czwartek, 7 sierpnia 2008

Prawda zaczyna się we dwoje-coś z psychologii


Rejestr niezauważanych grzechów:
twierdzić, uogólniać, przerywać, przyjmować do wiadomości

Rzeczą zwyczajną jest wygłaszanie twierdzeń. Wypowiadamy je bez ogródek, nieproszeni, i jesteśmy w tym niepoprawni. Formułuję twierdzenie na twój temat. Mówię: "Znam cię", zamiast "Nie wiem, co myślisz". Jest to tak powszechne i tak oczywiste, że zupełnie nie rzuca nam się w oczy.
Wypowiadając twierdzenia, chcemy skolonizować drugą osobę, podporządkować ją naszej władzy. Nawet u tak doświadczonej w rozmowach we dwoje pary jak Anna i Mateusz, którzy są obeznani z pojęciem kolonizowania, pojawiają się stale łagodne, ciche, nagłe i niezauważalne przejawy ingerencji. Anna: "Zareagowałaś absolutnie zbyt gwałtownie...". Anna stwierdza, zamiast wyraźnie pokazać, że jej ocena powstała na podstawie osobistych odczuć. Nie pomaga nam, gdy przenosimy drugą osobę do swojego świata. Oznacza to, że czynimy ją częścią nas samych. Jej słowa mają dla niej prawdopodobnie całkowicie inne znaczenie, budzą u niej inne skojarzenia. Podczas rozmowy o związku, gdy wnikamy we wszystkie subtelności i głębiny powiązanych przeżyć oraz ich historię, nie możemy zrezygnować z języka oryginału. Tłumaczenia wypaczają sens. Musimy chcieć słuchać "języka ojczystego" drugiej osoby i rozumieć go.
Wariantem wypowiadania twierdzeń jest uogólnianie. Anna bierze ten problem na cel i sama wpada w pułapkę: "W tym momencie zezłościł mnie twój zarzut, że jestem niewrażliwa. Zawsze wyskakujesz z jakimś uogólnieniem i twierdzisz, że ja robię tak samo. Wiem, że nie cierpisz, gdy o tym mówię. Ciągle to uogólnianie!".
Szczególną formą uogólniania jest zły nawyk wypowiadania się jako "my", a nie jako "ja". Mateusz opowiadał pewnego razu o seksie z Anną, która tak do końca nie była "w to zaangażowana". "Czuję się wykorzystany. Dajmy sobie lepiej z tym spokój" - powiedział. Miał jednak na myśli: "Chciałbym dać sobie z tym spokój". Gdy czuje się wykorzystany, wykorzystuje Annę, używając owego bezproblemowego "my". W grupach samopoznania pary latami zwracają sobie uwagę na ten niedopuszczalny sposób wypowiadania się.
Kolonizowanie szybko doprowadza do wymiany ciosów, a często i do wojny, którą ostatecznie przerywa albo kończy wyczerpanie sił przeciwników. W ten sposób powstają osławione dysputy o związku, w których ktoś twierdzi coś o drugiej osobie, a ta odwzajemnia mu się tym samym. Nikt nie relatywizuje swych wypowiedzi, każdy uważa się za alfę i omegę.

MATEUSZ: Przemyślałem to sobie później - tego wieczoru targały mną emocje z powodu twoich kaprysów.

ANNA: Ale przecież wcale nie byłam kapryśna.

Anna nie miałaby żadnego powodu do riposty, gdyby Mateusz nie stwierdził, że jest kapryśna, lecz zaznaczył, że chodzi o jego osobiste odczucie: "Odbieram cię jako osobę kapryśną..." albo "Wydałaś mi się tak kapryśna...".
Wiele osób uważa za męczące i zbędne wyraźne zaznaczanie za każdym razem, że mówią o własnych odczuciach. "Jest oczywiste - słyszę podczas rozmów z parami - że w ten sposób wyrażam tylko moją opinię". "Postawcie się wtedy w położeniu drugiej strony, o której właśnie wyrażacie opinię - zalecam - wtedy natychmiast zauważycie różnicę".
Para zaoszczędzi sobie wiele trudu i złości, gdy zaprzestanie kolonizowania. Nie to jest jednak najważniejsze. Zaprzestanie kolonizowania pozwala zbliżyć się do prawdy. Uczymy się, że druga osoba jest inna, że ma inne pragnienia i sposób przeżywania. Na początku wywołuje to silniejsze konflikty. "Jesteś zupełnie inny niż ja - jak mamy dojść do porozumienia?" - takie pytanie zadaje z lękiem wiele osób. Dopiero konfrontacja, zetknięcie się różnorodnych pragnień umożliwiają dojście do kompromisu. Wtedy mamy szansę, która wcześniej nie była nam dana: możemy podjąć wspólne działanie, uwzględniające istotne potrzeby obojga partnerów. Związek dający większe zadowolenie obojgu partnerom spłukuje codzienny osad naniesiony przez wywołane gniewem rozczarowanie.
Kolonizowanie przejawia się także w przerywaniu drugiej osobie, w niepozwalaniu na to, aby się wygadała. Występuje to niewiarygodnie często u par przychodzących do mnie, ale umyka uwadze większości. Bardzo często jedna osoba bez sprzeciwu pozwala, aby druga jej przerywała.
Najspokojniejszy przejaw ingerencji to przyjmowanie do wiadomości tego, co druga osoba czuje albo robi, i niewspominanie o tym więcej.
W ten sposób wpędzamy się w nieporozumienia, marnotrawiąc siły. Jestem pewien, że nieporozumienia oraz ich wyjaśnianie zajmują większą część tego krótkiego czasu, który pary przeznaczają na rozmowy. Podczas rozmów we dwoje nauczyłem się wybierać prostą drogę: pytać partnerkę, zamiast przyjmować do wiadomości albo gubić się w domysłach. Przyniosło mi to ulgę.

Brak komentarzy: