czwartek, 10 marca 2011

Frédéric Beigbeder FRANCUSKA POWIEŚĆ



Autor zaczął pisać tę książkę „w głowie”, uciekając od twardych realiów aresztu, w którym spędził 36 godzin, po tym jak policja zatrzymała go w chwili, gdy w eleganckiej paryskiej dzielnicy, po kilku drinkach w kolejnych barach, wciągał działkę kokainy z maski stojącego na ulicy samochodu. W ciasnej betonowej celi, marząc o jakiejś książce lub proszku na sen, Beigbeder ucieka myślami do dzieciństwa, którego nie pamięta, bo ten okres jego życia objęła dziwna amnezja. Wychodząc od jedynego wyraźnego obrazu, stara się przywołać więcej wspomnień i dochodzi do wniosku, że ich brak wywołała zmowa milczenia wokół rozwodu rodziców. Opisuje typową zamożną rodzinę francuską, z czułością mówi o swoich dziadkach, rodzicach i bracie, powraca do młodzieńczych lektur i muzyki, której kiedyś słuchał. Odnalezione nareszcie wspomnienia przeplatają się z drobiazgową i niepozbawioną poczucia humoru relacją z aresztu. Za powieść tę pisarz otrzymał Prix Renaudot 2009.
Jak zazwyczaj to już bywa kolejne powieści wydawane przez Noir Sur Blanc mnie nie zawiodły, a co więcej oczarowały. Tak było i z tą powieścią, polecam, naprawdę warto.
I jeszcze tylko fragment dla rozsmakowania się.

Po matce odziedziczyłem:
- ballady Eltona Johna z lat 1969-1975, szczyt światowej muzyki pop,
- oglądanie filmów Woody'ego Allena w dniu ich wejścia na ekrany,
- przekonanie, że najlepsze czerwone wino to wcale nie to, które jest najdroższe,
- malkontenctwo, skłonność do wiecznego narzekania,
- krótkowzroczność,
- romantyzm,
- cienkie przeguby,
- dobre wychowanie,
- skłonność do rumieńców,
- snobizm,
- dobry smak w ubiorze,
- upodobanie do samotności,
- brak lęku przed zerwaniem,
- rosyjskich pisarzy,
- jedzenie foie gras widelcem,
- to, że nie wstydzę się płakać publicznie i nie powstrzymuję łez przed telewizorem,
- kompleks niższości,
- udziec jagnięcy pieczony z czosnkiem,
- pocałunki w szyję,
- wyostrzony zmysł krytyczny,
- uprzejmość wobec bliźniego, okrucieństwo wobec siebie samego,
- słabość do plotek,
- Deszczową piosenkę Gene'a Kelly'ego i Stanleya Donena,
- późne wstawanie ze śniadaniem do łóżka, zapach grzanek
o poranku,
- przekonanie, że miłość musi być namiętna, bezwarunkowa,
zazdrosna, stapiająca dwoje w jedno, nawet jeśli miałaby krótko
trwać,
- że miłość jest w życiu na pierwszym miejscu,
- że nie należy mówić „tego południa”,
- upodobanie do czytania.

Po ojcu mam:
- fantazję,
- manię wielkości,
- duży nos,
- skłonność do bólu gardła,
- wystający podbródek,
- oczy w kolorze deszczu,
- głośne dwukrotne kichnięcie, które stawia na nogi cały dom,
- upodobanie do fondue serowego i mięsnego,
- przenikliwość,
- Brooks Brothers,
- sarkazm,
- obsesję na punkcie seksu,
- to, że mówię „pantofle” zamiast „buty”, „sweter” zamiast
„pulower” i „historia obrazkowa” zamiast „komiks”,
- wyczucie zabawy,
- upodobanie do ognia w kominku,
- słabość do młodych kobiet,
- i do pięknych samochodów,
- braci Marx,
- Nieszpory Najświętszej Marii Panny Monteverdiego,
- kompletną pogardę dla cudzych opinii,
- muzykę z filmu Amerykańskie graffiti,
- kompleks wyższości,
- wyspy tropikalne,
- zakupy w duty-free,
- to, że mogę pożreć całą suszoną kiełbaskę na aperitif w mniej
niż pięć minut,
- że zawsze jestem cool, ale od czasu do czasu mogę się wściec
z powodu jakiegoś głupstwa,
- chrapanie,
- solipsyzm Plotyna,
- przekonanie, że bezceremonialność jest zaletą,
- potrzebę pisania.

Brak komentarzy: