Hollywood już od dłuższego czasu stawia na sequele i nowe wersje starych kinowych przebojów, świeże, oryginalne pomysły ograniczając do minimum. Będzie się tak działo do czasu aż hity, które można przerobić lub powielić w końcu się wyczerpią lub gdy widzowie przestaną na nie chodzić. Niestety, jak na razie przynoszą one zbyt duże zyski, by z nich rezygnować. Jeśli dodatkowo w remake'u pojawiają się gwiazdorskie nazwiska a scenarzysta dorzuci trochę współczesnych żartów, sukces, przynajmniej w amerykańskich kinach, jest murowany. Nie inaczej rzecz się ma z "Żonami ze Stepford", przeróbką thrillera z 1975 roku, opartego na bestsellerowej powieści Iry Levina.
Bohaterką filmu jest Joanna Eberhart (Nicole Kidman), odnosząca ogromne sukcesy gwiazda stacji telewizyjnej EBS. Gdy kobieta z hukiem wylatuje z pracy, jej mąż, w obawie o nadwyrężone zdrowie psychiczne ukochanej, przeprowadza się z nią i z dwójką dzieci z Nowego Jorku do małego, uroczego miasteczka Stepford. Urocza mieścina z pięknymi, zadbanymi rezydencjami i wiecznie uśmiechniętymi, zadowolonymi z życia ludźmi, zaczyna jednak wzbudzać podejrzenia nie czującej się tam dobrze Joanny. Przyczyną niepokoju są tamtejsze kobiety - modelowe żony i matki, których życiowym wyzwaniem zdaje się być dbanie o piękny wygląd i spełnianie wszelkich, głównie kulinarno-seksualnych zachcianek swoich mężów.
Podczas gdy oryginał z 1975 roku był thrillerem z elementami fantastyki, nowa wersja jest typową, lekką komedyjką z doborową obsadą, dopracowaną do perfekcji scenografią i kilkoma trickami komputerowymi. Sama fabuła, wymyślona w latach 70., której głównym celem było wyśmianie patriarchalnego społeczeństwa w obliczu budzącego się feminizmu, niewiele się zmieniła. I w tym tkwi główny problem remake'u "Żon ze Stepford" - choć akcja rozgrywa się współcześnie, marzenia i problemy bohaterów pozostały nie naruszone zębem czasu i zupełnie nie przystają do obecnie panujących realiów.
Warto jednak darować sobie porównywanie dwóch wersji, bo wtedy istnieje szansa, że z oglądania "Żon ze Stepford" odniesiecie faktyczną przyjemność. Choć ja nastawiona byłam do pomysłu uczestniczenia w pokazie dość sceptycznie, odprężyły mnie już pierwsze minuty filmu, a oglądanie trio: Nicole Kidman, Bette Midler i Roger Bart było niezłą zabawą. Nie można nie zauważyć wprawdzie, że im dalej w las tym robi się nudniej, a w końcówce twórcy łopatologicznie usiłują wyjaśnić nam przebieg wydarzeń. Mimo to jestem przekonana, iż widzom, szczególnie tym mniej wymagającym lub mającym chęć po prostu się rozerwać obcując z gwiazdorską obsadą, nowy film przypadnie do gustu a z kina wyjdą roześmiani i wypoczęci.
Bohaterką filmu jest Joanna Eberhart (Nicole Kidman), odnosząca ogromne sukcesy gwiazda stacji telewizyjnej EBS. Gdy kobieta z hukiem wylatuje z pracy, jej mąż, w obawie o nadwyrężone zdrowie psychiczne ukochanej, przeprowadza się z nią i z dwójką dzieci z Nowego Jorku do małego, uroczego miasteczka Stepford. Urocza mieścina z pięknymi, zadbanymi rezydencjami i wiecznie uśmiechniętymi, zadowolonymi z życia ludźmi, zaczyna jednak wzbudzać podejrzenia nie czującej się tam dobrze Joanny. Przyczyną niepokoju są tamtejsze kobiety - modelowe żony i matki, których życiowym wyzwaniem zdaje się być dbanie o piękny wygląd i spełnianie wszelkich, głównie kulinarno-seksualnych zachcianek swoich mężów.
Podczas gdy oryginał z 1975 roku był thrillerem z elementami fantastyki, nowa wersja jest typową, lekką komedyjką z doborową obsadą, dopracowaną do perfekcji scenografią i kilkoma trickami komputerowymi. Sama fabuła, wymyślona w latach 70., której głównym celem było wyśmianie patriarchalnego społeczeństwa w obliczu budzącego się feminizmu, niewiele się zmieniła. I w tym tkwi główny problem remake'u "Żon ze Stepford" - choć akcja rozgrywa się współcześnie, marzenia i problemy bohaterów pozostały nie naruszone zębem czasu i zupełnie nie przystają do obecnie panujących realiów.
Warto jednak darować sobie porównywanie dwóch wersji, bo wtedy istnieje szansa, że z oglądania "Żon ze Stepford" odniesiecie faktyczną przyjemność. Choć ja nastawiona byłam do pomysłu uczestniczenia w pokazie dość sceptycznie, odprężyły mnie już pierwsze minuty filmu, a oglądanie trio: Nicole Kidman, Bette Midler i Roger Bart było niezłą zabawą. Nie można nie zauważyć wprawdzie, że im dalej w las tym robi się nudniej, a w końcówce twórcy łopatologicznie usiłują wyjaśnić nam przebieg wydarzeń. Mimo to jestem przekonana, iż widzom, szczególnie tym mniej wymagającym lub mającym chęć po prostu się rozerwać obcując z gwiazdorską obsadą, nowy film przypadnie do gustu a z kina wyjdą roześmiani i wypoczęci.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz