piątek, 4 lipca 2008

Kobieta zawiedziona-Simone de Beauvoir


  • „Tym razem weszłam na górę bez pośpiechu, włożyłam klucz do zamka. Jakie puste było mieszkanie! Jakie ono jest puste! To oczywiste, skoro nikogo w nim nie ma. Ale nie, zwykle kiedy wracam do domu, zastaję Maurycego nawet pod jego nieobecność. Dziś wieczór drzwi otwierają się na opustoszałe pokoje...”

  • „Pewien człowiek stracił swój cień. Nie pamiętam już, co mu się przydarzyło, ale to było straszne. Ja straciłam swój obraz. Nie patrzyłam na niego często, ale on był w tle, taki, jaki Maurycy namalował dla mnie. Obraz kobiety bezpośredniej, prawdziwej, „autentycznej”, ani małostkowej, ani idącej na kompromis, lecz pełnej zrozumienia, wyrozumiałej, wrażliwej, głęboko myślącej, poświęcającej wiele uwagi rzeczom i ludziom, oddanej bez reszty kochanym przez siebie istotom i starającej się zapewnić im szczęście. Piękne życie, pogodne i aktywne, w „harmonii”. Wokół mnie zrobiło się ciemno, już siebie nie widzę. A co widzą inni? Być może coś szkaradnego.”

  • „ Uśmiechnęła się z odrobiną politowania: - Ależ, mamo, po 15 latach małżeństwa to normalne, że przestaje się kochać swoją żonę. Dziwne byłoby, gdyby było inaczej! Są ludzie, którzy kochają się przez całe życie. – Udają. – Posłuchaj, nie odpowiadaj mi jak inni ogólnikami: „To jest normalne, to naturalne.” To mnie nie zadowala. Z pewnością popełniłam jakieś błędy. Jakie? – Popełniłaś błąd sądząc, ze miłość to coś trwałego. Ja już zrozumiałam; kiedy tylko zaczynam się przywiązywać do jakiegoś faceta, biorę sobie innego. – A wiec nigdy nie będziesz kochać! – Oczywiście, że nie. Sama widzisz, dokąd to prowadzi. – Po co żyć, jeśli się nikogo nie kocha! Nie żałuję, że kochałam Maurycego i nawet dziś nie chcę przestać go kochać. Pragnę, aby on mnie kochał.”

  • "Dziś rano doznałam olśnienia: to wszystko moja wina. Najpoważniejszy błąd, jaki popełniłam, to to, że nie rozumiałam przemijania czasu. Czas mijał, a ja trwałam w swej postawie idealnej żony idealnego męża. Zamiast ożywić nasze życie seksualne, fascynowałam się wspomnieniami naszych dawnych nocy. Wyobrażałam sobie, że zachowałam twarz i figurę trzydziestolatki, zamiast dbać o siebie, uprawiać gimnastykę, odwiedzać salon piękności. Pozwoliłam zanikać swojej inteligencji; nie kształciłam już umysłu, myślałam sobie: później, kiedy dziewczynki dorosną i nas opuszczą.[...] Sądziłam, że ognisko domowe starczy mu za wszystko, sądziłam, że mam go całego dla siebie. Ogólnie rzecz biorąc uważała, że wszystko jest już uzgodnione, ustalone: musiało go to drażnić, jego, który zmienia się i poddaje różne rzeczy w wątpliwość. Rozdrażnienie, tego się nie wybacza."

Brak komentarzy: