poniedziałek, 14 lipca 2008

J.M.COETZEE


W swej warstwie fabularnej powieść ta jest historią profesora literatury angielskiej, rozgrywającą się w drugiej połowie jego "dantejskiego" czasu, kiedy to świadomość coraz bardziej kurczących się możliwości stawia niepokojące pytania o sens i rację własnej obecności w świecie. Pytania te są tym dokuczliwsze, że z wiekiem przychodzi dojmujące poczucie wykluczenia, które w przypadku bohatera powieści staje się wykluczeniem dosłownym - zostaje on bowiem usunięty z uczelni za molestowanie seksualne swojej studentki. Kiedy jednak próbuje rozpocząć nowe życie na wiejskiej farmie u boku dawno niewidzianej córki, zaczyna rozumieć, że świat, z którego został wykluczony, to nie tylko środowisko uczelnianych kolegów, ale także - choć z innych powodów, za które sam zresztą ponosi odpowiedzialność - krąg osób mu najbliższych. Poczucie wykluczenia to zapewne najbardziej charakterystyczny rys bohaterów wszystkich niemal powieści Coetzee'ego."Hańba" może zrazu wydawać się kolejną powieścią akademicką, lecz to tylko pozór. Coetzee napisał bowiem stosunkowo tradycyjną, choć znakomitą powieść o rozmijaniu się czasów: czas wewnętrzny, którym każdy z nas mierzy własne życie, toczy się w niej osobno, jakby obok czasu, któremu podlega rzeczywistość zewnętrzna, świat obyczajów i polityki, ale także, a może przede wszystkim - nasze ciało. Pożądanie, któremu daje się prowadzić bohater "Hańby", uznając je za niekwestionowane prawo człowieka, pogłębia tylko jego narastające poczucie wyobcowania.

Powieść Coetzee'ego nie pozostawia wątpliwości: upływ czasu wymaga odważnej rewizji dotychczasowego życia, radykalnego przestawienia hierarchii, na które nie każdy jest gotowy. W przeciwnym wypadku grozi popadnięcie w zobojętnienie lub rozpacz. Bohater "Hańby" zdobywa tę prawdę kosztem bolesnych doświadczeń i pomyłek. Rezygnację zastępuje wtedy mądra zgoda na to, co nieuniknione, związana z uznaniem odpowiedzialności za dokonane w życiu wybory i z gotowością wynagrodzenia krzywd.

Pisana oszczędnym, przejrzystym stylem opowieść o mężczyźnie, który nagle zostaje zmuszony do przewartościowania swojego życia, w sposób daleki od publicystycznych schematów splata się u Coetzee'ego z opowieścią o nie rozwiązanych problemach nowej afrykańskiej republiki, które także domagają się radykalnych, choć zapewne bolesnych przewartościowań. Być może właśnie dzięki takiemu pośredniemu wprowadzaniu politycznego wymiaru do swoich powieści, Coetzee, nie rezygnując z krytycznego opisu południowoafrykańskiej rzeczywistości, zdołał uniknąć cenzorskich represji w epoce apartheidu, co nie udało się jego znamienitym kolegom po piórze, noblistce Nadine Gordimer czy Andre Brinkowi.

Coetzee pozostał wierny przekonaniu, że świat umyka prostym kategoriom opisu, jakie podsuwa nam język. Tytułowa hańba nie pełni w jego powieści roli jakiegoś etycznego absolutu, ale jest pojęciem, które wraz z rozwojem narracji zmienia swoje znaczenie. O ile na początku powieści wydawać się może, że chodzi tu przede wszystkim o skandal na uczelni, o tyle później sprawa ta przesuwa się na dalszy plan, narracja przynosi nowe, równie dramatyczne wydarzenia, a czytelnik zmuszony jest wypełniać coraz to nową treścią to obciążone emocjonalnie, wyjątkowo bezwzględne słowo. Okazuje się bowiem, że hańbą można też nazwać los, który spotkał córkę profesora, ale hańbą jest również cała dotychczasowa historia związków między społecznością białych a czarnymi mieszkańcami Południowej Afryki. Każdy z tych przypadków hańby ma własną historię, która, żeby w pełni zaistnieć, oczekuje innego języka. Za każdym razem tytułowe słowo ma odmienne znaczenie, domaga się innych, ostrożnych ocen, jakby Coetzee przestrzegał w ten sposób przed pochopnym ferowaniem kategorycznych wyroków. Kiedyś taką postawę nazywano mądrością.

Brak komentarzy: