wtorek, 17 czerwca 2008

Trochę o cielesności


W kulturach pierwotnych, jak i w wielu mitach o stanie poprzedzającym kulturę, ciało odgrywało znaczącą rolę. Nie było sztucznie oddzielane od duszy czy umysłu – człowiek istniał jako somatopsychiczna jedność. Potrzeby biologiczne czy zmysłowe instynkty nie były deprecjonowane; stanowiąc nieodzowną część natury, pozostawały w harmonii ze sferą duchową. To, co nie podlegało zmysłowemu doświadczeniu, było abstrakcją. Mimo to, wraz z rozwojem cywilizacji człowiek sukcesywnie zaczął wyróżniać siebie (jako twórcę kultury i istotę wyższą, bo myślącą) na tle natury. Z biegiem czasu coraz bardziej stając do niej w opozycji, doprowadzał do zaistnienia rozdźwięku pomiędzy ciałem a umysłem.

Ten dualistyczny rozłam, czyniący poczucie wewnętrznego rozdarcia jednostki jedynym sposobem widzenia świata, ma swe korzenie w filozofii starożytnej Grecji i jej koncepcji nieśmiertelnej duszy jednoznacznie oddzielonej od niedoskonałego fizycznego ciała. Taki tok myślenia podjęło chrześcijaństwo (pozostawiając na uboczu franciszkańską teorię jedności), uznając ciało za źródło grzechu, nietrwałe i uwikłane w nieczystą sferę zmysłowych pragnień. Człowiek uosabiał istniejące na dwóch biegunach sfery: duchową – sacrum oraz cielesną – profanum. Dzięki nieśmiertelnej duszy mógł „połączyć” się z Bogiem, pod warunkiem jednak, że odpowiednio intensywnie deprecjonował ciało. Nieustannie wiązana z naturą cielesność nie może równocześnie stać po stronie kultury – to rozum, jak twierdził Platon, jest jedynym łącznikiem z doskonałym światem idei. Koncepcja ta w prostej linii prowadzi do dualistycznej filozofii Kartezjusza, kwestionującej poznanie zmysłowe oraz realność świata, a za ontologiczny pewnik uznającej rozum. Umysł jest transcendentnym darem Boga, podczas gdy ciało jedynie zawodną „maszyną” – tylko procesy myślowe pozwalają człowiekowi uwierzyć we własną egzystencję, a nie, jak mogłoby się wydawać, zdolność zmysłowego postrzegania świata.

Dualistyczne podejście do ciała odchodzi w niepamięć dopiero w XX wieku dzięki rewolucji technologicznej, która pociągnęła za sobą diametralne zmiany w dotychczasowym myśleniu i przyzwyczajeniach. Łamiąc dawne schematy, sztucznie dzielące cielesność na fizjologię i umysł, kultura zaczęła tworzyć nową mitologię, wyzwalając w człowieku umiejętność bycia ciałem. To ono doświadcza świata, nasze funkcjonowanie duchowe, emocjonalne, intelektualne ma w nim początek. Nie istnieje sfera życia, która nie byłaby zdeterminowana przez cielesność. Każde postrzeganie, doświadczenie, każdy komunikat w sposób pośredni lub bezpośredni odnoszą do ciała (są cielesne), powstają bowiem dzięki przetworzeniu bodźców zmysłowych.

Doświadczenie cielesne jest kluczowym zagadnieniem w dwudziestowiecznej nauce i humanistyce. Jeden z czołowych przedstawicieli filozofii francuskiej, Maurice Merleau-Ponty, uważa, iż postrzeganie zmysłowe wyprzedza refleksję intelektualną, która dotyczy zawsze bodźców płynących z zewnątrz. Nie jest zresztą w takim myśleniu osamotniony. Według twórców teorii psychoanalitycznych, rozwijających się gwałtownie w początkach XX wieku, myślenie dokonuje się wyłącznie poprzez ciało i pozostaje wtórne w stosunku do niego. Doświadczam i czuję, więc mogę rozmyślać nad tym, czego doświadczyłam. Takie poglądy oraz ekspansja „narzędzi” umożliwiających identyfikację z ciałem za pośrednictwem obrazu – między innymi fotografii, filmu, reklamy, mody – przyczyniły się, mniej lub bardziej, do zerwania z kartezjańskim dualistycznym światopoglądem. Miały ponadto ogromne znaczenie dla ukonstytuowania nowego sposobu postrzegania świata. Widzialność cielesności zaczęła wiązać się z nieustannym uobecnianiem ciała – jego teatralizacją.

Brak komentarzy: