O kolekcjonerze
W kolekcjonerstwie rozstrzygające znaczenie ma fakt, że obiekt zostaje uwolniony od wszystkich swoich pierwotnych funkcji i wchodzi w możliwie najściślejsze związki z obiektami sobie podobnymi. Jest to diametralne przeciwieństwo użytkowości, mieszczące się w osobliwej kategorii kompletności. Czymże jest ta „kompletność”. Otóż jest pełną rozmachu próbą przezwyciężenia całkowitej irracjonalności nagiego bytu obiektu poprzez włączenie go w historycznie nowy, specjalnie ukształtowany system – kolekcję. A dla prawdziwego kolekcjonera każda poszczególna rzecz staje się w tym systemie encyklopedią wszelkiej wiedzy o epoce, krajobrazie, przemyśle, właścicielu, od których ona pochodzi. Najgłębszą fascynacją kolekcjonera jest wpisywanie konkretnej rzeczy w magiczny krąg, w którym konkret ów zastyga, właśnie w chwili gdy wstrząsa nim jeszcze ostatni dreszcz (wywołany faktem jego nabycia). Wszystko, co było przedmiotem wspomnień, rozmyślań, świadomości, staje się cokołem, ramą, postumentem, piedestałem, puzdrem dla zamknięcia dóbr kolekcjonera. Nie trzeba sądzić, że właśnie kolekcjonerowi obcy jest topos hyperouránios [miejsce nadniebne], w którym według Platona bytują niezmienne prawzorce rzeczy. Zatraca się on, rzecz jasna. Ma jednak w sobie dość siły, by znów uczepić sie jakiejś słomki, i oto z morza mgieł otaczających jego umysł wyłania się, jak wyspa, nowo zdobyty przedmiot. – Kolekcjonerstwo to forma praktycznej pamięci i najbardziej chyba przekonująca spośród świeckich manifestacji „bliskości”. Każdy, najdrobniejszy bodaj akt politycznej refleksji ma zatem w handlu antykwarycznym znaczenie poniekąd epokowe. Konstruujemy tutaj budzik zdolny wytrącić ze snu zeszłowieczny kicz i wezwać go „na zbiórkę”.
„Posiadać” i „mieć” to pojęcia ze sfery dotyku, stojącej w niejakiej sprzeczności ze sferą wzrokową. Kolekcjonerzy to ludzie z rozwiniętym instynktem dotyku. Skądinąd w ostatnich czasach wraz z odwrotem od naturalizmu skończył się prymat wzrokowości, dominującej w ubiegłym stuleciu. Flâneur – wzrokowiec, kolekcjoner – dotykowiec.
P o z y t w n a figura, będąca przeciwieństwem, a zarazem wypełnieniem i udoskonaleniem postaci kolekcjonera, skoro uwalnia on rzeczy od imperatywu użyteczności, wyłania się z takich oto słów Marksa: „Własność prywatna zrobiła z nas ludzi tak głupich i bezczynnych, że przedmiot jest n a s z dopiero wówczas, gdy go u ż y w a m y”. Karol Marks, Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r. [przeł. K. Jażdżewski i T. Zabłudowski, przekład lekko zmodyfikowany]; oryg. Der historische Materialismus. Die Frühschrifen, pod red. Landshuta i Mayera, Leipzig (1932), I, s. 299 (Nationalökonomie Und Philosophie).
Zapiski o charakterze raptularza mają w sobie coś z umysłowości kolekcjonera i flâneura.
Kolekcjonowanie jest prawzorem studiowania: student zbiera wiedzę.
Analizując „testament” jako rodzaj literacki, Huizinga tak pisze o stosunku człowieka średniowiecznego do swojego dobytku: „Jest to utrwalona forma literacka. Można ją jednak pojąć tylko wtedy, gdy pamięta się, że ludzie Średniowiecza zwykli istotnie przekazywać szczegółowo w testamencie najmniejsze drobiazgi [!] stanowiące ich własność. Pewna uboga kobiecina zapisał swej parafii świąteczny strój i czepiec, chrześcijaninowi łóżko, opiekunce futro, codzienne ubranie biednym, a minorytom – cztery funty tournois [tureńskie], które stanowiły cały jej majątek, wraz z resztą ubrania i z nakryciem głowy. (Champion, Villon, II, s. 182). Czyż nie jest to po prostu trywialne uzewnętrznienie tej samej dążności myślowej, która każdy okaz cnotliwości traktowała jako wieczyste exemplum, każdy obyczaj jako przejaw boskiego porządku?” J. Huizinga, Jesień średniowiecza [przeł. T. Brzostowski]; oryg. Herbst des Mittelalters, München 1928, s. 346. W tym nader interesującym fragmencie uderza nas przede wszystkim to, że podobna postawa wobec dóbr ruchomych prawdopodobnie nie byłaby już możliwa w dobie standaryzacji produkcji masowej. Stąd niedaleko już bodaj do pytania, czy formy argumentacji, na które wskazuje autor, ba, nawet pewne formy myślenia scholastycznego w ogóle (powoływanie się na tradycyjne autorytety) nie są aby związane z formami produkcji? Kolekcjoner, w oczach którego rzeczy zwiększają swą wartość dzięki jego wiedzy o ich początkach i trwaniu w historii, wyrabia sobie wobec nich podobną postawę, dziś wyglądającą archaicznie.
Zwierzęta (ptaki, mrówki), dzieci i starcy jako zbieracze.
Pewien twórczy bałagan jest kanonem zarówno mémoire involontaire [pamięci bezwiednej], jak i kolekcjonera. „A życie moje było już na tyle długie, że mogłem niejedną z tych istot, jakie mi ofiarowywało, znaleźć w moich wspomnieniach, w rejonach przeciwstawnych i kompletować ją inną istotą. […] Podobnie amator sztuki, kiedy mu pokazują skrzydło tryptyku ołtarza, przypomina sobie, w jakim kościele, w którym muzeum, w czyjej kolekcji są rozproszone pozostałe części (tak samo, jak przeglądając katalogi licytacji lub chodząc po antykwariuszach, znajduje w końcu przedmiot bliźniaczy przedmiotu, który posiada, stanowiącym z nim parę); potrafi zrekonstruować w swej głowie predelę, cały ołtarz”. Marcel Proust, Czas odnaleziony; oryg. Le temps retrouvé, Paris, II, s. 158. Natomiast memoire volontaire [pamięć świadoma] to rejestr, opatrujący przedmiot numerem porządkowym, za którym ów znika. „A więc tyle; skończyło się”. („To było naprawdę piękne przeżycie”). Pozostaje jeszcze zbadać, jakiego rodzaju związek zachodzi między stanem rozproszenia rekwizytów alegorycznej łataniny a tym twórczym nieporządkiem.
W. Benjamin, Zapiski i materiały - H: [Kolekcjoner], w: Pasaże, Kraków 2006, s. 230-240.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz