czwartek, 26 czerwca 2008

Marcin świetlicki


  • ZwB Panie Marcinie, wspomina Pan brulionowe czasy?
  • Marcin Świetlicki No, nie do końca jestem pewien, czy jest co wspominać. To był taki mały epizod w moim długim życiu. Nie byłem przy zakładaniu „brulionu”, nie byłem jego redaktorem, przez co nie czuję się nazbyt upoważniony do jego wspominania. Podejrzewam, że żaden z prawdziwych twórców tego pisma nie jest zadowolony z tego, że ludzie mnie z „brulionem” utożsamiają. To wielka pomyłka. Opublikowałem tam kilkanaście wierszy w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Zadebiutowałem książką w fioletowej serii „brulionu”. I tyle.
  • ZwB Wiedział Pan wtedy, że napisze Pan powieść kryminalną? I to nawet kilka...
  • M.Ś. Nie, nie wiedziałem. Wiedziałem, że będę pisał wiersze. Czułem się wtedy tylko do tego powołany. Napisanie powieści kryminalnych nastąpiło kilkanaście lat później. Bardzo długo do tego dojrzewałem.
  • ZwB Dlaczego tak długo? Trudno jest pisać dłuższe formy?
  • M.Ś. Szalenie trudno. Zawsze oczywiście znajdą się tacy, dla których stworzyć większą formę, to jak splunąć, ale ja bym im nie ufał.
  • ZwB Pisarze to bardzo podejrzliwy naród ;-) Ma Pan swoich cenionych autorów, którzy parają się tworzeniem powieści, może sag? Pamięta Pan może taki swój moment zachwycenia się jakimś utworem, który sprawił, że Pan pomyślał: „tak, powieść to jest to”?
  • M.Ś. Żyjących to ja wymieniać nie będę, bo nie wypada. Natomiast z nieżyjących to od zawsze podziwiałem Dickensa. To jest prozaik pełną gębą. Napisać powieść, w której występuje kilkudziesięciu bohaterów, a każdy jest wyrazistą postacią, to bardzo trudne. Napisać powieść, która ma 1100 stron i w ogóle nie nuży, to wręcz niemożliwe. A on potrafił. Ponadto u Dickensa istnieją bardzo inteligentnie zrobione wątki kryminalne.
  • ZwB W Pana ostatniej powieści Trzynaście cały czas przewija się motyw pisania. Mistrz jest zmuszany do pisania wspomnień, pewna idiotka pisze pamiętnik... wszyscy próbują zatrzymać czas, ułożyć jakoś te autonarracje w zupełnie delirycznej, rozmazanej rzeczywistości. Pisanie jest ważne?
  • M.Ś. Ma się rozumieć. A czego się Pani spodziewała? Że powiem, że nieważne?
  • ZwB A wie Pan, niektórzy to piszą tylko dla pieniędzy... na zamówienie, podchodząc do pisania czysto rzemieślniczo. Rzadko zdarza się osoba, która, przynajmniej w Polsce, publicznie mówi, że to ważne, że tworzenie może stanowić o sensie życia... Napisać bestseller, na przeciętym poziomie, by tak zwany przeciętny czytelnik go pojął, wejść na listy bestsellerów i zapomnieć. Takie to jakoś wstydliwe dzisiaj jest, to tworzenie... nie ma Pan wrażenia, że zagubiliśmy gdzieś godność pisania?
  • M.Ś. Kto zgubił, ten zgubił. Nie ma sensu przejmować się tymi, którzy zgubili godność. Zresztą – może nigdy jej nie mieli?
  • ZwB Może tak... Mistrz to postać, która zmaga się z własnym wizerunkiem. Jego medialna kreacja wdziera się w jego życie, nie dając mu spokojnie sączyć alkoholu. Właściwie to został on detektywem chyba przez przypadek, prawda?
  • M.Ś. Wszystko na tym świecie dzieje się przez przypadek. W świecie mistrza jeszcze bardziej.
  • ZwB Uwiera go ta rola? A Pan lubi być postacią medialną?
  • M.Ś. Nie, nie lubiłbym, gdybym był. Ale nie jestem. Niektórzy utrzymują, że jestem, ale to przez złośliwość. Prawdziwe postaci medialne to Doda lub Jerzy Pilch.
  • ZwB Ja tam bywam złośliwa... Zbrodnie w Pana powieściach to wątki, choć ważne, raczej nie pierwszoplanowe. Jaką rolę odgrywają?
  • M.Ś. Drugoplanową i trzecioplanową. Nie ma żadnego obowiązku, żeby zbrodnia była najważniejsza.
  • ZwB Czasem przez to są... pierwszoplanowe... Tak skupiają uwagę. Swoją drogą, ciekawe, jakby to było, gdyby pisarz miał obowiązek napisać coś wedle schematu, w ogóle miał obowiązek. Wyobrażam sobie, jaki ze sprzeciwu wybuchłby wspaniały gejzer twórczości. Wkurza to Pana, że ludzie pytają: „Kryminał? Nie według schematu... Ale to chyba nie tak bardzo kryminał?”
  • M.Ś. Ludziom się wydaje, że wiedzą lepiej ode mnie, na czym polega kryminał. Przeczytali Christie i Conan Doyle’a i uważają, że powieść kryminalna ma być taka jak u tych autorów. Gdybym miał wypełniać jakikolwiek schemat, to bym nie pisał w ogóle. Nie jestem po to, żeby wypełniać rubryczki.
  • ZwB Na szczęście pisarze nie poddają się takim „porządkującym” pomysłom. Ciekawa jestem (i założę się, że nie tylko ja) Pana fascynacji literackich?
  • M.Ś. E, ja się już nie fascynuję. Fascynowałem się, jak byłem młody. Teraz, jeśli coś mi się podoba – reaguję na to w sposób, który bardzo trudno by było nazwać fascynacją. Raczej pogodną, spokojną akceptacją.
  • ZwB Ale hobby Pan posiada? ;-)
  • M.Ś. Ludzie mają, a ja nie. Powinienem coś na starość sobie znaleźć, ale na razie nie mam czasu na żadne hobby. Ale na starość coś sobie znajdę. Na przykład dręczenie pielęgniarek.
  • ZwB Taaa, podejrzewam, że będą zachwycone. Nie planuje Pan jakiegoś kryminału z ponętnymi pielęgniarkami w roli głównej? A tak poważnie. Kobiety w Pana książkach odkrywają specyficzną rolę, a relacje mistrza z nimi są trudne i złożone. Można chyba nawet powiedzieć złowrogie. Którą z kobiecych postaci ceni Pan najbardziej?
  • M.Ś. Wszystkie kocham jednakowo. Wszak to moje córki są.
  • ZwB Wcale się Panu nie dziwię. Intrygująca jest Ćma barowa, którą doceni każdy bywalec knajp, zastanawiająca pani Maria, nie wspominając o suce. Też kobieta, choć jakoś – jak na życie mistrza – zadziwiająco wierna. Wszystko to symboliczne postaci, niejednowymiarowe i bardzo odległe. Mistrz żyje w swoim świecie, który choć miewa punkty styczne z tak zwanym normalnym światem, niewiele ma z nim wspólnego. Dlaczego?
  • M.Ś. Tak go sobie wymyśliłem. Bohater powieści musi być intrygujący. Użyłem różnych chwytów, aby uczynić go takim właśnie.
  • ZwB A mistrz lubi orchidee?
  • M.Ś. Uczulony na nie jest.
  • ZwB Tak myślałam. Jakiś przerażające rzeczy dzieją się z mistrzem w Orchidei. On tam trzeźwy bywa. Co się stało?
  • M.Ś. Działać należy zawsze wbrew oczekiwaniom czytelnika. Czytelnik nie może być bezpieczny. Czytelnik przyzwyczaił się, że mój bohater pije – no to niech, przynajmniej przez jakiś czas, nie pije. Wcale nie zależy mi na tym, żeby czytelnik myślał sobie: o, znowu ten stary, dobry Świetlicki pisze dla mnie to, o czym już u niego czytałem. Wielu pisarzy tak robi, ja nie mam zamiaru.

Brak komentarzy: