poniedziałek, 22 września 2008

OBECNIE CZYTAM.

LUDZKA SKAZA-PHILIP ROTH


Czy warto zmieniać próbować świat na lepsze? Oczywiście, że warto - ale pamiętać należy o tym, że wszystko będzie mieć swoją "human stain", obojętne, czy tłumaczoną jako "piętno" czy jako "ludzka skaza". Taką życiową poradę przekazuje nam ze swojej pustelni mądry i stary Nathan Zuckerman, pisarz wymyślony przez pisarza wymyślonego przez pisarza.

Trzydzieści lat temu z okładem był sławnym skandalistą - ale to sława, która łatwo przemija. Co z tego, że "Kompleks Portnoya" przełamywał ówczesne obyczajowe tabu - dla współczesnego czytelnika to książka nie bardziej szokująca od "Dziejów grzechu" Żeromskiego, również w swoim czasie uznanych za obrazoburcze. Kto mógł wtedy pomyśleć, że swoje największe dzieła autor napisze dopiero na emeryturze?
22. książka w dorobku Philipa Rotha, "Amerykańska sielanka" (1997) przyniosła mu pierwszego w dorobku Pulitzera. I gdyby nie niechęć jurorów do nagradzania tego samego pisarza kilka razy z rzędu, nagrodę tę mogłyby też otrzymać dwie następne powieści z trylogii - "Wyszłam za komunistę" (1998) i "Ludzka skaza" (2000).

Alter ego do potęgi

"Ludzka skaza" trafia do księgarń tuż po tym, jak do kin wszedł film "Piętno". Wbrew zwyczajom dystrybutor filmowy nie dogadał się z wydawcą książki, w obiegu zaistniały więc dwa tłumaczenia rothowskiego "Human Stain". Może to i dobrze, bo adaptując powieść Rotha Robert Benton dokonał kilku ważnych zmian. W filmie zupełnie inaczej niż w książce przedstawiony jest samotny pisarz Nathan Zuckerman (Gary Sinise), od 30 lat pełniący dla Rotha funkcję literackiego alter ego.

Zuckerman to alter ego do entej potęgi. Pisarz wymyślił go w 1974 roku w książce "My Life As A Man", a właściwie... wymyślił tam innego pisarza, Petera Tarnopola. Ten z kolei wymyślił Zuckermana, próbując oderwać się od innego swego alter ego Carnovsky'ego (bohatera powieści Tarnopola, ewidentnie wzorowanego z kolei na Aleksandrze Portnoyu, bohaterze powieści Rotha). Skomplikowane? Ma się rozumieć, był to bowiem okres, w którym Rotha zafascynowały postmodernistyczne igraszki w pisanie o pisaniu.

Od tego czasu jednak Nathan Zuckerman postarzał się razem ze swoim twórcą, co wyszło im obu na dobre. W amerykańskiej trylogii Rotha nie ma już żadnych igraszek - to solidna narracja przypominająca wręcz realistyczną powieść. Zuckerman to starzec, który życie ma już za sobą. Pod wpływem osobistych dramatów i nie do końca udanej operacji (której przykrym skutkiem ubocznym jest konieczność stałego noszenia pieluchy) wycofał się z życia do swego azylu, domku na odludziu. Nie zarzucił jednak pisania - uważnie obserwuje to, co dzieje się z Ameryką, stara się opisywać jej przeszłość i teraźniejszość, a bogactwo życiowego doświadczenia pozwala mu na budowanie przenikliwych i trafnych syntez.

Filmowy Zuckerman jest młodszy od powieściowego o dobre dwa krzyżyki, co zmienia spojrzenie na opowiadaną przez niego historię. Filmowy Zuckerman angażuje się w nią osobiście, książkowy zaś stoi z boku i komentuje wydarzenia z mądrością starca, który więcej wie o dramatach bohaterów niż oni sami.

Każda z trzech książek trylogii Rotha opowiada o intymnym dramacie, na pierwszy rzut oka rozgrywającym się między dwojgiem ludzi. W "Ludzkiej skazie" jest to starczy romans emerytowanego profesora (w filmie: Anthony Hopkins) z młodą, lecz wykolejoną dziewczyną (Nicole Kidman). W "Wyszłam za komunistę" to rozpad małżeństwa aktora oskarżonego o kryptokomunizm w czasach maccartyzmu. W "Amerykańskiej sielance" (którą ma wkrótce sfilmować Philip Noyce) to dramat ojca i córki, która w burzliwym roku 1968 została lewacką terrorystką.

Zuckerman w każdym przypadku jest pośrednio uwikłany w wydarzenia - dzieją się albo w jego sąsiedztwie ("Ludzka skaza"), albo w rodzinie kolegi z dzieciństwa ("Amerykańska sielanka"), albo wreszcie w rodzinie szkolnego nauczyciela ("Wyszłam za komunistę"). Jego bogate życiowe doświadczenie pozwala mu jednak dojrzeć poza powierzchnię dramatu i zauważyć, że to, co pozornie dotyczy tylko dwojga ludzi, w rzeczywistości jest odzwierciedleniem dramatu całego społeczeństwa.

Miłość szalona

Część z przyjemności czytania tych książek polega właśnie na śledzeniu prywatnego pisarskiego śledztwa prowadzonego przez Zuckermana - i na tym, jak z pozornie niepasujących do siebie elementów układanki składa się epicka synteza. Szkoda, że recenzenci piszący o filmie "Piętno" potrafią, niestety, te przyjemności spalić, ujawniając sekrety odkrywane tak powoli przez pisarza.

Nie zdradzając teraz, na czym te sekrety polegają w przypadku "Ludzkiej skazy", wyjaśnię tylko, że w centrum fabuły tkwi pojęcie "poprawności politycznej". Kluczowe dla fabuły wydarzenia mają miejsce w roku 1998, który dla Amerykanów na zawsze pozostanie rokiem skandalu Clinton-Lewinsky. Na tym tle romans emerytowanego profesora z pracownicą fizyczną (która mogłaby być jego córką) budzi powszechne oburzenie. Nikt nie widzi w nim wyidealizowanej romantycznej "amour fou", jaką być może dostrzeżono by kilkadziesiąt lat wcześniej - dla otoczenia to raczej bezczelne wykorzystywanie różnic społecznych. Tym bardziej że ten sam profesor wcześniej wpakował się w kłopoty poprzez użycie niepoprawnego politycznie określenia "spooks" (w filmie tłumaczonego jako "czarnuchy", w książce - chyba znacznie trafniej - jako "zmory") na określenie czarnoskórych studentów nieprzychodzących na zajęcia.

I tutaj właśnie Zuckerman spogląda na ten dramat z szerszej perspektywy - bo on przecież pamięta, w jakich okolicznościach rodziła się polityczna poprawność. Może nawet sam się przed laty do tych narodzin przyczynił, jako zaangażowany lewicowo nauczyciel akademicki? Zuckerman nikogo nie osądza - pokazuje jednak zarówno współczesne historie ludzi, których kariery zrujnowało jedno nieopatrznie rzucone słowo, jak i tragedie ludzi o "niesłusznym" kolorze skóry, którzy pół wieku temu znosili na każdym kroku nie tylko werbalne upokorzenia.

Nowy purytanizm

Podobnie zresztą jest z nowym purytanizmem, który eksplodował przy okazji romansu Clintona - Roth zauważa na marginesie, że gdyby taka sama afera wydarzyła się Eisehnowerowi, Kennedy'emu czy Nixonowi, kochliwa stażystka zostałaby po prostu skutecznie zastraszona i nie byłoby afery. Czasy, w których mężczyzna mógł bezkarnie wziąć to, czego chce, od kobiety o niższym statusie społecznym, były nie tak dawno - i znowu, być może to właśnie Zuckerman ma swój wkład w to, że odeszły w przeszłość.

Opowiadając dramat z sąsiedztwa, Zuckerman opowiada więc tak naprawdę dramat reform społecznych ostatniego półwiecza. Nie wysuwa ani pesymistycznej tezy o tym, że te reformy więcej zepsuły, niż naprawiły - ani nawet pozornie obojętnej tezy o tym, że z jednych kłopotów popadliśmy w drugie, więc nic się nie zmieniło.

Jego ocena jest znacznie ciekawsza; to gorzki optymizm. Mimo wszystko świat zakazanych słów i "nowego purytanizmu" jest w sumarycznym ujęciu lepszym światem od świata ludzi codziennie upokarzanych z racji koloru skóry, płci czy statusu społecznego. To oczywiście nie oznacza, że nie będą się w nim zdarzać ludzkie dramaty - a nawet nie oznacza, że te społeczne wynalazki nie będą czasem rykoszetem krzywdzić tych, dla ochrony których je wprowadzono.

Philip Roth "Ludzka skaza", przeł. Jolanta Kozak, wyd. Czytelnik 2004

Film SKAZA oglądałam ale nie zrobił na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Książka już od początku zapowiada się znacznie lepiej. Może po przeczytaniu książki spróbuję obejrzeć film jeszcze raz.

Brak komentarzy: