Film rozpoczyna scena, w której czwórka intelektualistów spotyka się w knajpce na Manhattanie. Obecni na kolacji dwaj pisarze zaczynają opowiadać wymyśloną historię Melindy, tragiczną i komiczną. Widzimy rozedrganą Melindę, która pojawia się niespodziewanie na przyjęciu u swojej koleżanki. Okazuje się, że mąż rozwiódł się z nią i zabronił jakichkolwiek kontaktów z dziećmi (wcześniej znudzona życiem rodzinnym mężatka ucięła sobie romans z fotografem). W akcie desperacji usiłuje popełnić samobójstwo, pije, pali, łyka tabletki, czyli jest to klasyczny przykład nieradzenia sobie z rzeczywistością. W drugiej wersji Melinda, również porzucona przez mężczyzną, jest sąsiadką dwójki inteligentów, pewnej siebie pani reżyser i bezrobotnego aktora.
Mamy więc famme fatale i naiwną blondynkę, z których każda na swój sposób próbuje zacząć życie od nowa. Losy Melindy wymyślane są na gorąco, więc nie brakuje w filmie niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji.
Tak naprawdę granica między tragedią i komedią jest pozorna, bo jak to w życiu śmiech przeplata się ze łzami. To w końcu od nas zależy, jak postrzegamy świat. Okazuje się, że nigdy nie wiemy kto tak naprawdę stanie na naszej drodze. Koniec jednej znajomości może być początkiem następnej, a pustkę po nieszczęśliwej miłości wypełnia zwykle nowe uczucie. Allen po raz kolejny udowadnia dobrze znane prawdy, ale jak zwykle robi to w bardzo wdzięczny sposób.
To był bardzo udany wieczór wczoraj, z dobrym filmem i butelką białego wina.
Polecamy wszystkim nie tylko takie filmy- choć to jak najbardziej- ale i takie wieczory z Ukochaną osobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz