"Skłamałabym, gdybym powiedziała, że w tamtej chwili czułam się nieszczęśliwa. Owszem, były dni, przed dwudziestu, dwudziestu pięciu laty, kiedy byłam nieszczęśliwa. Ale z czasem to uczucie zakrzepło we mnie, jak krzepnie krew w ranie. Nie wiem, co to była za moc, która wyostrzyła mój ból. Są rany, których czas nie leczy. Wiedziałam, że ja też się nie wyleczyłam. Dopiero w kilka lat po 'rozwodzie' - bardzo trudno jest znaleźć właściwe słowo na określenie tego wszystkiego, co zaszło między Lajosem a mną – to, co było nie do zniesienia, raptem stało się proste i oczywiste. Już nie odczuwałam ustawicznej potrzeby wołania o pomoc, nie wzywałam policjanta ni lekarza, ni księdza. Jakoś tam żyłam... Pewnego dnia zobaczyłam, że są wokół mnie ludzie, którzy zapewniali mnie, że jestem im potrzebna. Po czym chcieli mnie wydać za mąż, i to dwa razy: za Tibora, który jest trochę młodszy ode mnie, i za Endrego, którego tylko Nunu nazywa 'stryjkiem', a który nawet nie jest starszy od Lajosa. Jakoś tam wywinęłam się z tej niewygodnej sytuacji, która przypominała uraz powypadkowy. Starający się o mnie pozostali moimi dobrymi przyjaciółmi. Owej nocy myślałam także o tym, że życie w cudowny sposób było dla mnie o wiele bardziej litościwe, niż się kiedykolwiek spodziewałam".
Sandor Marai, Dziedzictwo Estery, tłum. F. Netz, Warszawa 2008, s. 14.
Na chwilę obecną internet stał się moją podręczną biblioteką, mam nadzieję, że prawdziwa biblioteka nam się rozrośnie jakość samoistnie. W Polsce zostawiliśmy wielką, no może nie wielką, ale dość sporą bibliotekę, którą tworzyliśmy osobno, a od chwili naszego bycia razem z Ukochanym połączyliśmy je razem w jednym pomieszczeniu. Jakie będą jej losy jeszcze nie wiem, jak narazie ma schronienie w mieszkaniu mojej Mamy, za co jesteśmy wdzięczni i to bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz