wtorek, 30 września 2008

Tomasz Jastrun – Pani Zosia i pasażerowie "Kultury"





Zupy i psy
Nostalgiczne wspomnienia początków "Kultury" dotyczą psów i gotowania. Oboje, Zofia Hertz i Jerzy Giedroyc nie mają dzieci (Zygmunt Hertz zmarł w roku 1979). Wielkim dzieckiem ich obojga jest "Kultura". Ale czy można się do niej przytulić? Odkrywam, że niezwykła rola psów w życiu pisma wynika z tego, że one są zamiast dzieci. Zawsze spaniele. Black nastał już w roku 1948. To o nim Agnieszka Osiecka napisała odę "Szanowny Blacku, psie-syntezo/ wdzięku i innych zalet psich/'". Potem był spaniel Piotr, po nim Black II, niedobry, trudny pies, źle żył i głupio zginął. I w końcu Faks, który właśnie przed chwilą otworzył moją torbę podróżną i wyjął z niej skarpetki. Gdyby chciał, wyjął by równie zręcznie pieniądze z kasy pancernej. Jest cień nadziei, że po dłuższych pertraktacjach przehandluje te skarpetki za jedzenie. Pal licho skarpetki, kilka miesięcy kiedy tu ostatnio byłem, sprawa była poważna. Faks porwał torbę, gdzie miałem wszystkie książki i ściągawki do filmu o Norwidzie, który kręciliśmy w Paryżu. Poczułem, że film i Norwid jest w pysku tego zwierza. Rzuciliśmy się wszyscy w pogoń, nawet Jerzy Giedroyc ze swoją laseczką. Ten pies, podobno jest genialny, dlatego nazwano go Faks. Owe urządzenie było technicznym odkryciem "Kultury" przed progiem lat 90. Ale dla mnie, pamiętam, wysyłanie faksów do "Kultury" było zawsze mordęgą i przekleństwem. Od ilu lat co miesiąc piszę do "Kultury", pytam moich gospodarzy. Ja nie pamiętam, ale oni też się pogubili, sprawdzamy w archiwum, nie do wiary od 15!" A psa Faksa pamiętam jako szczeniaka z roku 1990. Byłem tu wtedy z krótką wizytą. Giedroyc i Pani Zosia, oboje bardzo zmęczeni i zatroskani. Okazało się, że szukają psa, który się zapodział. Gdy się odnalazł, ujrzałem małego potwora w złotej, anielskiej szacie. Nie dawał nikomu i niczemu chwili wytchnienia. Na moich oczach zżarł kolejną parę okularów Pani Zosi i podjął, na szczęście nieudaną próbę odgryzienia jej kciuka, Giedroyciowi też ponoć konsumował okulary. Miałem wtedy wrażenie, że spaniel zagraża dalszemu bytowi "Kultury", Odczułem nieprzepartą chęć by psa porwać i tak ocalić pismo przed pożarciem. Co ja bym jednak z nim potem zrobił, a właściwie, co On by zrobił ze mną? Faks ocalał. Ja też. I "Kultura" jak zwykle okazała się twarda jak skała. Jestem tu po niemal 10 latach i potężne cięcie filmowej taśmy czasu, ukazuje w mgnieniu powieki, jak mały szczeniak zmienia się w potężnego grubasa, który na dodatek osiwiał niemal tak okrutnie jak ja. To jedyna rzecz, która nas łączy, mam nadzieję. Bo ja trzymam linię i nie kradnę.
Pani Zosia na początku nie miała pojęcia jak gotować , panowie zmywali i chodzili na zakupy. A ona jak przyznaje "uczyła się na ich żołądkach". Po tylu latach Giedroyc znakomicie pamięta widok i smak pierwszej zupy przez nią ugotowanej, miała być pomidorowa. Wrzuciła bez ładu i składu pomidory włoszczyznę, ryż ,ziemniaki. Powstała potrawa, której nie da się zapomnieć, Giedroyc nazywa ją "bebełuchą:". Żywa jest też do dzisiaj pamięć jęzorków, które nie zostały obdarte ze skóry, i w pewnym sensie były nieprzemakalne. Z czasem jednak Pani Zosia stała się świetną kucharka, "bo ona jest z urodzenia prymusem", mówi Giedroyc.

Giedroyc o kobietach
Jerzy Giedroyc nie boi się tematu kobiet. Przyznaje, że "Przy moim usposobieniu i trybie życia kobiety nie mogły odegrać w moim życiu większej roli, oczywiście oprócz Zosi. Bez niej nie dałbym rady. Moje małżeństwo było raczej przypadkowe. Zaczęło się w roku 1930 i skończyło dosyć szybko". Z byłą żona miał i ma do dzisiaj przyjacielski kontakt. Mieszka w Anglii i zajmuje się archeologią. Zgadza się bez wahania, że świat bez kobiet byłby bez sensu, ale rozumie znakomicie księży oraz ideę celibatu. "Bo kiedy ma się wielką pracę do wykonania, kobiety rozpraszają i zabierają czas". Nie ma jednak wątpliwości, że w Polsce kobiety są lepszą częścią naszego kraju: "gdy chodzi o ciężką pracę i zdrowy rozsądek, mało cenię Polaków, a bardzo cenię Polki". Przyznaje "przez moją pasję, mam chwilami poczucie, że jednak przegrałem, bo nie miałem życia osobistego". Pani Zosia też ma poczucie, że poświęciła się dla "Kultury", ale tego nie żałuje.Giedroyc nie zaprzecza, że z Zofią czasami kłócą się, nawet ostro, ale, "ja mam dobre usposobienie, mnie można przekonać. " Pani Zosia mówi "Jerzy ma trudny charakter, jest wymagający, ale wie czego chce, a w takiej pracy to najważniejsze. Nigdy nie bał się wrogów, ani ryzyka." Z własnego doświadczenia wiem, jak bywa uparty ale też jak odważny i niezwykle otwarty dla odmiennych poglądów. Tego co najbardziej nie znosi, to polskie kołtuństwo, skrajne myślenie prawicowo-narodowo-katolickie, powiedzmy pewien syndrom endecki. Być może tajemnica sukcesu "Kultury" mieszka w tym, że On i Pani Zofia są pracowici, uparci, zdroworozsądkowi, sztywni, zamknięci a zarazem w jakiś tajemniczy sposób elastyczni i otwarci.
Dlaczego oboje nie przyjeżdżają do Polski po roku 1989? Przecież dla tej wolnej Polski poświęcili swoje życie i odnieśli wielki sukces. Tłumaczą się, że nie przyjeżdżają, bo brzydzi ich nasze życie polityczne. Pani Zosia dodaje, że oboje mają kłopot z chodzeniem. Mówię, "w lektyce by was obnoszono, ten argument mnie nie przekonuje." Pytam, Pani Zosiu, niech się Pani przyzna, czy nie jest to po prostu lęk przed spotkaniem z czasem? Zamyśliła się, "może ma Pan rację, sama już nie wiem." Odpowiedź ostateczną dały pączki od Bliklego. Kiedy jem ostatni, pożegnalny obiad, Pani Zofia i Giedroyc znowu nie mogą się pogodzić z faktem, że te pączki są takie jasne, przecież za ich czasów polskie pączki były ciemniejsze. Mówię: "Oto prawdziwy powód, dla którego nie możecie Państwo przyjechać do Polski. Podobnie jak te pączki, wszystko w Polsce ma już inny smak i kolor".

Tekst opublikowany w "Twoim Stylu" w 1999 roku w numerze 12

Brak komentarzy: