Odnajdziesz tutaj moje myśli na temat historii,literatury,poezji,życia i śmierci.Sztuka jest uprzywilejowana na tych stronach,ona nadaje sens i smak życiu.Jeśli jesteś zainteresowany,czytaj,najlepiej przy kawie.Może odnajdziesz tutaj coś co cię zainspiruje.A może sam napiszesz do mnie kilka słów w komentarzu, które staną się inspiracją dla mnie.
niedziela, 25 października 2009
O tym czy łatwo zostać świętą za życia- z uśmiechem...
Cudowna książka dla matki i córki. Dobra powieść, którą będzie się czytało ze smakiem, szczególnie w zimowe wieczory.
Antonia jest z pochodzenia Włoszką, wychowywaną przez bardzo wierzącą matkę. Jej ojciec zginął w wypadku przed ośmiu laty, ale matka nadal nosi po nim żałobę, jak przystało na włoską wdowę.
W pokoju Antonii stoi duża figura jej patrona, świętego Antoniego i wiszą tradycyjne święte obrazki. Dziewczynka obsesyjnie rozmyśla o świętych patronach, a nawet pisuje do Watykanu listy prosząc o uczynienie jej patronką dowolnej sprawy. Twierdzi, że skoro istnieje patron gąsienic, ona także może być odpowiedzialna za jakieś zjawisko lub czynność. Jej najnowszym pomysłem jest objęcie patronatem drzew figowych. Ma ogródku drzewko, któremu jej zdaniem w amerykańskim klimacie bardzo się przyda wstawiennictwo świętej patronki.
Ale choć Antonia dorasta w rodzinie surowo przestrzegającej zasad religijnych i moralnych, i chodzi do szkoły klasztornej, prowadzonej przez Karmelitanki Bose, jest normalną dziewczyną. Podkochuje się w pięknym Andym, dokłada rozpaczliwych starań, żeby mimo kontroli matki uczynić skromny szkolny mundurek nieco bardziej nieskromnym, a do świętego Judy pisze petycje w sprawie pocałunków. Równolegle, dążąc do godności patronki, czyni starania, by zostać świętą, postanawiając jednak zignorować podstawowy fakt, że świętą można zostać dopiero po śmierci. Następnie, w ramach umartwiania ciała, zamiast włosiennicy decyduje się nosić stanik, rozsądnie uważając go za równie niewygodny. Odnotowuje także wydarzenia, które interpretuje jako cuda, dziejące się niewątpliwie za jej sprawą, np. nagłe ozdrowienie chorującej od 20 lat sąsiadki. W tym prywatnym procesie beatyfikacyjnym przeszkadzają jej nieco zaloty Michaela, ku jej rozczarowaniu i pomimo odpowiedniego imienia zupełnie nie przypominającego archanioła...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz