wtorek, 14 kwietnia 2009

ANIOŁOWIE APOKALIPSY

Francuzi, mimo iż deklarują niechęć do amerykańskiego kina, nie mogą uciec od hollywoodzkich wzorców i sami starają się realizować filmy według "amerykańskiej" receptury. Przykładem takiej właśnie produkcji są ANIOŁOWIE APOKALIPSY. Zaczyna się dość interesująco. W starym klasztorze komisarz Pierre Niemans odkrywa zamurowane ciało nieznanego mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że ma do czynienia z mordem rytualnym.
Kilka dni później policjant Reda spotyka na ulicy mężczyznę wyglądającego jak sobowtór Jezusa Chrystusa z raną postrzałową w klatce piersiowej. Odstawia go do szpitala, gdzie zaledwie kilka godzin później dochodzi do kolejnej próby zamordowania mężczyzny.
Niebawem Reda i Niemans odkrywają, że prowadzone przez nich sprawy łączą się...Zaczynają więc prowadzić wspólnie śledztwo....
Pierwsze 30 minut jeszcze da się oglądać, pomimo przesadnego uochydniania tła. Z czasem jednak efekty specjalne zaczynają dominować nad logiką i cała atmosfera zagrożenia pryska jak bańka mydlana.
Rozwiązanie historii jest natomiast nieprawdopodobnie banalne i naiwne, a finałowa konfrontacja z "czarnymi charakterami" miejscami ociera się o groteskę.
Osobiście jestem na nie jeśli chodzi o ten film. Przyznam, że wprowadził mnie w bardzo złe samopoczucie. Film oglądaliśmy z Ukochanym tuż przed snem, może, to spodowało, że niezwykle ciężko mi się spało w nocy, byłam niespokojna i poddenerwowana. Tym bardziej więc film nie zachwycił mnie.
Osobiście nie polecam.Dziwię się, że tak dobry aktor jak Jean Reno zgodził się zagrać w tym filmie.
Jeana Reno bowiem sobie bardzo cenię, cenimy go oboje z Ukochanym i to głównie nakłoniło nas do obejrzenia tego obrazu.

Brak komentarzy: