wtorek, 30 września 2008

Tomasz Jastrun – Pani Zosia i pasażerowie "Kultury"





Zupy i psy
Nostalgiczne wspomnienia początków "Kultury" dotyczą psów i gotowania. Oboje, Zofia Hertz i Jerzy Giedroyc nie mają dzieci (Zygmunt Hertz zmarł w roku 1979). Wielkim dzieckiem ich obojga jest "Kultura". Ale czy można się do niej przytulić? Odkrywam, że niezwykła rola psów w życiu pisma wynika z tego, że one są zamiast dzieci. Zawsze spaniele. Black nastał już w roku 1948. To o nim Agnieszka Osiecka napisała odę "Szanowny Blacku, psie-syntezo/ wdzięku i innych zalet psich/'". Potem był spaniel Piotr, po nim Black II, niedobry, trudny pies, źle żył i głupio zginął. I w końcu Faks, który właśnie przed chwilą otworzył moją torbę podróżną i wyjął z niej skarpetki. Gdyby chciał, wyjął by równie zręcznie pieniądze z kasy pancernej. Jest cień nadziei, że po dłuższych pertraktacjach przehandluje te skarpetki za jedzenie. Pal licho skarpetki, kilka miesięcy kiedy tu ostatnio byłem, sprawa była poważna. Faks porwał torbę, gdzie miałem wszystkie książki i ściągawki do filmu o Norwidzie, który kręciliśmy w Paryżu. Poczułem, że film i Norwid jest w pysku tego zwierza. Rzuciliśmy się wszyscy w pogoń, nawet Jerzy Giedroyc ze swoją laseczką. Ten pies, podobno jest genialny, dlatego nazwano go Faks. Owe urządzenie było technicznym odkryciem "Kultury" przed progiem lat 90. Ale dla mnie, pamiętam, wysyłanie faksów do "Kultury" było zawsze mordęgą i przekleństwem. Od ilu lat co miesiąc piszę do "Kultury", pytam moich gospodarzy. Ja nie pamiętam, ale oni też się pogubili, sprawdzamy w archiwum, nie do wiary od 15!" A psa Faksa pamiętam jako szczeniaka z roku 1990. Byłem tu wtedy z krótką wizytą. Giedroyc i Pani Zosia, oboje bardzo zmęczeni i zatroskani. Okazało się, że szukają psa, który się zapodział. Gdy się odnalazł, ujrzałem małego potwora w złotej, anielskiej szacie. Nie dawał nikomu i niczemu chwili wytchnienia. Na moich oczach zżarł kolejną parę okularów Pani Zosi i podjął, na szczęście nieudaną próbę odgryzienia jej kciuka, Giedroyciowi też ponoć konsumował okulary. Miałem wtedy wrażenie, że spaniel zagraża dalszemu bytowi "Kultury", Odczułem nieprzepartą chęć by psa porwać i tak ocalić pismo przed pożarciem. Co ja bym jednak z nim potem zrobił, a właściwie, co On by zrobił ze mną? Faks ocalał. Ja też. I "Kultura" jak zwykle okazała się twarda jak skała. Jestem tu po niemal 10 latach i potężne cięcie filmowej taśmy czasu, ukazuje w mgnieniu powieki, jak mały szczeniak zmienia się w potężnego grubasa, który na dodatek osiwiał niemal tak okrutnie jak ja. To jedyna rzecz, która nas łączy, mam nadzieję. Bo ja trzymam linię i nie kradnę.
Pani Zosia na początku nie miała pojęcia jak gotować , panowie zmywali i chodzili na zakupy. A ona jak przyznaje "uczyła się na ich żołądkach". Po tylu latach Giedroyc znakomicie pamięta widok i smak pierwszej zupy przez nią ugotowanej, miała być pomidorowa. Wrzuciła bez ładu i składu pomidory włoszczyznę, ryż ,ziemniaki. Powstała potrawa, której nie da się zapomnieć, Giedroyc nazywa ją "bebełuchą:". Żywa jest też do dzisiaj pamięć jęzorków, które nie zostały obdarte ze skóry, i w pewnym sensie były nieprzemakalne. Z czasem jednak Pani Zosia stała się świetną kucharka, "bo ona jest z urodzenia prymusem", mówi Giedroyc.

Giedroyc o kobietach
Jerzy Giedroyc nie boi się tematu kobiet. Przyznaje, że "Przy moim usposobieniu i trybie życia kobiety nie mogły odegrać w moim życiu większej roli, oczywiście oprócz Zosi. Bez niej nie dałbym rady. Moje małżeństwo było raczej przypadkowe. Zaczęło się w roku 1930 i skończyło dosyć szybko". Z byłą żona miał i ma do dzisiaj przyjacielski kontakt. Mieszka w Anglii i zajmuje się archeologią. Zgadza się bez wahania, że świat bez kobiet byłby bez sensu, ale rozumie znakomicie księży oraz ideę celibatu. "Bo kiedy ma się wielką pracę do wykonania, kobiety rozpraszają i zabierają czas". Nie ma jednak wątpliwości, że w Polsce kobiety są lepszą częścią naszego kraju: "gdy chodzi o ciężką pracę i zdrowy rozsądek, mało cenię Polaków, a bardzo cenię Polki". Przyznaje "przez moją pasję, mam chwilami poczucie, że jednak przegrałem, bo nie miałem życia osobistego". Pani Zosia też ma poczucie, że poświęciła się dla "Kultury", ale tego nie żałuje.Giedroyc nie zaprzecza, że z Zofią czasami kłócą się, nawet ostro, ale, "ja mam dobre usposobienie, mnie można przekonać. " Pani Zosia mówi "Jerzy ma trudny charakter, jest wymagający, ale wie czego chce, a w takiej pracy to najważniejsze. Nigdy nie bał się wrogów, ani ryzyka." Z własnego doświadczenia wiem, jak bywa uparty ale też jak odważny i niezwykle otwarty dla odmiennych poglądów. Tego co najbardziej nie znosi, to polskie kołtuństwo, skrajne myślenie prawicowo-narodowo-katolickie, powiedzmy pewien syndrom endecki. Być może tajemnica sukcesu "Kultury" mieszka w tym, że On i Pani Zofia są pracowici, uparci, zdroworozsądkowi, sztywni, zamknięci a zarazem w jakiś tajemniczy sposób elastyczni i otwarci.
Dlaczego oboje nie przyjeżdżają do Polski po roku 1989? Przecież dla tej wolnej Polski poświęcili swoje życie i odnieśli wielki sukces. Tłumaczą się, że nie przyjeżdżają, bo brzydzi ich nasze życie polityczne. Pani Zosia dodaje, że oboje mają kłopot z chodzeniem. Mówię, "w lektyce by was obnoszono, ten argument mnie nie przekonuje." Pytam, Pani Zosiu, niech się Pani przyzna, czy nie jest to po prostu lęk przed spotkaniem z czasem? Zamyśliła się, "może ma Pan rację, sama już nie wiem." Odpowiedź ostateczną dały pączki od Bliklego. Kiedy jem ostatni, pożegnalny obiad, Pani Zofia i Giedroyc znowu nie mogą się pogodzić z faktem, że te pączki są takie jasne, przecież za ich czasów polskie pączki były ciemniejsze. Mówię: "Oto prawdziwy powód, dla którego nie możecie Państwo przyjechać do Polski. Podobnie jak te pączki, wszystko w Polsce ma już inny smak i kolor".

Tekst opublikowany w "Twoim Stylu" w 1999 roku w numerze 12

poniedziałek, 29 września 2008

TROCHĘ BARDZIEJ PRYWATNIE.

NAJPIĘKNIEJ JEST OCZYWIŚCIE W RAMIONACH UKOCHANEGO I TO O KAŻDEJ PORZE DNIA I NOCY.

TUTAJ JA ŁAPIĘ ZACHŁANNIE RESZTKI SŁOŃCA W JESIENNEJ JUŻ NIESTETY AURZE.

ALE I W CIENIU MOŻNA CHWILĘ POSTAĆ.CHOĆ NAJPIĘKNIEJ BYŁO MI NA TYM PIERWSZYM ZDJĘCIU,HMMM...I NIE MA SIĘ CZEMU DZIWIĆ OCZYWIŚCIE.

wtorek, 23 września 2008

PIĘKNO NATURY-LISY


Znalazłam w internecie te piękne zdjęcia lisów,nie mogłam od nich oderwać wzroku. Oj gdyby u mnie za oknem tak wyglądało,marzenia o pogodzie ciepłej i sprzyjającej wyjściu na zewnątrz ponownie we mnie wzrastają. Jest to spowodowane tym, że tutaj zimno, nawet w domu i brak mi blasku słońca. Ukochany wie, że Italia to moje miejsce marzeń.

poniedziałek, 22 września 2008

Zapiski zawsze mnie do siebie przyciągały i fascynowały.


Dramatyczny zapis biografii pisarza w ostatnich latach jego życia.

Oprócz szczegółów dotyczących pracy twórczej i warsztatu pisarskiego, znajdziemy tu ciekawy obraz życia codziennego w latach osiemdziesiątych w Polsce Wydanie jest bogato ilustrowane, zawiera fotografie z archiwum rodzinnego pisarza. Obowiązkowa lektura dla miłośników i badaczy twórczości Teodora Parnickiego.

Teodor Parnicki. Jeden z najważniejszych, awangardowych pisarzy XX wieku, zaskakuje czytelnika po raz kolejny. Jego nieznane do tej pory „Dzienniki z lat osiemdziesiątych” - to najbardziej niezwykła kronika własnego życia, jaka istnieje w diarystyce światowej. Buchalteria codziennych zapisków najpierw szokuje swą drobiazgowością, potem odsłania fascynujący warsztat wielkiego pisarza, jego osobowość życie codzienne, kręgi przyjaciół i znajomych, a następnie wciąga nas w ponury mikrokosmos ostatniej dekady PRL, w której „Nowej Baśni” tworzył swe zdumiewające powieści. A wreszcie zmusza do przypuszczenia, że to może Parnicki w swych „Dziennikach” zrealizował najsławniejszy postulat Gombrowicza : „poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja…”

Włodzimierz Bolecki

OBECNIE CZYTAM.

LUDZKA SKAZA-PHILIP ROTH


Czy warto zmieniać próbować świat na lepsze? Oczywiście, że warto - ale pamiętać należy o tym, że wszystko będzie mieć swoją "human stain", obojętne, czy tłumaczoną jako "piętno" czy jako "ludzka skaza". Taką życiową poradę przekazuje nam ze swojej pustelni mądry i stary Nathan Zuckerman, pisarz wymyślony przez pisarza wymyślonego przez pisarza.

Trzydzieści lat temu z okładem był sławnym skandalistą - ale to sława, która łatwo przemija. Co z tego, że "Kompleks Portnoya" przełamywał ówczesne obyczajowe tabu - dla współczesnego czytelnika to książka nie bardziej szokująca od "Dziejów grzechu" Żeromskiego, również w swoim czasie uznanych za obrazoburcze. Kto mógł wtedy pomyśleć, że swoje największe dzieła autor napisze dopiero na emeryturze?
22. książka w dorobku Philipa Rotha, "Amerykańska sielanka" (1997) przyniosła mu pierwszego w dorobku Pulitzera. I gdyby nie niechęć jurorów do nagradzania tego samego pisarza kilka razy z rzędu, nagrodę tę mogłyby też otrzymać dwie następne powieści z trylogii - "Wyszłam za komunistę" (1998) i "Ludzka skaza" (2000).

Alter ego do potęgi

"Ludzka skaza" trafia do księgarń tuż po tym, jak do kin wszedł film "Piętno". Wbrew zwyczajom dystrybutor filmowy nie dogadał się z wydawcą książki, w obiegu zaistniały więc dwa tłumaczenia rothowskiego "Human Stain". Może to i dobrze, bo adaptując powieść Rotha Robert Benton dokonał kilku ważnych zmian. W filmie zupełnie inaczej niż w książce przedstawiony jest samotny pisarz Nathan Zuckerman (Gary Sinise), od 30 lat pełniący dla Rotha funkcję literackiego alter ego.

Zuckerman to alter ego do entej potęgi. Pisarz wymyślił go w 1974 roku w książce "My Life As A Man", a właściwie... wymyślił tam innego pisarza, Petera Tarnopola. Ten z kolei wymyślił Zuckermana, próbując oderwać się od innego swego alter ego Carnovsky'ego (bohatera powieści Tarnopola, ewidentnie wzorowanego z kolei na Aleksandrze Portnoyu, bohaterze powieści Rotha). Skomplikowane? Ma się rozumieć, był to bowiem okres, w którym Rotha zafascynowały postmodernistyczne igraszki w pisanie o pisaniu.

Od tego czasu jednak Nathan Zuckerman postarzał się razem ze swoim twórcą, co wyszło im obu na dobre. W amerykańskiej trylogii Rotha nie ma już żadnych igraszek - to solidna narracja przypominająca wręcz realistyczną powieść. Zuckerman to starzec, który życie ma już za sobą. Pod wpływem osobistych dramatów i nie do końca udanej operacji (której przykrym skutkiem ubocznym jest konieczność stałego noszenia pieluchy) wycofał się z życia do swego azylu, domku na odludziu. Nie zarzucił jednak pisania - uważnie obserwuje to, co dzieje się z Ameryką, stara się opisywać jej przeszłość i teraźniejszość, a bogactwo życiowego doświadczenia pozwala mu na budowanie przenikliwych i trafnych syntez.

Filmowy Zuckerman jest młodszy od powieściowego o dobre dwa krzyżyki, co zmienia spojrzenie na opowiadaną przez niego historię. Filmowy Zuckerman angażuje się w nią osobiście, książkowy zaś stoi z boku i komentuje wydarzenia z mądrością starca, który więcej wie o dramatach bohaterów niż oni sami.

Każda z trzech książek trylogii Rotha opowiada o intymnym dramacie, na pierwszy rzut oka rozgrywającym się między dwojgiem ludzi. W "Ludzkiej skazie" jest to starczy romans emerytowanego profesora (w filmie: Anthony Hopkins) z młodą, lecz wykolejoną dziewczyną (Nicole Kidman). W "Wyszłam za komunistę" to rozpad małżeństwa aktora oskarżonego o kryptokomunizm w czasach maccartyzmu. W "Amerykańskiej sielance" (którą ma wkrótce sfilmować Philip Noyce) to dramat ojca i córki, która w burzliwym roku 1968 została lewacką terrorystką.

Zuckerman w każdym przypadku jest pośrednio uwikłany w wydarzenia - dzieją się albo w jego sąsiedztwie ("Ludzka skaza"), albo w rodzinie kolegi z dzieciństwa ("Amerykańska sielanka"), albo wreszcie w rodzinie szkolnego nauczyciela ("Wyszłam za komunistę"). Jego bogate życiowe doświadczenie pozwala mu jednak dojrzeć poza powierzchnię dramatu i zauważyć, że to, co pozornie dotyczy tylko dwojga ludzi, w rzeczywistości jest odzwierciedleniem dramatu całego społeczeństwa.

Miłość szalona

Część z przyjemności czytania tych książek polega właśnie na śledzeniu prywatnego pisarskiego śledztwa prowadzonego przez Zuckermana - i na tym, jak z pozornie niepasujących do siebie elementów układanki składa się epicka synteza. Szkoda, że recenzenci piszący o filmie "Piętno" potrafią, niestety, te przyjemności spalić, ujawniając sekrety odkrywane tak powoli przez pisarza.

Nie zdradzając teraz, na czym te sekrety polegają w przypadku "Ludzkiej skazy", wyjaśnię tylko, że w centrum fabuły tkwi pojęcie "poprawności politycznej". Kluczowe dla fabuły wydarzenia mają miejsce w roku 1998, który dla Amerykanów na zawsze pozostanie rokiem skandalu Clinton-Lewinsky. Na tym tle romans emerytowanego profesora z pracownicą fizyczną (która mogłaby być jego córką) budzi powszechne oburzenie. Nikt nie widzi w nim wyidealizowanej romantycznej "amour fou", jaką być może dostrzeżono by kilkadziesiąt lat wcześniej - dla otoczenia to raczej bezczelne wykorzystywanie różnic społecznych. Tym bardziej że ten sam profesor wcześniej wpakował się w kłopoty poprzez użycie niepoprawnego politycznie określenia "spooks" (w filmie tłumaczonego jako "czarnuchy", w książce - chyba znacznie trafniej - jako "zmory") na określenie czarnoskórych studentów nieprzychodzących na zajęcia.

I tutaj właśnie Zuckerman spogląda na ten dramat z szerszej perspektywy - bo on przecież pamięta, w jakich okolicznościach rodziła się polityczna poprawność. Może nawet sam się przed laty do tych narodzin przyczynił, jako zaangażowany lewicowo nauczyciel akademicki? Zuckerman nikogo nie osądza - pokazuje jednak zarówno współczesne historie ludzi, których kariery zrujnowało jedno nieopatrznie rzucone słowo, jak i tragedie ludzi o "niesłusznym" kolorze skóry, którzy pół wieku temu znosili na każdym kroku nie tylko werbalne upokorzenia.

Nowy purytanizm

Podobnie zresztą jest z nowym purytanizmem, który eksplodował przy okazji romansu Clintona - Roth zauważa na marginesie, że gdyby taka sama afera wydarzyła się Eisehnowerowi, Kennedy'emu czy Nixonowi, kochliwa stażystka zostałaby po prostu skutecznie zastraszona i nie byłoby afery. Czasy, w których mężczyzna mógł bezkarnie wziąć to, czego chce, od kobiety o niższym statusie społecznym, były nie tak dawno - i znowu, być może to właśnie Zuckerman ma swój wkład w to, że odeszły w przeszłość.

Opowiadając dramat z sąsiedztwa, Zuckerman opowiada więc tak naprawdę dramat reform społecznych ostatniego półwiecza. Nie wysuwa ani pesymistycznej tezy o tym, że te reformy więcej zepsuły, niż naprawiły - ani nawet pozornie obojętnej tezy o tym, że z jednych kłopotów popadliśmy w drugie, więc nic się nie zmieniło.

Jego ocena jest znacznie ciekawsza; to gorzki optymizm. Mimo wszystko świat zakazanych słów i "nowego purytanizmu" jest w sumarycznym ujęciu lepszym światem od świata ludzi codziennie upokarzanych z racji koloru skóry, płci czy statusu społecznego. To oczywiście nie oznacza, że nie będą się w nim zdarzać ludzkie dramaty - a nawet nie oznacza, że te społeczne wynalazki nie będą czasem rykoszetem krzywdzić tych, dla ochrony których je wprowadzono.

Philip Roth "Ludzka skaza", przeł. Jolanta Kozak, wyd. Czytelnik 2004

Film SKAZA oglądałam ale nie zrobił na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Książka już od początku zapowiada się znacznie lepiej. Może po przeczytaniu książki spróbuję obejrzeć film jeszcze raz.

niedziela, 21 września 2008

Gravesa zawsze podczytywałam z przyjemnością.




Robert Graves

Biała Bogini

Gramatyka historyczna mitu poetyckiego

Przekład: Ireneusz Kania

Wydawnictwo Aletheia

Robert Graves (1895-1985) był poetą z przekonania, powieściopisarzem dla zarobku i badaczem tradycji z namiętności. Biała Bogini (1948, wydanie rozszerzone: 1961) powstała między dwoma najbardziej znanymi u nas dziełami tego angielskiego twórcy: powieścią Ja, Klaudiusz (1934) i Mitami greckimi (1955). Jest badaniem historycznym opartym na "natchnieniu poetyckim", badaniem nienaukowym w zwykłym sensie, lecz tym bardziej przez to fascynującym. Graves wysuwa kontrowersyjne hipotezy, które nadają jego dziełu wprost sensacyjny charakter. Czytelnik wraz z autorem tropi ślady domniemanej tytułowej bogini w obrzędach i mitach starożytnej Irlandii i Brytanii, odkrywa tajemnice "zaszyfrowane" w ówczesnych tekstach poetyckich, a nawet w gaelickim alfabecie. Te okruchy tradycji zawierają, zdaniem Gravesa, przekaz o pradawnym powszechnym kulcie tego bóstwa: bogini o wielu imionach, swoistej prototypowej religii. W szczególności walijski epos Bitwa drzew (spisany w XIV wieku) miałby ukrywać wiadomości o niej. W niezwykłym "śledztwie" Graves odtwarza pierwotną, jego zdaniem, postać poematu. Kult ów, uważa autor, trwa w wypartej, ezoterycznej postaci, odkąd zapanował "męski" monoteistyczny Bóg judaizmu, ale nadal stanowi żywą inspirację dla poetów. Biała Bogini to dzisiaj dzieło "kultowe", które niezależnie od kontrowersyjnej tezy jest prawdziwą kopalnią wiedzy o mitologii różnych kultur i o historii religii.

Barthes to ktoś kogo warto czytać.


Roland Barthes

Światło obrazu

Uwagi o fotografii

Przekład: Jacek Trznadel

Wydawnictwo Aletheia

Pod koniec życia, w 1977 roku, Roland Barthes (1915-1980), klasyk współczesnej francuskiej humanistyki, zaczął po śmierci matki pisać książkę o fotografii. Osobistym motywem była próba odnalezienia "istoty" zmarłej Henriette Barthes w fotografiach, jakie po niej pozostały. Paradoksalnie autor odnajduje to, czego szuka, w zdjęciu matki z jej dzieciństwa, z okresu, w którym jej nie znał, przewrotnie zaś - zdjęcia tego czytelnikowi nie pokazuje, uważając, że byłoby dla niego banalne. Dowodzi to, jak subtelne rozważania i doświadczenia podjął w tej bardzo prywatnej książce o nowym zjawisku w sztuce, którego naturę stara się wyjaśnić (tytułowy chambre claire, "jasny pokój", nawiązuje w formie gry słów do chambre noire, "ciemni", a zarazem chodzi odpowiednio o camera lucida i camera obscura). Inaczej niż malarstwo, fotografia ma u podłoża pewien niewymyślony fakt, mgnienie owego "to było", "zdjęcie" obrazu z rzeczywistości. Jako odmiana pamięci wprowadza w czas i cały dramat egzystencji. Barthes rozważa "zdjęcie" od strony studium, dociekliwości, analizy, i punctum, owego "ukłucia", o jakie fotografia przyprawia widza. Czytelnik znajdzie w książce wiele takich puncta w zamieszczonych przez autora reprodukcjach klasycznych dzieł z historii fotografii.

czwartek, 18 września 2008

MARAI-CZĘŚĆ 2

W gospodzie przy stoliku, gdzie popijają wino, milcząca stara kobieta w czarnej chustce. Siedzi poważna jak germańskie chłopki na obrazach Bruegla. W jej twarzy brak już cech płci. Nad kośćmi policzkowymi para czarnych oczu beznamiętnie obserwuje otoczenie. Te staruchy w każdym plemieniu są skarbnicą wiedzy. Opiekuńcze duchy, nieubłagane. Żyć własnym życiem w historii, która ustabilizowała się niczym instytucja: tak wyglądałoby moje zadanie. Nie mogę czekać czterdzieści, pięćdziesiąt lat na "rozwiązanie" sytuacji. Bo kiedy w trakcie mojego życia - co zdarzyło się kilkakrotnie - rysowało się owo historyczne rozwiązanie, w końcu zawsze okazywało się wszystkim, tylko nie "rozwiązaniem". Więc trzeba żyć i bronić się przed historią jak przed epidemią czy chorobą. Jeśli zanadto się zbliży, opierać się z całej siły. I żyć, w historii i niezależnie od niej, własnym niepowtarzalnym, straszliwie przemijającym, niepowracającym życiem... to jest moje historyczne zadanie, moje i wszystkich.
Ten gruby, chciwy i żądny krwi ksiądz chrząkając i sapiąc, spaceruje po Różanym Wzgórzu i snuje krwawe wizje nowej wojny, która "wypali" ze świata bolszewizm. Ja nie jestem zwolennikiem bolszewizmu, sądzę, że jasno widzę jego sens i wagę, i chciałbym, żeby ten niebezpieczny, antyhumanitarny i niezwykle szkodliwy eksperyment społeczny czas rozpuścił w kwasie siarkowym kompromisu pomiędzy ludźmi a władzą. Ale dla K. to za mało, on pragnie zemsty. Zwracam mu uwagę, że będąc księdzem katolickim, może sobie ewentualnie pozwolić na krwawy luksus zemsty, ale ja, pisarz, jestem zmuszony pozostać chrześcijaninem, nawet jeśli księża ochotnie błogosławią broń; dlatego nie pragnę wojny, lecz jestem przekonany, że trzeba znosić cierpienia i wierzyć, że podłość, rozlawszy się po ziemi, zawsze w końcu zelżeje. Znam przykłady.

Z Ewangelii Mateusza jasno wynika, jak niewiele wiedziało o Jezusie jego otoczenie. Obserwowano go z wiecznym zaskoczeniem i nie rozumiano.

Z rozpaczy to czy z tchórzostwa, ludzie teraz każdego dnia ulegają presji bieżącej sytuacji: wstępują do partii, a po cichu biją się w piersi. Można to skwitować wzruszeniem ramion. Można patrzyć na to inaczej. I można w ogóle nie widzieć, tylko żyć w jedyny możliwy sposób: z całkowitą wewnętrzną i zewnętrzną szczerością.

Ci moi podnieceni i chciwi rodacy myślą, że teraz milczę, żeby kiedyś - "kiedy nadejdzie odpowiednia chwila" - wreszcie zaryczeć z całych sił. Ale to nieprawda. Milczę, bo już prawie nie ma do kogo ust otworzyć.

Zagrożeń związanych z wolnością słowa dyktatura nie obawia się tak bardzo, jak boi się innego niebezpieczeństwa - wolności myśli. I stara się ją zdusić. Chce decydować o tym, co mają myśleć i czuć gruczoły, regulujące płyny fizjologiczne, niemo.

W minionych dniach nastąpiło to, czego się najbardziej obawiałem i co ostatnio uważałem za najpoważniejsze niebezpieczeństwo: "upaństwowiono" mego wydawcę, a moje książki - praca całego dotychczasowego życia - stały się towarem na pchlim targu polityki.
Może to było potrzebne, żebym któregoś dnia znalazł dość siły, by zamienić to, co mi jeszcze pozostało z Węgier, na pokój hotelowy w obcym kraju.

Życie miało w sobie jakąś słodycz, niepokój i słodycz, miłość, ciekawość, podniecenie, smaki i zapachy... ale już ich nie ma. Życie może mi jeszcze przynieść smaki i zapachy, tę słodycz. Jednak tylko wtedy, gdy ich z całej siły pragnę i czekam na nie. Ale teraz nie pragnę, tylko czekam.

Ewangelia Jana różni się od Ewangelii synoptycznych nie tylko tonem; nadwyżka treściowa, to, co wie o Jezusie i o wydarzeniach, zdradza, że Jan widział osobiście to, o czym pozostali, Mateusz, Marek, Łukasz tylko słyszeli. Tę nadwyżkę wyczuwa się na każdej stronie. Dlaczego tylko Jan zapisał, że na weselu w Kanie Galilejskiej Jezus powiedział do matki: "Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?". Dlatego, że tam był i słyszał to. Pozostali ewangeliści nie słyszeli o tym szczególe.
Jan napisał swoją Ewangelię z pozycji świadka. Pozostali - jako bardziej lub mniej współcześni autorzy wspomnień.

ImageTrauma, straszliwy cios, który dotknął Żydów, wyrwał ich jak gdyby z wszelkiej społeczności. Już nie zadośćuczynienie, nie wymierzanie sprawiedliwości, nawet już nie zemsta jest tym, co ich mobilizuje, tylko wywikłanie się, oderwanie, odrębność. Nie solidaryzować się z niczym, co nieżydowskie: to ich wewnętrzna, ostateczna reakcja na to, co się wydarzyło.

SANDOR MARAI-DZIENNIK 1948-CZĘŚĆ 1

Piję herbatę w kawiarni Flóris. Neony, ogrzewana sala, doskonała herbata. Wielkomiejski nastrój, jak w jakimś zachodnim mieście... Tu, za żelazną kurtyną, wszystko jest inaczej, niż to sobie wyobraża zagranica. Czasami gorzej. Czasami lepiej. Życie jest tajemnicze.

ImageTen dzielny Tomasz Mann ma niewąskie siedzenie, niemieckie siedzenie. Przez sto stronic prowadzi prelekcję o muzyce, doskonale, ze znajomością rzeczy i całkiem niepotrzebnie; wszystko, o czym opowiada i z czego odpali zapewne race w swej powieści - wszystko to można znaleźć w leksykonach.

Skończyłem Stary Testament. Po raz pierwszy czytałem go krytycznie. To zapewne pratekst. Wszystko, co wiemy, stąd się wywodzi, na tym się wznosi. Biologia mówi dziś niewiele więcej niż Księga Rodzaju. Czytałem go cały rok, cztery, pięć stron dziennie. Język Gáspára Károlyego działa ożywczo jak łyk tlenu w zadymionej kawiarni literackiej. To język węgierski o największej wiarygodności i sile.
Stary Testament uczy... nie da się sformułować takiego wniosku. Człowiek nie jest istotą całkiem beznadziejną, pewnie uczy tego. Bóg mu towarzyszy, nawet jeśli się gniewa.

W trakcie golenia zobaczyłem nagle własną twarz. Dawno jej nie widziałem. Przyglądam się nieufnie. Worki pod oczami, jeszcze rok temu ich nie było. Może to dziedziczne, ojciec też je miał. Własna twarz wydaje mi się mało znajoma. Trzeba by odkurzyć rysy ojca i matki z pyłu, który naniósł czas. Przypomina mi się coś, co kilka dni temu przeczytałem w amerykańskiej gazecie: "Abrahamowi Lincolnowi polecono jakiegoś człowieka. "Nie podoba mi się jego twarz" - oświadczył prezydent. A kiedy rozmówca się oburzył, Abraham Lincoln wzruszył ramionami i powiedział: "Po czterdziestce każdy jest odpowiedzialny za swoją twarz". To prawda. Nie ma usprawiedliwienia.

Teraz, kiedy od roku każdego dnia i każdej nocy zajmowałem się Nowym Testamentem, postacią Jezusa i apostołów, tekst przemówił do mnie ze szczególnym urokiem. Natchnione słowa Jezusa znów czytałem z nabożeństwem, jak wiersze, "bezkrytycznie", zachwycony pozwoliłem, by oddziałało na mnie wszystko, co w ich poezji jest magicznym czarem. To nieważne, kto spisał Ewangelie - tych słów, słów i porównań Jezusa nie sposób "wymyślić", mógł je tylko wypowiedzieć żywy człowiek, poeta. W świecie ducha nie ma innej wiarygodności poza stylem, który jest czymś więcej od człowieka - absolutny styl jest zawsze znakiem osobowości.

Rankiem w angielskim radio cytowano przemówienie ministra, który - minister angielski! - powiedział: "Bolszewizm jest właściwie ustrojem prawicowym". To prawda. Nie przypadkiem strzałokrzyżowcy i bolszewicy padają sobie w ramiona, gdziekolwiek i kiedykolwiek mają taką możliwość. W przedwojennym parlamencie węgierskim premier Bethlen powiedział strzałokrzyżowcom: "Panowie, będziecie szli na prawo tak długo, aż któregoś dnia spostrzeżecie, że znaleźliście się na lewicy". Dziś, w tym samym parlamencie, mógłby powiedzieć komunistom: "Panowie będziecie szli na lewo tak długo, aż któregoś dnia spostrzeżecie, że znajdujecie się na prawicy". Na prawicy, tam, gdzie kiedyś stali faszyści: na prawicy nacjonalizmu, zniewolenia życia umysłowego i społecznego wskutek nietolerancji.
Nie mogę być komunistą, bo jestem człowiekiem lewicowym, jakim zawsze byłem; dla zawodowych i wyspecjalizowanych lewicowców nigdy nie okazywałem się nim w wystarczającej mierze, ale dla reszty społeczeństwa węgierskiego zawsze uchodziłem za podejrzanie lewicowego, i tak jest po dziś dzień; prawicowością jest dla mnie wszystko, co oznacza ucisk, zduszenie wolności myśli i zdradę socjalizmu przez brak szacunku dla jednostki.

środa, 17 września 2008

Prezent od Ukochanego.




Ukochany wie,że film ''Śniadanie u Tiffaniego'' to mój ukochany film i stąd ten prezent dla mnie. Piękna niespodzianka,ach...jak potrafią cieszyć małe rzeczy. Właśnie pije kawkę w tym kubku, prawdziwa przyjemność.

Piękne prace z papieru.

hgvjhkj p2hpThumb

phpThumbfch

jjphpThumb phpThumb

PAPIER TO MÓJ ULUBIONY MATERIAŁ DO PRACY TWÓRCZEJ.WYSTARCZY PRZYJRZEĆ SIĘ TYM ZDJĘCIOM ABY WPAŚĆ W ZACHWYT,JAKIE CUDA MOŻNA WYCZAROWAĆ Z PAPIERU.MNIE ZACHWYCIŁY TE PRACE.

czwartek, 11 września 2008

O tej książce na razie jedynie marzę.

Tom szkiców Adama Zagajewskiego o naturze pisania, o związkach literatury z filozofią i historią, o sobie i innych, o Miłoszu i Herbercie, Gombrowiczu i Cioranie, Máraim i Kertészu. Zagajewskiego ciekawi poezja, która "na przekór katastrofom rejestrowała, i tym samym także podtrzymywała, współtworzyła, współwytwarzała ciągłość naszego życia duchowego - owej nieustającej, dziedziczonej przez nas po minionych pokoleniach kontemplacji, kulminującej w doświadczeniu piękna i zła, czasu i dobra, transcendencji lub, dla innych, nicości, medytacji będącej czymś w rodzaju permanentnego ostrego dyżuru, bez którego człowieczeństwo w znanej nam dotychczas postaci musiałoby doznać poważnego uszczerbku".

Poeci idą w półmroku, w którym wiedza, rozum i inteligencja zmieszane są z ignorancją, a grube płótno tajemnicy wisi nad nimi jak gałęzie drzew w miejskim parku - idą po omacku, ostrożnie, z zapalonymi latarkami, które nie oświetlają ich twarzy.

Poezja jest domeną, w której spotykają się przede wszystkim dwa elementy, nie tylko zupełnie różne, ale i niewspółmierne, śpiew i myśl, to przecież śpiew, inaczej niż bardziej elastyczna, bardziej mimetyczna myśl - będzie się wznosił nad ludzką rzeczywistością nie bez współczucia co prawda, ale i nie bez pewnej artystycznej nonszalancji, typowej dla skowronków i sławnych tenorów. [...]
Poeci zasłużyli się też XX stuleciu przez to, że gdy już dokonały się jego wielkie okrucieństwa, opłakiwali je. Poezja dużo płakała - ale nie zbędnym, histerycznym płaczem egzaltowanych, tylko życiodajnym i tragicznym płaczem, bez którego dalsze życie po masakrach i podłościach nie byłoby możliwe, albo możliwe, lecz wydrążone. W wielkim i niezbędnym dziele żałoby poeci przydali się bardzo.

Adam Zagajewski

WARTO NAPRAWDĘ WARTO.


Książka powstała na podstawie ponad stu rozmów ze znajomymi, przyjaciółmi, wydawcami, tłumaczami Wisławy Szymborskiej oraz kilku wielogodzinnych rozmów z poetką, która uczestniczyła w powstawaniu swej biografii. Książka zawiera blisko dwieście fotografii Wisławy Szymborskiej i jej rodziny, niektóre unikalne, wyłowione z archiwów rodzinnych. Ilustrowana jest kolażami poetki, wysyłanymi jako pocztówki do przyjaciół. Jest to pierwsza tak obszerna biografia noblistki. Uhonorowana nominacją do nagrody Ikar'97 w kategorii opracowania graficznego.

O wierszach Wisławy Szymborskiej ukazało się od feralnego czwartku 3 października kilkanaście książek, o jej życiu - żadna. Wynikałoby z tego, o dziwo, że o życiu trudniej pisać niż o sztuce. Ale w końcu się udało. Moje redakcyjne koleżanki przeczytały wszystko, co należało, odpytały z górką setkę krewnych-i-znajomych Królika, aż wreszcie - cud największy - zgłosił się ("skoro panie już się tyle napracowały") i przemówił sam Królik. Powstała książka, w której biografia, poezja i anegdota łączą się w piękny, wielowymiarowy portret Wisławy Szymborskiej. [...] Najlepsze w książce jest to, że dowiadujemy się z niej mnóstwa rzeczy, ale wciąż nie wiemy za dużo. Nie są to "sekrety" czy "wyznania", którymi kolorowe magazyny karmią niewieścią ciekawość, tylko prawdziwy, godzien swego modela portret, jaki dzisiaj już mało kto potrafi malować - Michał Cichy, Gazeta Wyborcza

Polecam gorąco, chociażby tylko do przejrzenia, bo satysfakcja gwarantowana. Sama niejednokrotnie ją oglądałam,bo tę książkę można oglądać jak najbardziej.

środa, 10 września 2008

Trochę poezji przed snem.

SAMOTNY

Potrafiłbym żyć bez ciebie
Żyć samotny

Kto mówi
Kto może żyć samotny
Bez ciebie
Kto

Być na przekór wszystkim
Być na przekór tobie

Noc się posunęła

Niby bryła kryształu
Mieszam się z nocą
Paul Éluard, 1948

Paul Éluard (właściwie Eugène Grindel, 1895-1952)

Francuski poeta i prozaik, tworzący w nurtach dadaizmu i surrealizmu. Uczestnik antyniemieckiego ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Jeden z głównych twórców surrealizmu ijego zwolennik do 1942, kiedy wstąpił do Francuskiej Partii Komunistycznej i zaczął pisać wiersze społeczno-polityczne. Przed wojną uprawiał lirykę miłosną, którą po wstąpieniu do partii komunistycznej zastąpiła poezja polityczna i społeczna głosząca ideały humanizmu, pokoju i ludzkiego braterstwa. Umarł w roku 1952 na atak serca. Jest pochowany na paryskim Père-Lachaise.

Zbiory poezji, m.in.: Capitale de la douleur (1926), Poésie et vérité (1942), Poésie ininterrompue I - II (1946-1953), Poèmes politiques (1948), Poémes pour tous (1948). Publikacje o sztuce. Polskie Poezje wybrane (1968).

ZDJĘCIA




Na tym zdjęciu uwiecznione zostały skarpetki, które dzisiaj podarował mi Ukochany. Wie doskonale, że gdy długo siedzę w jednym miejscu to zawsze jest mi zimno, a przecież od stópek zawsze ciągnie zimno. Mają naprawdę soczysto zielony kolor. Optymistycznie działają na każdego kto je widzi.






Pozostałe zdjęcia, to nasze podwórko, które jest niewyczerpalnym obiektem do robienia zdjęć. Zawsze można doszukać się czegoś nowego, co przyciągnie oko.




wtorek, 9 września 2008

Odrobina poezji nocą.

PONAD MIŁOŚĆ


Wszystko nam zagraża:
czas, który na drgające odcinki potnie i oddzieli
tego, kim byłem,
od tego, kim będę,
niczym maczeta żmiję:
na świadomość – prześwity prześcigane,
na spojrzenia – oślepione patrzeniem
na to, w jaki sposób patrzę,
na słowa – rękawiczki zszarzałe, kurz myśli na trawie, wodzie, skórze,
na imiona nasze, które powstają między mną a tobą,
na mury z pustki, których głos żadnej trąby
nie powali.
Nie pomieścimy się
ani w marzeniu, w jego zbiorach spękanych obrazów,
ani w pianie proroczej szaleństwa,
ani w miłości – wojaczce zębów i pazurów.

Poza nami,
na granicy bycia i przebywania,
wabi życie, o ileż prawdziwsze, przyzywa.
na zewnątrz noc przeciąga się i oddycha,
pełna wielkich liści gorących
i skłóconych zwierciadeł:
walczą o lepsze owoce, szpony, oczy, grzywy liści,
łuki pleców błyszczące,
ciała, co przedzierają się pośród innych ciał.
Połóż się tutaj, na brzegu, gdzie jest tyle piany,
tyle życia, które się trwoni, nieświadome siebie:
ty także należysz do nocy.
Odpręż się i oddychaj pełnią swojej bieli,
niech poczuję twój puls szczodrobliwej gwiazdy,
bądź kielichem, chlebem,
który przechyla szalę w stronę jutrzni,
przerwą krwi, która płynie między czasem
policzalnym a czasem bez miary
Octavio Paz

Octavio Paz (1914–1998)

niedziela, 7 września 2008

Stepmom-Mamuśka. Wczoraj oglądaliśmy z Ukochanym.


Z pozoru wydawać by się mogło, że Isabel Kelly (Julia Roberts) i Jackie Harrison (Susan Sarandon) nic nie łączy. Isabel jest młodą dziewczyną, fotografem mody, która z pasją oddaje się pracy zawodowej licząc na szybką i błyskotliwą karierę. Jackie zaś jest rozwódką w średnim wieku, która dawno porzuciła pracę i cały swój czas poświęca wychowaniu dwójki dzieci, dwunastoletniej Anny (Jena Malone) i siedmioletniego Bena (Liam Aiken).

Kiedy Isabel związuje się z Luke'iem Harrisonem (Ed Harris), byłym mężem Jackie, jest stosunki z dziećmi układają się fatalnie. Anna i Ben nie mogą jej wybaczyć, że zajęła miejsce ich matki, Isabel zaś nie radzi sobie z prowadzeniem domu, a jej desperackie próby zjednania sobie sympatii dzieci przynoszą opłakane skutki.

Kiedy jednak Luke oświadcza się Isabel, a Jackie odkrywa, że jest śmiertelnie chora, sprawy przybierają nieoczekiwany obrót: Isabel z pomocą Jackie musi nauczyć się pełnić rolę matki, którą prędzej czy później zmuszona będzie przejąć...

"Mamuśka" to współczesny komediodramat zrealizowany w konwencji filmu "z życia wziętego", którą amerykańskie kino doprowadziło do perfekcji - wystarczy wspomnieć filmy takie jak "Sprawa Kramerów" czy "Czułe słówka", z których każdy zdobył w swoim czasie Oscara za najlepszy film roku. W rolach dwóch zaciętych rywalek, które z czasem połączy głębokie zrozumienie, znakomite kreacje stworzyły wszechstronna Julia Roberts i nominowana za swą kreację do Złotego Globu Susan Sarandon. Partneruje im niezawodny - jak zwykle - Ed Harris.

Film warty polecenia.Śmieszy i smuci jednocześnie.Uczy jak postępować godnie w trudnej sytuacji życiowej. Oglądaliśmy z Ukochanym z przyjemnością. Polecamy więc innym.

Film dla miłośników muzyki i prostoty wyrazu.Ponad wszystko jest,to film o miłości.




Prosta, klasyczna historia o dwójce zakochanych artystów. Skromny film, pełen naturalnego uroku, irlandzkiego klimatu, muzyki i wietrznej pogody. Kiedy pojawił się na festiwalu w Sundance praktycznie nikt o nim nie słyszał, jednak po pokazie dostał standing ovation oraz najbardziej znaczącą dla każdego reżysera nagrodę – Nagrodę Publiczności. Od tego momentu rozpoczęło się jego pełne sukcesów „światowe tournée”. Film zrobiony za niewielkie pieniądze stał się nieoczekiwanym sukcesem i hitem amerykańskich box office. Zrealizowany za jedynie 75 tys. funtów zarobił prawie 3.5 tys. funtów, w przeciągu kilku tygodni. Początkowo film był grany jedynie w dwóch kinach Nowego Jorku, przyciągnął jednak tak dużą uwagę publiczności i krytyki, iż dystrybucję rozszerzono na 150 kin w całych Stanach Zjednoczonych. Sukces filmu jest tym bardziej zaskakujący, że sam reżyser nie wierzył w jego powodzenie. Początkowo planował sprzedawać DVD z filmem na koncertach The Frames; teraz nieznany dotąd reżyser zaczął być zapraszany przez znane studia filmowe i gwiazdy do współpracy przy kolejnym projekcie.

Do głównej roli Carney zaangażował Glena Hansarda, piosenkarza irlandzkiej grupy The Frames (jeden z ulubionych zespołów Bono z U2), który spędził 5 lat jako uliczny muzyk, oraz czeską pieśniarkę i pianistkę Marketę Irglovą. Krytycy porównywali ich ekranowe porozumienie i magię między nimi do tej, którą dawało się odczuć pomiędzy Bogardem i Bacall. John Carney, wcześniej członek zespołu Hansarda, z wyczuciem muzyka połączył nostalgiczną i delikatną muzykę z klimatem historii o spotkaniu i rodzącym się uczuciu. Za pośrednictwem piosenek opowiada prostą i piękną historię miłosną. Moim zamierzeniem było zrobienie oryginalnego filmu, czegoś w rodzaju wizualnego albumu, jednak z realistyczną, współczesną historią miłosną w centrum. To świat, w którym trzyminutowa piosenka jest równie znacząca, co dziesięć stron dialogu, w którym postaci bardziej komunikują się za pomocą piosenek aniżeli słów. Piosenki w Once są kluczem do odkrycia prawdziwego sensu tej historii. Once można traktować jako musical, jednak film nie do końca mieści się w tym schemacie. Można powiedzieć, że jest on praktycznie całkowitym przewartościowaniem idei musicalu w klasycznym ujęciu tego gatunku. Przy użyciu pewnych schematów zaczerpniętych z musicali i wykorzystaniu ekspresji piosenek Carney chciał opowiedzieć, zrealizowaną w minimalistycznym stylu, bardzo nowoczesną i bardzo prostą historię miłosną, którą zaakceptowałaby współczesna widownia.

piątek, 5 września 2008

DOKTOR ŻYWAGO


Akcja filmu opartego na powieści Borysa Pasternaka rozciąga się na przestrzeni 30 lat. Przeznaczenie sprawia, że w przed rewolucyjnej Rosji dochodzi do spotkania między żonatym lekarzem, Jurijem Żywego, a młodą Laurą. Wstrząsy rewolucji październikowej najpierw łączą, a potem rozdzielają dwoje kochających się ludzi. Laura musi uciekać przez rewolucjonistami, a przeznaczenie sprawi, ze nigdy więcej nie zobaczy już swojego ukochanego.

Właśnie ta ekranizacja z 2002 roku należy do moich ulubionych. prawdopodobnie, jeśli wszystko pójdzie dobrze będzie na mnie czekała w Polsce do odbioru, gdy pojedziemy tam na krótki odpoczynek razem z Ukochanym. Już się nie mogę doczekać. Oglądałam ten film raz w polskiej telewizji i wprost nie mogłam wyjść z podziwu. Polecam wszystkim gorąco.

środa, 3 września 2008

Tete-a-tete (Opowieść o Simone de Beauvoir i Jean-Paulu Sartrze) Hazel Rowley


Simone de Beauvoir i Jean-Paul Sartre - ich życie było pasmem skandali i kontrowersji. Przedstawiamy pierwszą podwójną biografię tej niezwykłej pary. Hazel Rowley, dotarłszy do nowych źródeł i nieznanych dotychczas materiałów, stworzyła niezwykły, bardzo intymny portret owego burzliwego związku, który tak często się rozpadał, by po chwili, na przekór wszystkiemu, znów powstać. To opowieść o wędrówce Simone i Jean-Paula po zmysłowych paryskich kafejkach; o podszewce ich miłostek, tych krótkich i dłuższych; o rozmowach nad kawą i ulicznych protestach, stanowiących znaczną część ich życia - manifestacjach przeciwko wojnie w Algierii i Wietnamie. Egzotyczne podróże, uroki codzienności, spotkania z największymi osobistościami ówczesnego świata: Roosveltem, Chruszczowem, Figelem Castro. Dyskusjach o Mdłościach, Murze, Drogach wolności Sartra czy o Drugiej płci, Mandarynach i Pamiętnikach Beauvair. I o motywach odrzucenia przez Sartre'a Nagrody Nobla. Wpływu Sartre i de Beauvoir na bieg świata nie sposób przecenić, ich dzieła i myśl spowodowały, że nic nie było takie jak dawniej. Tete... opowiada o ich pasji, odwadze, inteligencji, humorze i ciągłym godzeniu sprzeczności w niesamowitym, otwartym związku, gdzie byli jak ogień i woda.

Hazel Rowley mieszka w Nowym Jorku, ale dla zebrania wiadomości o Simone de Beauvoir i Sartrze oraz, ostatecznie, stworzenia "Tete á Tete", przeniosła się do Paryża. Nie na darmo - książka bowiem odniosła niezwykły sukces na całym świecie, by znaleźć się na liście najlepszych książek Washington Post.


Książkę tę dostałam od mojego Ukochanego. Cudowny prezent, lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Już od dłuższego czasu przyglądałam się tej książce w księgarni.

wtorek, 2 września 2008

MARAI


"W ciągu swego życia człowiek nie tylko działa, mówi, myśli i marzy, lecz także milczy - przez całe życie milczymy o kimś, kim jesteśmy, kogo tylko my znamy, ale o kim nie możemy nikomu opowiedzieć. I wiemy, że tylko ten, o kim milczymy, jest 'prawdziwy' - to my jesteśmy tym, o kim milczymy".


Sandor Marai, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa fragment z "Ziemia! Ziemia!", ale pewności nie mam. Cyt. za esejem Coetzeego (?, wybrałam najbardziej popularną formę zapisu nazwiska, ale problem pozostał) ("Zeszyty Literackie" nr 96)

Fotografia to magia.





Od czasy, gdy Ukochany podarował mi na urodziny aparat fotograficzny, rośnie ilość zapełnionych albumów. Tym razem prezentuje zdjęcia wyszukane w internecie, dla mnie są piękne. Zwierzęta są wręcz niewyczerpalnym tematem dla fotografa.