C.K. Williams
Kamień
Kamień
ta dziewczyna, tamtej niedzieli, kiedy do niej wpadłem, leżała w łóżku w nocnej koszuli
(dopiero później zrozumiałem, że przed chwilą ktoś z nią był),
ta dziewczyna, kiedy moja ręka dotknęła pod koszulą jej brzucha,
zaczęła zmieniać swój brzuch w kamień - nie wiedziałem, że tak może być,
ona, ta ludzka istota, to potrafiła - a potem, kiedy już jej brzuch był skamieniały,
zaczęła zmieniać całą resztę swojego ciała w coś jeszcze twardszego, twardego jak stal,
albo bardziej; a może zmieniła całą siebie, przedtem tak miękką,
w jakiś nieznany minerał, występujący tylko na innych, oddalonych planetach,
planetach z chemicznymi burzami, z ogromnymi, zlodowaciałymi oceanami amoniaku
a ja miałem tylko udawać - brałem to poważnie, nie byłem dzieckiem -
że wcale nie jestem jednym z tych dziobatych, kartoflowatych księżyców, o niepewnych orbitach,
i nagle znów byłem na ulicy, była niedziela, choć nie przypominam sobie dzwonów -
i gdzie one jest teraz, droga skamielina, drogi odłamek, gdzie teraz jesteś
w nocnej koszuli, w łóżku, stal i kamień? Kochana stal, kochany kamień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz