poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Afonia i pszczoły.

plakat do filmu Afonia i pszczoły (2008)

Na pierwszy rzut oka Afonia w dziewczęco splecionych włosach i z korbą od kamery zawieszoną na szyi wygląda na znacznie młodszą, niż kiedy okazuje się, że ma już dorosłą córkę i najlepsze lata za sobą. W tej chwili wiedzie nudny żywot żony opiekującej się sparaliżowanym mężem, który nie jest w stanie zaspokoić jej jeszcze ciągle żarzącej się seksualności. Z pasją oddaje się filmowaniu wszystkiego, co wydaje jej się ważne i co chciałaby zatrzymać dla siebie na zawsze. A wyraźnie cierpi z powodu przemijania i nieodwracalności czasu. Gdy do ich domu trafia młody rosyjski wojskowy, chwyta się go z taką desperacją, jakby to była jej ostatnia szansa na jakiekolwiek emocje. Ruski, podobnie jak jej mąż, jest zapaśnikiem, ale w pełni formy, podczas gdy Rafał zawody w tym sporcie może oglądać jedynie ze swojego wózka.

Umiejscowienie wydarzeń w roku 1953, a dokładnie od dnia śmierci Stalina, nie ma większego wpływu na całą akcję. Historia nie jest tu nawet tłem, tylko scenografią. A odległe lata 50. budują dystans do oglądanych wydarzeń. Bohaterowie tacy niedzisiejsi, wyrwani z innej rzeczywistości. A i romans jest tak powierzchowny, że nazywanie go miłością jest niemałym nadużyciem. Wytarty z wielkich uniesień i wielkich czynów robi raczej wrażenie ostatnich podrygów przed totalnym znieczuleniem. Sytuacja wydaje się oczywista, jak słowa Afonii do męża: Jestem ja, jesteś ty i jest on, i nie ma co się buntować.

Trochę mimo wszystko za mało mi słów było w tym filmie, za dużo niedopowiedzianego.
Muzyka bardzo dobra w tym filmie, to muszę przyznać.
W sumie spodziewałam się więcej, ale może za dużo oczekiwałam. Mimo tego mojego rozczarowania film polecam, warto zobaczyć, to dobre, wyjątkowe kino.

Brak komentarzy: