piątek, 23 maja 2008

Wiersz Bolesława Leśmiana

W zakątku cmentarza

Mają zmarli w niedzielę ten pośmiertny kłopot,
że w obczyźnie cmentarza czują sie- bezdomnie-
A lubią noc tę spędzać popod mgłą lub popod
Wiecznością, co się w jarach gęstwi nieprzytomnie.

Maria z Bzówka- wygody wspomina izdebne,
słońce- w łóżku, wiatr- w sieni- i ogród macierzyn,
Gdzie było tyle w radość uchodzących ścieżyn,
A wszystkie takie trafne i drzewom- potrzebne?...

żebrak, co się zadławił na śmierć krztyną chleba-
Kijem niegdyś wędrownym obłędnie się babrze
W nieodgadle błękitnym- pełnym Boga - chabrze,
By zeń dla snu wiecznego wydłubać- źdźbło nieba.

Mnich, co po to byt ziemski tłumił bez szemrania,
By pędzić żywot wieczny w sposób nienaganny-
Kreśli palcem na próchnie list do panny Anny
Z życzeniami rychłego w kwiatach- zmartwychwstania.

Panna Anna udaje, że jest- bezżałobie
I biorąc na kolana młodą mgłę- pieszczochę-
Ukradkiem z pajęczyny tka zwiewną pończoche
Dla brzozy, co tkwi na kochanka grobie.

A opodal- mniej więcej naprzeciw rozstaju,
We fraku bezrozumnie skąsanym przez szczura,
na czele kilku cieni żeńskiego rodzaju
Nieboszczyk Madaleński- prowadzi mazura.





Jest to mój ukochany wiersz Leśmiana, za jego wersją śpiewaną wręcz przepadam. Może, to taka życiowa wizja umarłych tak na mnie działa... Słucham tego wiersza śpiewanego z promiennym uśmiechem.

Brak komentarzy: