Na pierwszy rzut oka fabuła przedstawia się jak w wielu filmach tegoż gatunku. Grupka rewolwerowców staje w obronie biednej meksykańskiej wioski przed bezwzględną szajką bandytów. Jednak w miarę rozwoju akcji widz dostrzeże, że nie wszyscy bohaterowie są tak szlachetni, na jakich wyglądają. Oczywiście strzelcy nie przyjmują zapłaty za swoją pracę, pragną tylko "nie wyjść z wprawy". To także jedynie pozór, bowiem w pobliskich górach czeka na nich zapłata za ich trud. W tracie dzieła dostrzegamy, jak ciekawe są postacie tytułowych siedmiu wspaniałych. Mężczyźni są najlepsi w swoim zawodzie, ale bywają zmęczeni dotychczasowym trybem życia, pragną w końcu gdzieś osiąść i wieść spokojne życie u boku bliskich. Bardzo ważna jest osoba Cicho (dobra kreacja Horsta Buchholza), młodzieńca, który poprzez upartość dołącza do grupy. Chłopak marzy o sławie starszych kolegów, chce być taki jak oni. Szybko okrywa, iż te zajęcie jest pełne poświęceń, wyrzeczeń. Rewolwerowcy nie mogą zakładać rodziny, muszą być samotni i gotowi na śmierć. Jak dowiadujemy się z dzieła Sturgesa "Większą odwagę mają rolnicy, którzy muszą utrzymać rodzinę". Tą kwestię wygłasza Bernardo O'Reilly (rewelacyjny Charles Bronson), w odpowiedzi na wyrzuty małego mieszkańca wioski, który otwarcie twierdzi, że ojcowie nie są tak odważni, jak dzielni strzelcy. Film zawiera jeszcze więcej przesłań moralnych, co może trochę dziwić odbiorców, którzy spodziewają się tylko strzelaniny przez cały czas projekcji (choć jest ich pełno).
Jest to niewatpliwie film wybitny, szkoda, ze wiekszosc aktorow grajacych głownych bohaterów nie żyje, podczas krecenia tego filmu stali na progach swoich karier.
Chociaż film jest bardzo już stary, to oglądało nam się go z wielką przyjemnością.
Naprawdę polecamy, oboje byliśmy zauroczeni, choć ja nie jestem wcale miłośniczą westernów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz