niedziela, 1 listopada 2009

NIEBO NAD PARYŻEM.


Ten film jest złożona historią wielu osób.Pierre miał wielki plan, był świetnie zapowiadającym się tancerzem rewiowym. Niestety jego plany pokrzyżowała poważna choroba. Chorym opiekuje się siostra, której poczucie obowiązku i winy uniemożliwia cieszenie się życiem, a nawet zastanawianie się nad swoimi prawdziwymi potrzebami. Sposobem na wyrwanie się z męczącej wegetacji może stać się lokalny sprzedawca warzyw, poeta i podróżnik. Jego traumą jest z kolei była żona, mimo urzędowo potwierdzonej separacji, nie jest w stanie uwolnić się od toksycznych emocji z nią związanych. Jest jeszcze profesor historii, znawca dziejów Paryża, który nieodpowiedzialnie zakochuje się we własnej studentce. A więc kolejna trauma, która prowadzić będzie jednak do mentalnego przebudzenia. Profesor ma brata, którym ten pogardza. Zarzuca mu mieszczańską normalność. Philippe wiedzie ustabilizowane życie miejskiego architekta, życie, którego wielu może mu tylko zazdrościć. A jednak zarzuty brata wprowadzą kryzys i w tą spełnioną pozornie egzystencję.

To tylko kilka z korowodu postaci, jakie przewijają się przez ten nienachalny, dyskretnie poetycki, mozaikowy w strukturze film. Mnogość bohaterów może momentami przytłoczyć, jednak Klapisch nie przyzwala na chaos, a polifoniczną narrację prowadzi pewną ręką. Reżyser twierdził, że miała to być opowieść o jego rodzinnym mieście, próba odczarowania go z folderowego schematu, pokazanie jego wielu, także tych mniej przyjaznych, twarzy.
Ucieszył mnie ten film. Teraz mogę powiedzieć z ulgą po ostatnich filmowych rozczarowaniach, że warto to zobaczyć.

Brak komentarzy: