wtorek, 14 października 2008

COŚ DLA RODZICÓW,CHOĆ NIE TYLKO DLA NICH.

Tezy antypedagogiki, gdziekolwiek by się pojawiły, wywołują dyskusję. Krajami, w których ukazuje się najwięcej rozpraw o antypedagogice, są USA i Niemcy. Niemcy to swego rodzaju centrum literatury specjalistycznej, co bierze się z faktu, iż właśnie tutaj powstała nazwa tego nurtu i tutaj wydaje się najwięcej książek poświęconych antypedagogice. Poglądy jej czołowych twórców i przedstawicieli można z grubsza podzielić na dwie szkoły: skrajnie krytyczną i idealizacyjną. Kryterium takiego podziały wynika z postaw wobec pedagogiki - od całkowitego odmówienia jej racji istnienia i rozwoju po opcję odpedagogizowania społeczeństwa w kierunku "nowej oferty interakcyjnej".

Szkołę skrajnie krytyczną reprezentują Ekkehard von Braunmühl, Alice Miller, John Holt, Christiane Rochefort, Heinrich Kupffer i Ernst Xylander; a szkołę idealizacyjną - Hubertus von Schoenebeck, Carl Rogers, Frederic Leboyer i Wolfgang Hinte. Nowy nurt edukacji odstępuje od wiary w scjentyzm i pedagogiczny pozytywizm, od obiektywistycznego modelu uprawiania nauki. Nie jest zatem jedyny, który we współczesnym świecie opowiada się za humanistyczną i holistyczną koncepcją nauki jako wiedzy względnej, podlegającej ciągłym zmianom. Także mechanika kwantowa, zrywając z modelem deterministycznego ujmowania świata, wprowadza do nauki nieuniknioną przypadkowość i nieprzewidywalność badanych zjawisk. Okazuje się, że określona przez Heisenberga zasada nieoznaczoności może mieć zastosowanie w naukach humanistycznych, w tym w przewidywaniu ludzkich zachowań.
Nawiązując do powyższego paradygmatu nauki, antypedagogika zakłada, iż nie da się udowodnić, która teoria wychowania lub socjalizacji jest prawdziwa bądź fałszywa. Są one jedynie nieudowodnionymi hipotezami, spekulacjami dotyczącymi badanej rzeczywistości. Z konieczności poznanie procesów przyczynowych ogarnia tylko wydarzenia w ich przedmiotowej obiektywizacji. Nie jest ono jednak w stanie wyodrębnić przejawów wolności każdego człowieka - niezależnie od tego, ile razy rezultaty jakiegoś eksperymentu będą zgadzały się z daną teorią. Nadal bowiem nie można mieć pewności, czy kolejne badania jej nie zaprzeczą.
Antypedagogika pojawiła się na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia jako wiedza odczarowująca dotychczasowy paradygmat nauki o człowieku. Ujawniła wiele jego pułapek i ograniczeń, które demistyfikują naszą odwieczną roszczeniowość i omnipotencję. Stąd wśród najpoważniejszych zarzutów, jakie stawia pedagogice, znajdują się te, które podważają zasadność wychowania człowieka, skuteczność intencjonalnego, dyrektywnego oddziaływania na jego osobowość, rzeczywiste traktowanie dziecka jako podmiotu owych wpływów oraz możliwość realizowania i reprezentowania interesów dziecka, jego praw.
Nie z własnej woli pedagogika godzi się na taki przełom. Do tej pory ma to miejsce głównie w krajach Dalekiego Wschodu, Europy Zachodniej i w USA. Podobnie jak prace Carla Rogersa czy Abrahama Maslowa, tak książki antypedagogów spotkały się u odbiorców z silnym oporem i brakiem zrozumienia. Oba nurty mają zatem wspólne doświadczenia w zmaganiu się z zaciekłą agresją swoich antagonistów, którzy rekrutują się spośród zwolenników nauki o wychowaniu.
Antypedagogika opowiada się za konfrontacją wiedzy o człowieku z jego naturą, jej aspektami prewerbalnymi, subwerbalnymi, mitycznymi, archaicznymi, symbolicznymi, poetyckimi i estetycznymi. Jej model poznawania rzeczywistości i transcendencji ludzkiego bytu nie lekceważy wprawdzie wiedzy eksperymentalnej, ale preferuje wiedzę zdobywaną przez miłość, czyli wiedzę taoistyczną. Zdaniem Abrahama Maslowa, ów prosty model obiektywności taoistycznej wywodzi się z fenomenologii bezinteresownej miłości i podziwu dla bytu innych.
Antypedagodzy, otwierając się na prawdę, a nie na politykę - jak czyni to pedagogika - rezygnując z postulatywnego zapału i normatywnych westchnień, poszukują innych metod poznania człowieka i obcowania z nim. Potwierdza to niniejsza praca Schoenebecka, której filozoficzną podstawą stała się słynna zasada nieingerencji. Należy odstąpić od metody badania interesującego nas zjawiska czy procesu na rzecz skoncentrowania się na doświadczeniu odkrywanego problemu, cierpliwym wyczekiwaniu, wsłuchiwaniu się, obserwacji. Schoenebeck postanowił wejść w interakcję z dziećmi bez żadnych założeń epistemologicznych, dokonując duchowego zwrotu w umiejętności skupienia się na innych (sztuka słuchania), w uczeniu się i rozpoznawaniu własnych doznań i przeżyć ("kim jestem, o czym tu i teraz informuje mnie mój organizm"). Każde spotkanie z dziećmi stawało się zarazem poetyckim dialogiem z samym sobą, w którym badający był "narzędziem" uczestniczącym w doświadczaniu dziecięcego świata. Powrót do sztuki jako przekaźnika dźwięku własnych reakcji nasącza badania antypedagogiczne "rytmem autentycznego życia", który (poddany metakomunikacyjnej refleksji) odsłania świat egzystencjalnego dialogu. Z tego wewnętrznego doświadczenia badacza - poety rodzi się nowa antropologia, dążenie do prawdy o człowieku. Ponieważ występuje ono u każdego dziecka w czystej, naturalnej postaci, może być podstawą do nawiązania równoprawnych stosunków i uczenia się nowego typu interakcji.
Antypedagogom przypisuje się restaurację pajdocentryzmu, w którym od ostatniego półwiecza postrzega się cechy pejoratywne. Należy jednak temu zaprzeczyć, gdyż swoje badania i rozprawy adresują przede wszystkim do dorosłych, w tym także do pedagogów. Punktem wyjścia do określenia nowych form stosunków międzyludzkich i międzypokoleniowych - określanych przez Schoenebecka skrótowo unterstuetzen statt erziehen ('wspierać zamiast wychowywać') - stał się ogólnofilozoficzny obraz człowieka jako bytu osobowego sprawującego od narodzin tę specyficzną władzę w stosunku do samego siebie, jaką jest samoposiadanie i decydowanie o sobie. Nie ma zatem potrzeby tworzenia odrębnej wiedzy dla celów edukacyjnych dorosłych, czyli tak zwanej pedagogiki antypedagogiki.
Antypedagodzy nie ukrywają, że są epigonami Rogersowego spojrzenia na humanum jako ens per se. Z łatwością daje się zauważyć, iż ich idea niewychowania odsyła do dwóch obszarów edukacji: szkolnego, którego legitymizacją staje się pedagogika niedyrektywna, oraz wychowawczego, którego alternatywność konstytuuje pedagogika. Antypedagogom nie chodzi w tym przypadku o proste, niemal lustrzane odwrócenie istoty wychowania. Opowiadają się za niewychowywaniem, co - przy tej samej bazie epistemologicznej i antropologicznej - sprawia, iż inaczej rozkładają się akcenty osób zaangażowanych we wzajemne interakcje. Nie chodzi tu jedynie o rezygnację z procesu sterowania ludzkimi zachowaniami, ale i o odstąpienie od postrzegania tych relacji w kategorii założonych celów kształcenia, ról społecznych, norm, wartości i ideałów.
Antypedagogika ma umożliwić każdej osobie budzenie się jej ukrytych, ogromnych potencjałów rozwojowych w ramach wolności uczenia się. W centrum jej zainteresowań nie stoi pedagog z określonymi celami nauczania i normami wykształcenia, ale uczący się podmiot ze swoimi potrzebami i obawami. U podstaw przyjętego sposobu rozumienia rozwoju osoby (dziecka) tkwi założenie - konsekwentnie przyjęte za psychologią humanistyczną - że osobowość "staje się", a nie "jest".
Antypedagogika odwołuje się do uznania osoby za w pełni odpowiedzialną i zaakceptowania jej taką, jaka jest, aby spontanicznie wchodzić z nią w interakcje i usuwać bariery niesprzyjające uczeniu się.
Pedagogika niedyrektywna w szkolnym obszarze edukacji oznacza eliminację wertykalności postaw między dorosłymi i dziećmi (góra - dół) na rzecz autentycznego partnerstwa i dialogu wolnego od dominacji. Mamy tutaj do czynienia z paradoksalną teorią wpływu, bo przecież antypedagodzy nie odżegnują się od nich w kontaktach międzyludzkich. Oznaczałoby to, iż osoby dorosłe pozostawałyby w przestrzeni dziecka w takiej odległości, która nie godziłaby w jego podmiotowość.
Tak oto stajemy oko w oko z dzieckiem, którego nie chcemy do niczego zmuszać, tylko obserwować ze stosownej odległości, umożliwiającej nam jego akceptację tu i teraz. Może się zdarzyć, że samo zacznie szukać w sobie lub poza sobą czegoś, czego byśmy sobie życzyli, i co pragnęlibyśmy mu przekazać. Taka postawa wymaga specyficznej przestrzeni i czasu. To droga środka pomiędzy przemocą a całkowitą rezygnacją, koniec z wychowaniem, a zarazem początek drugiego nurtu antypedagogiki w obszarze edukacji, nazywanego postpedagogiką albo ruchem przyjaźni z dzieckiem.
Taka definicja akcentująca koniec pedagogiki i wychowania nie redukuje wszystkiego, co wiąże się z przekroczeniem bariery pedagogicznego myślenia, odczuwania i działania. Nie wiem, czy sam termin jest trafny, gdyż po prefiksie "post" występuje znienawidzone przez antypedagogów słowo "pedagogika". Podobnie jest z terminem "antypedagogika", który sugeruje jakąś "pedagogikę przeciwko pedagogice", tyle że bardziej humanistyczną, mniej dyrektywną. Postpedagogika kojarzy się z powstaniem jakiejś innej pedagogiki po pedagogice. Zdaniem Schoenebecka, twórcy tego pojęcia, nie jest to jednak dylemat semantyczny, lecz ontologiczno-antropologiczny. Przez postpedagogikę rozumie on taką postać kultury, w której dotychczasowym jej wzorcom przeciwstawia się praktykę i filozofię życia wolną od wychowania. To jedna z możliwych form egzystencjalnego obcowania ludzi ze sobą (bez względu na wiek) w atmosferze równości, wolności i miłości.
Postpedagogika odstępuje od poszukiwania odpowiedzi na pytanie charakterystyczne dla wszystkich dotychczasowych prądów i kierunków pedagogiki: Czy należy kogoś wychowywać? - na rzecz penetracji możliwości niewychowywania, rozumianego jako równoprawna kategoria myślenia i działania. Punktem wyjścia staje się pytanie: Jaka forma stosunków międzyludzkich pozwala na pełne respektowanie suwerenności człowieka, jego godności i podmiotowości praw?
Zdaniem Schoenebecka, należy zrezygnować z typowej dla patriarchalizmu instrumentalizacji podporządkowującej rozwój jednostki racjom ponadjednostkowym (idei, państwu, społeczeństwu itp.), która pozbawia człowieka prawa do decydowania o sobie i odpowiedzialności za własne czyny i postawy. Dziecko - postrzegane przez pedagogikę jako więzień instytucji i doktryn wychowawczych, skazane na omnipotencję państwa wskutek przewagi społeczności dorosłych - jest nosicielem idei wolności. Zarówno studia psychoanalityczne i biograficzne nad dzieckiem jako ofiarą opresji ze strony dorosłych, jak i badania obowiązujących w społeczeństwach otwartych praw człowieka, sprawiły, że dla postpedagogiki podmiotowość dziecka - człowieka (das Menschenkind) nie stanowi punktu dojścia, lecz punkt wyjścia w stosunkach międzyludzkich.
W świetle tak rozumianej postpedagogiki dziecko jest nosicielem i nauczycielem wolności, zna jej wartość z chwilą przyjścia na świat. Trzeba tylko umieć odkryć tę osobową, suwerenną strukturę bytu już w dniu jego narodzin, umożliwić mu "bycie sobą", bycie podmiotem decydującym o sobie w sferze życia indywidualnego i społecznego.
Schoenebeck powołuje się między innymi na naturalistyczną koncepcję praw człowieka, zgodnie z którą młodej generacji można przyznać te same prawa, jakie mają dorośli, pod warunkiem odstąpienia od wychowania dzieci.
Antypedagogika wpisuje się w te nurty współczesnej myśli o wychowaniu, które wyzwalają konieczność ustosunkowania się do radykalnie stawianych pytań. Jest jeszcze zbyt młodą dziedziną humanistyczną, by udzielane przez nią odpowiedzi można było uznać za w pełni zadowalające. Pomimo optymistycznych założeń antropologicznych więcej w nich niepewności, lęków i obaw. Być może do wniknięcia w jej istotę potrzeba pewnego rodzaju zaufania i poczucia więzi między racjonalnością a intuicją. Zbudowana ze zbyt delikatnej tkanki, narażona jest na krytycyzm, ale skoro zaistniała, trudno ją uznać za niebyłą, zwłaszcza że badania, jakie podejmuje, mogą przynieść pożytek nie tylko dzieciom, ale również dorosłym.

Bogusław Śliwerski


Bogusław Śliwerski jest profesorem zwyczajnym nauk humanistycznych, rektorem Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi.

Brak komentarzy: