poniedziałek, 7 lipca 2008

**** o uczonych...


"Od dwóch dni bacznie przypatruję się uczonym. Na myśl, że kiedyś mógłbym stać się podobny do któregoś z nich, mój sarkazm mięknie, przeradza się w smutek. Ci ludzie prawdopodobnie wiedzą bardzo dużo o czymś bardzo małym, bo też tak ktoś definiował uczonego: to człowiek wiedzący coraz więcej o coraz mniejszym wycinku. Jeden wie wszystko o jakichś kamieniach, drugi - prawie wszystko o jakichś papierach. To ludzie opętani, jeśli zaś trwonią dnie i noce na żmudne badania, czynią to nie gwoli szukania prawdy i eliminowania błędu, lecz po pierwsze dlatego, że nic innego i inaczej robić nie potrafią; pasjonuje ich własna praca, są owładnięci namiętnością podobną do pasji kolekcjonera znaczków czy muszel. Naukowcy całego świata to w większości zwyczajni rzemieślnicy, niestrudzeni wyrobnicy. Próżno szukać na ich twarzach szlachetnego znużenia myślą, pasji całościowego zrozumienia świata; widać na nich tylko przemęczenie fizyczne, skromność lub butę, nieśmiałość lub oderwanie. Czyżby naprawdę Arystoteles, Galileusz, Leonardo da Vinci czy Leibniz po to się narodzili, myśleli, miotali się i cierpieli, aby teraz mógł spokojnie prosperować taki rodzaj ludzi!?..."

Mircea Eliade, "Moje życie: fragmenty dziennika 1941-1985", tłum. I. Kania, KR, Warszawa 2001, s. 37-38.

Brak komentarzy: