wtorek, 6 stycznia 2009

W pamięci mam jeszcze zapach Włoch.

Szczuciński Adam "Włoskie miniatury"

Anna Piwkowska pisze w Nowych Książkach: Włochy, to temat dla poetów, prozaików, eseistów równie niebezpieczny jak miłość i śmierć. Czasami te trzy elementy udaje się nawet połączyć w harmonijną całość, ale tylko największym. Ot, choćby przypadek Tomasza Manna i jego Śmierci w Wenecji. Dlatego włoska trylogia "Zeszytów Literackich" o podróżowaniu po Włoszech, zarówno w przestrzeni geograficznej jak duchowej, jest godna szczególnej uwagi. Dobrze pomyślana, bo rozpoczyna ją klasyczna, piękna książka Pawła Muratowa, potem o swoich Włoszech opowiada Wojciech Karpiński, opisując nie tylko zabytki ale historię miast-państw oraz myśl polityczną m.in. Machiavellego, Gramsciego czy Caffiego, a serię w tej chwili zamyka książeczka Adama Szczucińskiego.
Włoskie miniatury, młodego lekarza obdarzonego wybitną wrażliwością i literackim słuchem uwiodły mnie grą wyobraźni, przeplatania się jawy i snu. I to właśnie u Szczucińskiego pojawia się ten uparty i trudny motyw: Włochy, miłość i śmierć. Sam autor przyznaje, że jego wspomnienia z Włoch to "zapiski na marginesach cudzych dzieł". Przewijają się tu myśli Goethego, Muratowa, Achmatowej, Brodskiego, Hertza, Camusa i innych wielkich duchów. Autor odwiedza groby: Josifa Brodskiego, Gustawa Herlinga Grudzińskiego, Tomasiego di Lampedusy. Rozmawia z umarłymi. Spotyka umarłych. W poezji? We śnie? W Wenecji czyta wiersze Brodskiego i cytuje jego elegię Spotkanie we śnie o tym, że śmierć nie kończy wszystkiego. I sam wyznaje: "Czasami widzę go jak wchodzi po schodach. Te schody skrzypią. Potem wszystko znika".
Książka zbudowana jest z krótkich migawek. Jak wiersze lub fotografie. Tom rozpoczyna dwustronicowy opis wyspy umarłych San Michele. I motto z Krynickiego: "Jaszczurka migocąca wśród bluszczów i cierni/przywiodła mnie do ciebie na wyspę umarłych". Szczuciński fantastycznie buduje nastrój. W jego zapiskach jest prawda, świeżość, wzruszenie. Jest także ból. Bo piękno wywołuje w nas ból. Są u Szczucińskiego dwie stronice o Florencji właśnie pod tytułem Ból. Z własnym bólem wobec piękna Florencji autor radzi sobie przywołując słowa Bobkowskiego: "Piękno może być tak samo trudne do zniesienia jak ból. Można je znosić tylko do pewnej granicy, przeżywać do pewnej głębokości. I potem mdleje się wewnętrznie". Można powiedzieć, że podróż Szczucińskiego po Włoszech to podróż poprzez literaturę, opowieść złożona z cytatów. Sam autor przyznaje, że nie wie, co zrobiłby bez tych wszystkich książek. O ile uboższe byłoby życie, o ile straszniejsza otchłań, pisze. Cieszy mnie ta podróż i wiem na pewno, że książka Szczucińskiego będzie mi towarzyszyła w moich własnych podróżach do Włoch. Czasami dobrze przypomnieć sobie piękne i głębokie myśli, zachwycić się cudzym olśnieniem.
Adam Szczuciński starannie dobiera proporcje. Cytaty, fakty i jego własne myśli, sny, wspomnienia dotyczące Włoch, tworzą harmonijną całość. Przejmujące są opisy śmierci z polskiego szpitala. Nie ma już Włoch. Jest ludzkie cierpienie i śmierć opisywana nader realistycznie. Ale, jak się okazuje, Włochy są wszędzie. Chory, przywieziony na oddział ratunkowy szpitala leżał w sali numer dziewięć. Szczuciński opisuje, jak na stoliku przy łóżku rudobrodego starca zobaczył starą wenecką pocztówkę przedstawiającą Most Westchnień. Wymienili kilka słów. "Droga do więzienia?" - powiedział lekarz do chorego wskazując pocztówkę. "Miłość to więzienie?" - odrzekł niejasno tamten. Tydzień później chory już nie żył. Szczuciński pisze, że tego lata nie pojechał do Włoch. Dopiero rok później zobaczył Wenecję. "Most Westchnień wisiał rozpięty nad kanałem jak skamieniałe skrzydło.Za grubym murem więzienia nory o wilgotnych posadzkach I rudy brodacz z podwiniętymi nogami, jakby klęczał w rogu ciemnej, dusznej Sali".
Ale we włoskich peregrynacjach Szczucińskiego miłość nie jest więzieniem. Miłość to piękno. Czuje się to nie tylko w jego opisach Włoch. Także w entuzjastycznej szczerości zdania: "W przedziale Asia próbowała zasnąć - wyglądała pięknie. Wracaliśmy z Mesyny, jakbyśmy wracali do domu".
Poprzednicy, a także przewodnicy Adama Szczucińskiego po Włoszech, Paweł Muratow i Wojciech Karpński, piszą o swoich przeżyciach inaczej. Obrazy Włoch Muratowa to wspaniały przewodnik po włoskiej kulturze z początku XX wieku. Znakomity rosyjski historyk sztuki, stworzył dzieło opisujące Włochy dokładnie i szczegółowo, właśnie trochę w stylu intelektualnego przewodnika. Są tu obrazy, które szczególnie zapadają w pamięć, jak choćby historia szwedzkiej królowej Krystyny, która przeszła na katolicyzm i wyrzekła się korony, aby spełnić swoje marzenie i zamieszkać w Rzymie.
U Wojciecha Karpińskiego Włochy stają się sposobem na to, aby oprzeć się teraźniejszości, nie pozwolić się jej pochwycić i uwięzić. A także coś jeszcze. Włochy pobudzają umysł i ducha, chronią człowieka przed gnuśnością, przed grzechem acedii. Podróżowanie po Włoszech jest, według słów autora, odnowieniem wrażliwości.
Ale ja jednak znowu wracam do Adama Szczucińskiego i jego miniatur. Otwieram książkę. Jesteśmy w Sienie. I znowu Włochy, miłość i śmierć. Dwa proste zdania: "Wieczorem razem z Asią odpoczywałem na campo. Byłem szczęśliwy, że tym razem nie będę musiał kłaść się spać samotnie, że tej nocy nie będę spał, jak pisał Camus, w jednym łóżku ze śmiercią". Nie, nie chcę popełniać grzechu niektórych współczesnych krytyków i zaburzać bez powodu hierarchii, porównując nastrój Włoskich miniatur do nastroju Śmierci w Wenecji. Ale mam taką pokusę.

Brak komentarzy: