poniedziałek, 30 marca 2009

WIELKA SAMOTNOŚĆ.


Tornatore umie te swoje baśnie opowiadać. "1900: człowiek legenda" skonstruował w oparciu o tekst monodramu napisanego przez Alessandro Baricco i wykonywanego we włoskich teatrach. Popisowy tekst przeznaczony dla jednego aktora Giuseppe Tornatore zamienił na mieniący się barwami, pulsujący akcją i uwodzący muzyką baśniowy fresk. I rzecz zaczyna się jak opowiadanie baśni - "był sobie raz..."
Oto podrzucony na statku syn emigrantów, dzieciak wypiastowany przez najciężej harujących pariasów załogi, przez palaczy, okazuje się genialnym samoukiem, muzykiem łączącym żonglerską zręczność palców i absolutny słuch z nieskończoną inwencją kompozytorską. Znajdę porzucono w noc sylwestrową zaczynającą rok 1900. Czarnoskóry palacz, który zaopiekował się chłopczykiem, nadał mu własne imię i nazwisko uzupełnione numerem roku. Ten ostatni - 1900 - stał się jego przydomkiem. Pianista przedstawia się "jestem Tysiąc Dziewięćset", pod tym pseudonimem zdobywa sławę. Zna go świat, ale on nie zna świata, zostaje na statku przez całe życie. Opowieść o jego dziejach przedstawiona przez Tornatore to przede wszystkim przenikanie się nostalgicznych stylizacji muzycznych i wizualnych - stroje, wnętrza, muzyka, tańce początku wieku, potem lat 20., 30., 40.

Salon, bar, restauracja pierwszej klasy są głównymi miejscami akcji. Tornatore opowiada jednak tak, że cały czas pamiętamy o pionowej strukturze tego mikroświata. Poniżej raju ludzi bogatych jest jeszcze czyściec, w którym mrowią się emigranci szukający nowej nadziei w Ameryce - Włosi, Irlandczycy, Słowianie. Zatłoczone pokłady, szare kapoty, kufry, tobołki, ciasne sypialnie z piętrowymi pryczami. A jeszcze niżej piekło katorżniczej pracy w upale pieców, gdzie uwijają się ludzie z czarnymi od węgla i mokrymi od potu twarzami, maszyniści i palacze.

Tysiąc Dziewięćset trafił na salony dzięki talentowi, nie zapomina jednak, czyim był dzieckiem, nie zapomina dzieciństwa na samym dnie. Wszędzie kochają go tak, jak się kocha muzykę, ale on wszędzie jest trochę obcy. Ma jednego przyjaciela, trębacza Maksa, razem spędzają sześć lat na pokładzie. Ale nawet ta przyjaźń to tylko tło, na którym wyraźniej widać samotność pianisty. Max to właśnie ten, który był narratorem w scenicznym pierwowzorze scenariusza, a jego opowieść, nawracająca kolejnymi retrospekcjami kieruje nas ku tajemnicy losu Tysiąc Dziewięćset

Ten legendarny artysta raz w życiu spotkał dziewczynę-ideał, anioła poezji i zjawę wszelkich erotycznych obietnic. I zdarzyło się tak, że moment zapatrzenia na tę dziewczynę nałożył się na jedyny w życiu pianisty moment nagrania. Mechanizm nagrał utwór będący esencją tęsknoty, zachwytu, hołdu składanego kobiecości. Ta płyta mogła stać się przebojem nad przebojami, źródłem krociowych zysków, światowej sławy. Płyta nigdy jednak nie powstała, muzyk zerwał kontrakt. A potem, gdy dziewczyna zeszła ze statku, a on nie znalazł w sobie siły, aby iść za nią, zniszczył jedyny egzemplarz matrycy nagrania.

Polecam, a nawet twierdzę, że film ten trzeba koniecznie zobaczyć. Mądry, wzruszający, zadający pytania, taki właśnie jest ten film.

Brak komentarzy: