczna

znajomy doniósł mi
że Moja Pierwsza Wielka
żyje teraz sama
nie licząc towarzystwa morza

jest ślepa
i zajmuje się tkactwem
co ona tka
na zwęglonych krosnach

dla mnie jest
jak pusty peron

jak absolutna
nieodwracalność

jak refleksyjny topielec
w mocno naciśniętym
na uszy kapeluszu
który płynie
twarzą odwrócony
od świata

jak noc
przed lustrem.

czwartek, 8 stycznia 2009

Poetycznie

ZAWSZE TWIERDZIŁEM. JOSEF BRODSKI



Zawsze twierdziłem że los to zły kawał
Że po co ryba jeżeli jest kawior
Że z wszystkich stylów ostanie się gotyk
Bo stercząc nie naraża na kłujący dotyk
Siedzę przy oknie glony za nim mokną
Kochałem ludzi niewielu lecz mocno

Sądziłem że od lasu większe jest polano
Że po co całe dziewczę jeśli jest kolano
Że zaprószone pyłem z podkopów historii
Oko Rosji odpocznie na cyplach Estonii
Siedzę przy oknie umyłem naczynia
Szczęście już się skończyło nic się nie zaczyna

Sądziłem że w żarówce widać męki płócien
Że akt miłosny winien stworzyć własną mowę
Że wbrew Euklidesowi gdy coś zwężę w stożek
Nie tyle z tego zero ile chronos stworzę
Siedzę przy oknie wspominam dni młode
To się uśmiechnę to znów splunę na podłogę

Pisałem że liść każdy to pączka zniszczenie
Że w niewłaściwą glebę upadłszy nasienie
Nie puszcza pędów toteż łąka czy polana
Świadczy że się przyrodzie zdarzył grzech Onana
Siedzę przy oknie zaciskając wargi
Cień mój towarzysz na ścianie się garbi

Pieśni mojej motywu brakowało
Ale nie na chór jest pisana nie dziwię się wcale
Że mi w nagrodę za takie podarki
Nikt swoich nóżek nie kładzie na barki
Siedzę przy oknie morze stary raptus
Grzmi za storami i za świstem wiatru

Znając nasze dość niskogatunkowe czasy
Przybijam dumny stempel towar drugiej klasy
Na swe najlepsze myśli i niech jutro młode
Przyjmie te doświadczenia z walk o każdy oddech
Siedzę w ciemności i nie gorsza pewno
Ciemność w pokoju niż ciemność na zewnątrz

(przełożył - Stanisław Barańczak)

poniedziałek, 5 stycznia 2009

WIERSZ OD UKOCHANEGO

 nie umrzesz   



w kałamarzu wciąż zamknięte myśli
przycupnięte na dnie
otulone granatowym pledem
że ty nigdy nie umrzesz

napijemy się dobrego porto
kiedy wieczór wyskoczy czarnym kotem
na dachy pobliskich wspomnień
więc ty nigdy nie umrzesz

zapatrzymy się w jeziora zielone i szare
jakbyśmy wciąż młodzi byli
stuknie zegar na siwiutką kompletę
dlatego nigdy nie umrzesz

wsiądziemy do gwiezdnej łódki
oplecionej księżycowym jaśminem
odepchnę brzegu gościnne dłonie dumny
że ty nigdy nie umrzesz




Dla A. Northallerton 02.01.2OO9.



DZIĘKUJĘ CI UKOCHANY ZA TEN WIERSZ.PIĘKNY WIERSZ.

poniedziałek, 3 listopada 2008

LIST OD CZYTELNIKA

Za dużo o śmierci,
o cieniach.
Napisz o życiu,
o zwykłym dniu,
o pragnieniu ładu.

Dzwonek szkolny
może być wzorem
umiarkowania,
nawet erudycji.

Za dużo śmierci,
zbyt wiele
czarnego olśnienia.

Zobacz, narody stłoczone
na ciasnych stadionach
śpiewają hymny nienawiści.

Za dużo muzyki
za mało zgody, spokoju,
rozumu.

Napisz o chwilach, kiedy kładki przyjaźni
zdają się trwalsze
niż rozpacz.

Napisz o miłości,
o długich wieczorach,
o poranku,
o drzewach,
o nieskończonej cierpliwości
światła.

Adam Zagajewski

środa, 15 października 2008

wiersz ten,bo na pogodę to ja bardzo czuła jestem...

Wisława Szymborska

Nazajutrz – bez nas

Poranek spodziewany jest chłodny i mglisty.

Od zachodu

zaczną przemieszczać się deszczowe chmury.

Widoczność będzie słaba.

Szosy śliskie.

Stopniowo, w ciągu dnia,

pod wpływem klina wyżowego od północy

możliwe już lokalne przejaśnienia.

Jednak przy wietrze silnym i zmiennym w porywach

mogą wystąpić burze.

W nocy

rozpogodzenie prawie w całym kraju,

tylko na południowym wschodzie

niewykluczone opady.

Temperatura znacznie się obniży,

za to ciśnienie wzrośnie.

Kolejny dzień

zapowiada się słonecznie,

choć tym, co ciągle żyją

przyda się jeszcze parasol.

(Z tomu Dwukropek)

środa, 10 września 2008

Trochę poezji przed snem.

SAMOTNY

Potrafiłbym żyć bez ciebie
Żyć samotny

Kto mówi
Kto może żyć samotny
Bez ciebie
Kto

Być na przekór wszystkim
Być na przekór tobie

Noc się posunęła

Niby bryła kryształu
Mieszam się z nocą
Paul Éluard, 1948

Paul Éluard (właściwie Eugène Grindel, 1895-1952)

Francuski poeta i prozaik, tworzący w nurtach dadaizmu i surrealizmu. Uczestnik antyniemieckiego ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Jeden z głównych twórców surrealizmu ijego zwolennik do 1942, kiedy wstąpił do Francuskiej Partii Komunistycznej i zaczął pisać wiersze społeczno-polityczne. Przed wojną uprawiał lirykę miłosną, którą po wstąpieniu do partii komunistycznej zastąpiła poezja polityczna i społeczna głosząca ideały humanizmu, pokoju i ludzkiego braterstwa. Umarł w roku 1952 na atak serca. Jest pochowany na paryskim Père-Lachaise.

Zbiory poezji, m.in.: Capitale de la douleur (1926), Poésie et vérité (1942), Poésie ininterrompue I - II (1946-1953), Poèmes politiques (1948), Poémes pour tous (1948). Publikacje o sztuce. Polskie Poezje wybrane (1968).

wtorek, 9 września 2008

Odrobina poezji nocą.

PONAD MIŁOŚĆ


Wszystko nam zagraża:
czas, który na drgające odcinki potnie i oddzieli
tego, kim byłem,
od tego, kim będę,
niczym maczeta żmiję:
na świadomość – prześwity prześcigane,
na spojrzenia – oślepione patrzeniem
na to, w jaki sposób patrzę,
na słowa – rękawiczki zszarzałe, kurz myśli na trawie, wodzie, skórze,
na imiona nasze, które powstają między mną a tobą,
na mury z pustki, których głos żadnej trąby
nie powali.
Nie pomieścimy się
ani w marzeniu, w jego zbiorach spękanych obrazów,
ani w pianie proroczej szaleństwa,
ani w miłości – wojaczce zębów i pazurów.

Poza nami,
na granicy bycia i przebywania,
wabi życie, o ileż prawdziwsze, przyzywa.
na zewnątrz noc przeciąga się i oddycha,
pełna wielkich liści gorących
i skłóconych zwierciadeł:
walczą o lepsze owoce, szpony, oczy, grzywy liści,
łuki pleców błyszczące,
ciała, co przedzierają się pośród innych ciał.
Połóż się tutaj, na brzegu, gdzie jest tyle piany,
tyle życia, które się trwoni, nieświadome siebie:
ty także należysz do nocy.
Odpręż się i oddychaj pełnią swojej bieli,
niech poczuję twój puls szczodrobliwej gwiazdy,
bądź kielichem, chlebem,
który przechyla szalę w stronę jutrzni,
przerwą krwi, która płynie między czasem
policzalnym a czasem bez miary
Octavio Paz

Octavio Paz (1914–1998)

piątek, 1 sierpnia 2008

Od rana poezja...

Paul Celan
Zbocze


Żyjesz obok mnie, jak ja:
kamień
na zapadłym policzku nocy.

O, to zbocze, ukochana,
po którym toczymy się bez ustanku,
my, kamienie,
z łożyska do łożyska.
Coraz bardziej okrągłe.
Podobniejsze. Bardziej obce.

O, to pijane oko,
które jak my się błąka
i niekiedy zdumione
widzi w nas - jedno.

tłum. Ryszard Krynicki

piątek, 25 lipca 2008

Ten wiersz natchnął mnie do myślenia na temat tego co lubię i czego nie lubię..

** Kocham życie. Nie kocham śmierci.
Jednakże kocham zwłaszcza to, co nieruchome.
(Kocham koty, nie kocham psów).
Kocham poczucie wieczności, stare
siedziby z prowincji z ich niezmiennym
wystrojem, te ciężkie welury
czerwone, niemodne od zawsze, mech
w alejach, karpie w fosach.

Kocham dalekie podróże koleją: Paryż
- Bukareszt, Nowy Jork-Los Angeles,
Istambuł-Teheran, Moskwa-Chabarowsk.
Lubię maszerować, przemierzać ulice
lub wioski. Lubię wilgotną i słodką jesień,
brązowe i lśniące od deszczu
liście, ich gruby, gąbczasty dywan na
drogach.
Nie lubię hałasu. Nie lubię agitacji.
Lubię piękne głosy. Nie cierpię wrzawy.
Lubię radosne tłumy. Nie lubię tego, co
podoba się tłumom. Nie dowierzam szerokim masom.
Lubię dni, w których czuję się bardziej
inteligentny, lepiej poinformowany, bardziej
przenikliwy.

Lubię czerwone wino.
Nie lubię scotcha. Kocham francuski język.
Kocham życie. Kocham literaturę.
Nie lubię… Wielokropek. Nie lubię myśleć
o tym, czego nie lubię.

Kocham, co ładne. Nie lubię szpetoty.
Lubię mówić to, co myślę, zwłaszcza gdy
się tego nie wypowiada.
Lubię znać reguły. Nie lubię ich przestrzegać.
Kocham ulice Nowego Jorku
i rozległy pejzaż zachodniej Ameryki.
Nie lubię wielkich słów.

(Alain Robbe-Grillet)

sobota, 12 lipca 2008

Herbet,który zachwyca


Różowe ucho


Myślałem
znam ją przecież dobrze
tyle lat żyjemy razem

znam
ptasią głowę
białe ramiona
i brzuch

aż pewnego razu
w zimowy wieczór
usiadła przy mnie
i w świetle lampy
padającym z tyłu
ujrzałem różowe ucho

śmieszny płatek skóry
muszla z żyjącą krwią
w środku
nic wtedy nie powiedziałem —

dobrze byłoby napisać
wiersz o różowym uchu
ale nie taki żeby powiedzieli
też sobie temat wybrał
pozuje na oryginała

żeby nawet nikt się nie uśmiechnął
żeby zrozumieli że ogłaszam
tajemnicę

nic wtedy nie powiedziałem
ale nocą kiedy leżeliśmy razem
delikatnie próbowałem
egzotyczny smak
różowego ucha

[Zbigniew Herbert / „Hermes, pies i gwiazda”]

czwartek, 10 lipca 2008

Wiersz Ukochanego


Stworzenie człowieka

Wtedy glina poczęła tańczyć
w dłoniach zielonookiego boga
wpierw prześlizgiwał sie przez palce
stróżką błotnistą lepką

(być może zbyt dużo wody)

osuszał ją wtedy swoim śpiewem
pieścił miękkimi słowami
utaczał jakby wielkie na kołacz ciasto
i brzuch mu się trząsł od śmiechu

był już prawie gotów-perlił sie pot na skroni
tylko w pełnych piersiach brakło pneumy
pocałunek był boski doskonały
onieśmielona ze snu uniosła głowę Ewa

długo w noc gaj odbijał echem
głęboki śmiech nowo narodzonych.


Wiersz Ukochanego, który zadziwił mnie tą intymną wizją stworzenia człowieka. Zresztą, ta wizja boga i człowieka nowo powstałego, może też być wizją mówiącą o kobiecie, powstającej pod wpływem namiętnej miłości mężczyzny.






czwartek, 3 lipca 2008

Mój wiersz


WIDZENIE BIELI

śnieg pokrył zieloność trawy
coś miękkiego pod stopami
to nie zimno
trawe obsypały kwiaty
wyrosłe ze ździwienia
nad coraz starszym światem

kod wieczności co chroni
rozproszył się żyłkami
na płatkach bieli
nie myśląc o utracie
mirażu śniegu
zasiąść przy kawie
książka w ręku
niczym mroźny ocean

biel pozostanie bielą.

poniedziałek, 30 czerwca 2008

Brodski nieustająca inspiracja.

Josif Brodski
***

Wyobraź sobie, paląc zapałkę, pieczarę
w nocy. By poczuć zimno, wykorzystaj szparę
w podłodze, aby poczuć głód - puste naczynia.
Co się tyczy pustyni - wszędzie jest pustynia.

Paląc zapałkę, wspomnij tamtą północ w grocie,
ogień, cień na zwierzętach i każdym przedmiocie.
Gdy ci się zemnie ręcznik lub tkanina jakaś,
widzisz Marię, Józefa, Dziecię w powijakach.

Karawanę, Trzech Króli, ich drogę do groty,
a dokładniej: zbliżenie trzech promieni złotych
do gwiazdy, chrzęst bagażu i brzęczenie dzwonków
(bo jeszcze nie zdążyło zarobić Dzieciątko
na dzwony z echem, które głucho w mroku dźwięczy).
Pomyśl sobie: Bóg Ojciec w tym Synu Człowieczym
najpierw siebie rozpozna w przestrzeniach, ogromnych
odległościach, w ciemności. Bezdomny w bezdomnym.



Brodski, cóż... gdzieś zawsze się u mnie przemyka, czasami tylko poboczem, śladowego widzę w swoich lekturach, ale przyznam, że jest głęboko we mnie,że mnie pociąga i intryguje. Poruszenie do korzeni myśli, to trzeba przyznać.
Zawsze gdy gdzieś się pojawia jego imię i nazwisko, wiem, że przeczytam to z całą pewnością. Brodski pisarz dla mnie chyba najważniejszy.



sobota, 28 czerwca 2008

Piękno poezji....

C.K. Williams
Kamień
Dziewczyna, niekochana przeze mnie, a potem, kiedy chciała odejść, kochana,
ta dziewczyna, tamtej niedzieli, kiedy do niej wpadłem, leżała w łóżku w nocnej koszuli
(dopiero później zrozumiałem, że przed chwilą ktoś z nią był),

ta dziewczyna, kiedy moja ręka dotknęła pod koszulą jej brzucha,
zaczęła zmieniać swój brzuch w kamień - nie wiedziałem, że tak może być,
ona, ta ludzka istota, to potrafiła - a potem, kiedy już jej brzuch był skamieniały,

zaczęła zmieniać całą resztę swojego ciała w coś jeszcze twardszego, twardego jak stal,
albo bardziej; a może zmieniła całą siebie, przedtem tak miękką,
w jakiś nieznany minerał, występujący tylko na innych, oddalonych planetach,

planetach z chemicznymi burzami, z ogromnymi, zlodowaciałymi oceanami amoniaku
a ja miałem tylko udawać - brałem to poważnie, nie byłem dzieckiem -
że wcale nie jestem jednym z tych dziobatych, kartoflowatych księżyców, o niepewnych orbitach,

i nagle znów byłem na ulicy, była niedziela, choć nie przypominam sobie dzwonów -
i gdzie one jest teraz, droga skamielina, drogi odłamek, gdzie teraz jesteś
w nocnej koszuli, w łóżku, stal i kamień? Kochana stal, kochany kamień.

piątek, 27 czerwca 2008

Różewicz.

List pisany zielonym atramentem

przychodzą listy

wyjeżdżam dzisiaj
(nie w piątek)

całuję Cię
myślę o Tobie
tęsknię za tobą
brak mi ciebie

Kończą się „zabiegi"
kończy się turnus
kończą się niewinne
i wonne flirty
„na rykowisku"
na ławeczkach
pod ławeczkami
butelki po alkoholach
kolorowych i czystych
wydmuchane wesołe
prezerwatywy odlatują
baloniki baloniki
woła sprzedawca

„wrzuć to do kosza"
nie mogę „tego" wrzucić
do kosza
to twój list
pisany
zielonym atramentem
nie mogę miłości wrzucić
do kosza na śmiecie

smutek odjazdów
pakowanie walizki

ostatni spacer
ostatni łyk wody mineralnej

robię sobie zdjęcie pamiątkowe
koło starej pijalni

mijają mnie starsze panie
trzy
puch na głowach
fioletowy srebrny rudy
najmodniejszy teraz
„za dyktatury fryzjerów"

za mojej młodości
mówiło się o paniach w tym wieku
połowice matrony staruszki
złowione w zmarszczek siateczki
umalowane w kokardkach

Stoję na mostku

wrzucam do strumienia
kawałki listu
słowa „całuję mocno"
„myślę o Tobie"
biały papierek odpływa
znika
słońce powoli zachodzi
woda się rumieni
mówię do siebie do strumienia
strumień niemowa
nigdy nie przemówi
nie wymówi
Słowa

Kudowa Zdrój 1989





Wiersz ten mnie zasmucił ale i oczarował jednocześnie. Ważne by wsłuchać się w jego opowieść,zakosztować tego nastroju.

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Piękna piosenka...jak poezja.

Kantyczka z lotu ptaka

Patrz mój dobrotliwy Boże
Na swój ulubiony ludek,
Jak wychodzi rano w zboże
Zginać harde karki z trudem.
Patrz, jak schyla się nad pracą,
Jak pokornie klęski znosi
I nie pyta - Po co? Za co?
Czasem o coś Cię poprosi:

- Ujmij trochę łaski nieba!
Daj spokoju w zamian, chleba!
Innym udziel swej miłości!
Nam - sprawiedliwości!

Smuć się, Chryste Panie w chmurze
Widząc, jak się naród bawi,
Znowu chciałby być przedmurzem
I w pogańskiej krwi się pławić.
Dymią kuźnie i warsztaty,
Lecz nie pracą a - skargami,
Że nie taka, jak przed laty
Łaska Twoja nad hufcami:

- Siły grożą Ci nieczyste
Daj nam wsławić się, o Chryste!
Kalwin, Litwin nam ubliża!
Dźwigniem ciężar Krzyża!

Załam ręce Matko Boska;
Upadają obyczaje,
Nie pomogła modłom chłosta -
Młodzież w szranki ciała staje.
W nędzy gzi się krew gorąca
Bez sumienia, bez oddechu,
Po czym z własnych trzewi strząsa
Niedojrzały owoc grzechu.

- Co zbawienie nam, czy piekło!
Byle życie nie uciekło!
Jeszcze będzie czas umierać!
Żyjmy tu i teraz!

Grzmijcie gniewem Wszyscy Święci -
Handel lud zalewa boży,
Obce kupce i klienci
W złote wabią go obroże.
Liczy chciwy Żyd i Niemiec
Dziś po ile polska czystość;
Kupi dusze, kupi ziemie
I zostawi pośmiewisko...

- Co nam hańba, gdy talary
Mają lepszy kurs od wiary!
Wymienimy na walutę
Honor i pokutę!

Jeden naród, tyle kwestii!
Wszystkich naraz - nie wysłuchasz! -
Zadumali się Niebiescy
W imię Ojca, Syna, Ducha...

Jacek Kaczmarski
18.12.1991

sobota, 7 czerwca 2008

WALT WHITMAN

O kapitanie, mój kapitanie!!

O kapitanie, mój kapitanie!! Nasza pełna lęku podróż dobiegła końca.

Okręt pokonał każdą nawałnicę, nagroda, na którą polowaliśmy, zdobyta,

Port już niedaleko, słyszę dzwony, ludzie wiwatują.

A oczy wiodą na kil, statek groźny i śmiały;

O serce! O serce! Serce!

O skrwawione kroplami czerwieni!

Tam gdzie na pokładzie Mój Kapitan leży

Zimny i martwy.

O kapitanie, mój kapitanie! Powstań i posłuchaj dzwonów;

Powstań – dla Ciebie wciągnięto flagę – dla Ciebie trąbka zagrała,

Dla Ciebie bukiety i ozdobne wieńce – dla Ciebie nabrzeże triumfujące,

Tobie wiwatuje ten rozkołysany tłum, ochocze twarze obracają się,

Słuchaj Kapitanie! Ukochany ojcze!

Moje ramię pod Twoją głową!

To ten sam sen, który śniłeś!

Ten właśnie sen z Twojego pokładu,

Na którym spocząłeś zimny i martwy.

Ale Mój Kapitan nie odpowiada, jego usta są blade i bezgłośne.

Mój ojciec nie czuje mojego ramienia, nie ma w nim życia i woli.

Okręt już zakotwiczył bezpiecznie i pewnie, podróż skończona i dokonana,

Z przerażającego rejsu zwycięski statek przybywa z nagrodą,

Wiwatuj tłumie i dzwony dzwońcie!

Lecz ja żałobnym krokiem

Przechadzał się będę po pokładzie,

Gdzie mój Kapitan leży zimny i martwy.

wtorek, 3 czerwca 2008

Haiku.

Błyskawica -
Krzyk czapli
Dźgnął ciemność
Basho

Letnie trawy,
Wszystko co zostaje
Z marzeń żołnierzy.
Basho

Tą drogą
Nikt nie idzie
Tego dzisiejszego wieczoru.
Basho

Chodź, patrz
Na prawdziwe kwiaty
Bolesnego świata.
Basho

Wargi zbyt zziębnięte
Żeby paplać -
Wiatr jesienny.
Basho

'Już zmierzcha się'
Woła przepiórka
'Na co zdadzą się oczy jastrzębia'
Basho

Letni księżyc -
Klaszcząc w dłonie
Oznajmiam świt.
Basho

Krople rosy -
Czym lepiej obmyć
Pył świata.
Basho