piątek, 4 kwietnia 2008

CZASAMI ZRODZI SIę WE MNIE WIERSZ....

Młodość PORANKA

Poranek był jeszcze zbyt młody
niczym niedojrzały
zielono-kolczasty kasztan, którego
przedwczesny upadek
boli ziemie.
Weszli w ten poranek zbyt nieroztropnie
konsekwencją czego
były obolałe stopy powstrzymywane siłą
przed ukryciem się
od przymusu wyjścia z mroku.

Przy śniadaniu ich oddechy ściągały kurz
z figurek przyjaciół
rozstawionych na parapecie okna.
Smak cynamonu rozgrzewał
pierwszą tego dnia herbatę.

On wpatrzony w jej pogłębiającą się
zmarszczkę pomiędzy brwiami,
zapomniał
o galaktyce płatków kukurydzianych,
układających przepowiednie dnia
w głębokości
chłodnej mlecznej drogi.
Patrzył z natężeniem pierwszego spojrzenia
widział ją najjaśniejszą
w kole jej sióstr bliźniaczych, które
zwano Wenus.

Przedwczesny poranek przybliżał ich ręce do siebie
jak skrzydła jaskółek
tulące się do śmiechu wiosny.

Wczesny upadek poranka z drzewa nocy
bolał ich dotkliwie.



Czasami przymus pisania przybiera bardziej poetycką formę,trwa to od wielu lat. Wiersz ten napisałam inspirowana moimi porankami z Ukochanym.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Tak, wypatrzyłam gdzies pomiedzy wierszami,wersami, a moze wiedza o was o tobie, ze ten wiersz jest o was...choc przyznaje ze gdyby sie w niego nie wgłebic...to nie byłoby takie oczywiste,no ale własnie i daltego wiersz ,bo nigdy nie jest tym,co napisane,znaczy nie tylko tym...