sobota, 24 maja 2008

Nic jak Bóg.Postacie iluminacji Wschodu i Zachodu.-Jacek Bolewski.


Arkana kontemplacji w działaniu Zarówno Mistrz Eckhart, jak i anonimowy Mistrz z "Obłoku niewiedzy" ukazali w swoich pismach drogę do jedności z Bogiem. Pozostawili nam świadectwo, które byłoby niemożliwe bez ich osobistego doświadczenia tej jedności. Ale samo doświadczenie zostało spowite zasłoną milczenia; możemy się go jedynie domyślać jako tła i kresu opisanej przez nich drogi. Dlatego może odczuwamy w ich świadectwie jakiś brak. Jego przejawem w przypadku Eckharta jest chyba zawrotna "wyżyna" jego teologicznych sformułowań, które niełatwo przełożyć na język życiowej praktyki, także w dziedzinie modlitwy. Natomiast w przypadku "Obłoku niewiedzy", gdzie większość uwagi została poświęcona właśnie stronie praktycznej, brakuje czegoś innego. Uderza bowiem fakt, że w ukazanej praktyce modlitewnej nie odgrywa żadnej roli osoba Jezusa Chrystusa. Stąd też pewien brak równowagi w opisie drogi, która zdaje się ograniczać do "pracy" w czasie samej kontemplacji, podczas gdy działanie poza nią zajmuje tu mniej miejsca i uwagi. Wprawdzie wolno przyjąć, że autentyczne elementy drogi ukazanej przez obu mistrzów świadczą o pełni danego im doświadczenia; nie zmienia to jednak faktu, że brakuje tej pełni w ich świadectwie. Jedność, której poszukujemy w jej rozmaitych postaciach, w różnych świadectwach jednego doświadczenia, jest także jednością kontemplacji i działania. Jej najpełniejszy wyraz znaleźliśmy w formule duchowości jezuickiej mówiącej o "kontemplacji w działaniu". Warto zatem przyjrzeć się jej dokładniej, tym bardziej że jezuici intrygują... W jakim sensie? Dawniej stwierdzenie to pojmowano niewątpliwie w taki sposób, że im samym - zakonnikom okrytym nimbem tajemniczości - przypisywano najrozmaitsze intrygi. Dlatego zwolennicy spiskowej teorii dziejów zwykli wymieniać jednym tchem: żydów, masonów, jezuitów... I ciągle jeszcze, jak świadczą o tym słowniki nie tylko języka polskiego, pojęcie "jezuita" kojarzy się z intrygantem. Skoro jednak nie zamierzamy schodzić do poziomu czy języka związanego z wyobrażeniami tego rodzaju, to stwierdzając, że duchowi synowie Ignacego Loyoli nadal intrygują, musimy raczej przyjąć, iż przynajmniej dawna opinia o nich czyni ich również w naszych czasach interesującymi, budzącymi zaciekawienie, jednym słowem - intrygującymi. Decydując się na wejście w arkana tej problematyki, zauważmy najpierw: jeżeli jest istotnie coś tajemniczego, nie dającego się jednoznacznie określić w postawie samego Ignacego oraz w duchowości jezuickiej, to korzeni tajemnicy należy szukać nie w zewnętrznych przejawach konkretnych działań czy zachowań, lecz w postawie wewnętrznej, wiążącej się ze specyficznym doświadczeniem Boga i świata. Nie chodzi o przeciwstawienie obu wymiarów, lecz o jedność. I właśnie wyrażająca tę jedność formuła "kontemplacji w działaniu" może być znakiem głębszej jedności, którą Ignacy odkrył w doświadczeniu Chrystusa. Postacie iluminacji Osoba i tajemnica Jezusa Chrystusa towarzyszą Ignacemu od początku jego nawrócenia, kiedy to powracając do zdrowia po doznanych ranach zwrócił się ku Niemu pod wpływem podsuniętych mu lektur "Życia Chrystusa" i "Żywotów Świętych". Szczegóły tych wydarzeń oraz dalszej drogi Loyoli możemy znaleźć w jego autobiograficznej "Opowieści Pielgrzyma" spisanej na podstawie ustnej relacji Świętego pod koniec jego życia. Wiedziony dalej, już po wyzdrowieniu, pragnieniem pielgrzymki do Ziemi Świętej, dał pierwszy zewnętrzny wyraz swemu przeobrażeniu: porzucił dotychczasowy ubiór szlachcica i rycerza, by przyoblec strój pielgrzymi, który miał oznaczać "szaty i znamiona Chrystusa". W Manresie, gdzie następnie się zatrzymał, osoba Jezusa stanęła jeszcze wyraźniej w centrum jego praktyk. Uczestnicząc codziennie we mszy św. "czytał zazwyczaj Mękę Pańską"; inną zaś lekturą, w której znajdował szczególne upodobanie, było odkryte przezeń właśnie w Manresie "O naśladowaniu Chrystusa". I już na początku relacji o pobycie w tym miejscu Ignacy wspomina o swym spotkaniu z pewną uduchowioną kobietą, która "rozmawiając raz z tym nowym żołnierzem Chrystusa tak się do niego odezwała: 'Oby się spodobało Panu mojemu, Jezusowi Chrystusowi, żeby ci się zechciał pewnego dnia objawić'". W rzeczy samej, dalszy pobyt w Manresie obfitował w doświadczenia, które dokonały w Ignacym ostatecznego przeobrażenia. Już wcześniej - mówi on o sobie jako pielgrzymie - "otrzymał od Boga zdecydowaną wolę służenia Mu". Świadectwem tej zdecydowanej woli były wszystkie jego dotychczasowe poczynania: zerwanie z przeszłością, praktyki pokutne, pielgrzymka... Ale silna wola neofity nie znalazła jeszcze oparcia i dopełnienia w dostatecznej jasności umysłu. Wspominając ten okres Ignacy dodaje, że "umysł jego był jeszcze zbyt prosty i niewyrobiony". Przejawiało się to nie tylko w skrajności narzucanych sobie umartwień, ale nadto w skrupułach związanych z brakiem należytego rozeznania własnej sytuacji. Niejakim oparciem było posłuszeństwo wobec spowiednika. Jednak decydujące było doświadczenie, że sam Bóg go prowadzi, obchodząc się z nim "podobnie jak nauczyciel w szkole z dzieckiem". Temu bezpośredniemu prowadzeniu przez Boga przypisuje Ignacy największą łaskę swego życia - iluminację nad rzeką Cardoner, o której mówi, że...

Brak komentarzy: