niedziela, 22 marca 2009

Polacy coraz bardziej nieoczytani

WARTO PRZECZYTAĆ TEN ARTYKUŁ. MOŻE ZMOBILIZUJE KOGOŚ DO CZYTANIA, A MOŻE ZACZNIEMY BARDZIEJ TRAKTOWAĆ ROZBUDZANIE CZYTELNICTWA, JAK JEDNĄ ZE SWOICH PRYWATNYCH MISJI.

Aż 62 proc. Polaków nie miało przez rok kontaktu z żadną książką. Tak źle nie było od początku lat 90.

Co i jak czytamy

Według badań Biblioteki Narodowej i TNS OBOP czytelnictwo w Polsce jest najniższe od 1992 r., gdy rozpoczęto systematyczną obserwację.

Z badań z listopada ub.r. wynika, że tylko 38 proc. Polaków miało przez rok kontakt z co najmniej jedną książką. Nie sprawdzano wprawdzie, w jakim stopniu tradycyjny "papier" został zastąpiony przez nowoczesne technologie (biblioteki cyfrowe, Google Book Search), za to zbadano, kto czyta i kupuje książki, jakie to książki, a także korzystanie z bibliotek oraz oczekiwania wobec bibliotek publicznych.

Wskaźnik czytelnictwa zmniejszył się w niemal wszystkich kategoriach społeczeństwa. Wyjątkiem są mieszkańcy największych, ponad 500-tysięcznych miast (wzrost z 54 proc.w 2006 do 57 proc. w 2008 r.).

- Od 1989 r. jesteśmy na równi pochyłej - mówi Beata Stasińska, współzałożycielka wydawnictwa W.A.B. - Przedtem Polak miał mniej zabawek, książkę traktował jak dobro. Jak dzisiaj ma wyrobić nawyk czytania? Telewizja kusi serialami, poziom księgozbiorów bibliotecznych jest skandaliczny, ceny książek rosną, zmniejsza się liczba recenzji w prasie.

Najwyższy spadek czytelnictwa odnotowano wśród mężczyzn, mieszkańców małych i średnich miast, a także wśród grup postrzeganych jako "czytające": nastolatków, osób z wykształceniem średnim pomaturalnym.

A także internautów. Jeszcze niedawno internet postrzegany był jako sojusznik czytelnictwa - internauci należeli do osób najchętniej czytających książki. Spadek czytelnictwa o 18 proc. w ciągu dwóch lat może wskazywać, że internet nie wspiera, ale zastępuje papierową książkę.

- Najsmutniejszy jest znikanie czytania dla przyjemności - mówi autorka badań Katarzyna Wolff z BN. - Gdyby uwzględnić tylko grupę osób powyżej 20. roku życia i pominąć czytającą z obowiązku młodzież, wynik byłby jeszcze mizerniejszy.

Dlaczego czytamy coraz mniej? Autorzy badań winią stan oświaty, która nie sprzyja wyrobieniu nawyku czytania. Okrojone minima lekturowe, fragmentaryzacja tekstów, omawianie ich pod kątem testów "z kluczem". Nie ma za to mowy o kryzysie ekonomicznym. - Spadek nastąpił jeszcze w okresie prosperity - tłumaczy Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki. - Paradoksalnie zresztą rynek książki przez cały czas się rozwija, wzrasta liczba wydawanych tytułów i obroty wydawnictw. Od początku transformacji ustrojowej jest to wzrost dziesięciokrotny, do 2,5 mld zł rocznie.

Wolff dodaje: - Spadek czytelnictwa i liczby osób kupujących książki nie przekłada się na spadek sprzedawanych egzemplarzy. Następuje za to coraz głębszy podział na nieliczną, ale stabilną grupę osób kupujących coraz więcej, dużo powyżej 12 książek rocznie, i rosnącą rzeszę osób nieczytających w ogóle.

Co na to wydawcy? - Na razie nie odczuwamy kryzysu - mówi Jerzy Illg z krakowskiego Znaku. - Przeciwnie, właściwie co roku odnotowujemy wzrost. Znaczenie ma oczywiście fakt, że Znak to rozpoznawalna na rynku marka. No i mocno weszliśmy w nowy segment - dzięki prężnemu działowi historycznemu.

Polacy kupują jednak coraz mniej pozycji o mniejszym znaczeniu kulturotwórczym. W 2008 r., ci, którzy mieli kontakt z przynajmniej jedną książką, wybierali przede wszystkim popularne powieści: romanse (18 proc.) i kryminały (15 proc.) oraz książki encyklopedyczno-poradnikowe (14 proc.).

- Wydawcy muszą szukać tytułów, które zarobią na pozycje ambitniejsze - mówi Beata Stasińska. - Ambitniejszym brakuje promocji, więc na listach bestsellerów tylko literatura popularna. Jeszcze dziesięć lat temu można było na nich znaleźć noblistów.

Przy rosnących cenach książek najpopularniejszym ich źródłem pozostają biblioteki (40 proc.), zwłaszcza publiczne (27 proc.). W Polsce działa ok. 8,5 tys. bibliotek i 1600 punktów bibliotecznych, zatrudniają ok. 18 tys. bibliotekarzy. W ub. r. przynajmniej raz w bibliotece było 24 proc. Polaków. Spada jednak intensywność uzupełniania zbiorów (z 18 woluminów rocznie na stu mieszkańców w latach 80. do pięciu obecnie).

Mniejsze są państwowe dotacje na zakup nowości i dlatego znaczenie ma "Biblioteka+" - program Ministerstwa Kultury oraz krakowskiego Instytut Książki. Grzegorz Gauden z IK:

- Biblioteki przyszłości to nowoczesne centrum wiedzy i lokalnego życia społecznego. Szerokopasmowy internet, komputery dostępne dla odwiedzających i bibliotekarze przygotowani, by ludzi uczyć ich obsługi, nowoczesna architektura. Prace nad programem ruszyły w ub. roku. To nie jest jednorazowa akcja, to wieloletni program, w który chcemy angażować samorząd terytorialny, bo dziś zdarzają się wójtowie, którzy chętnie pozamykaliby gminne biblioteki. Na szczęście prawo im to uniemożliwia.

Dla "Gazety": Przemysław Czapliński

krytyk literacki, profesor UAM w Poznaniu:

- Nie wpływa na to poziom czy atrakcyjność dostępnej literatury, ani też wielość mediów odciągających uwagę od papierowej książki. W latach 70. grupa najbardziej aktywnych odbiorców telewizji była jednocześnie grupą najaktywniejszych odbiorców kultury. Dziś podobnie jest z internautami. A poziom wykształcenia? W 1989 r. mieliśmy ok. 200 tys. studentów, dziś ok. 2 miliony. Wyższe wykształcenie miało 7 proc., dziś - ponad 12. Dlaczego nie wzrasta odsetek ludzi czytających? Bo w rodzinach zerwana została sukcesja pewnego zwyczaju. Nie tradycji, tylko nawyku. Jeśli ktoś wychował się w rodzinie, w której książki nie stały na półkach, nie rozmawiało się o nich, mała jest szansa, że sam będzie aktywnym czytelnikiem.

Źródło: Gazeta Wyborcza

http://bi.gazeta.pl/im/6/6410/m6410216.jpg

Brak komentarzy: