wtorek, 22 lipca 2008

Opowieść o tym jak doroślejemy na łonie rodziny.


Właśnie przeczytałam powieść Dehnela.Powieść mnie wciągnęła w swój świat od pierwszych strony,co było tym razem bardzo dobrą wróżbą.Polecam gorąco do czytania.

Jacek Dehnel

W.A.B., Warszawa

Jacek Dehnel (ur. 1980) debiutował jako nastolatek skromnym zbiorkiem opowiadań, po którym ślad zaginął. Na dobre pojawił się na scenie literackiej przed kilkoma laty, silnie zaznaczając swoją odrębność. Nie tylko stał się jednym z najlepiej rozpoznawalnych i najwyżej cenionych ( Nagroda Kościelskich) poetów młodego pokolenia, ale i kimś, o kogo uwielbiają spierać się krytycy poezji. Spór ten nie dotyczy rangi artystycznej młodzieńczego dzieła Dehnela; nikt nie kwestionuje jego talentu czy sprawności warsztatowej. Przedmiotem polemiki jest forma poetycka - ostentacyjnie staroświecka, parnasistowska, przeestetyzowana, na granicy manieryczności, lecz zarazem porywająca, pełna zadziwiającej wirtuozerii, a nade wszystko wyrazista. Czy to genialna symulacja archaicznego repertuaru, czy też czysty głos wysokiej poezji?

Trudno przewidzieć, czy o pierwszą powieść Jacka Dehnela również pokłócą się krytycy. O wyjściowy konsensus można być spokojnym: "Lala" to dzieło nietuzinkowe. Taką dojrzałością stylu, świadomością formy niewielu się może poszczycić.

Tytułowa Lala to babcia pisarza, urodzona w 1919 roku w Kielcach. On sam wszedł w rolę nadrzędnego narratora i - co ważne - w powieści pojawia się pod swoim imieniem. Opowiada nam historię tej wspaniałej kobiety splecioną z losami jej przyjaciół oraz dalszych i bliższych krewnych. Tę rozgałęzioną, dygresyjną opowieść familijno-towarzyską zaludnioną przez dziesiątki osób można by roboczo nazwać: z dziejów ziemiaństwa polskiego.

Mimo że podana w formie anegdotycznej saga rodzinna, której centralną figurą jest Helena Bieniecka (z powodu zachwycającej urody zwana Lalą), nie jest fabułą szczególnie porywającą. Dworki, majątki, narodziny i upadki fortun, zagraniczne podróże, międzynarodowe koneksje, rodowe srebra, arystokratyczne pretensje, ekscentryczne stryjenki, mezalianse, wujowie dziwacy lub hazardziści - wszystko to znamy z książek lub skądinąd. Nawet to, że w malownicze scenki z życia "lepszych sfer" raz po raz wdzierają się dziejowe kataklizmy, rewolucje i wojny światowe, nie zmienia charakteru Dehnelowej opowieści o minionym świecie. To powtórzenie, stereotyp, typowość. Ot, "Polskie drogi" numer któryś tam.

Ale też nie jest szczególnie istotne, co nam pisarz mówi o swoich ziemiańskich przodkach, lecz dlaczego to czyni i z jakimi trudnościami się zmaga. Obie kwestie niezmiernie intrygują, choć ta druga chyba bardziej, więc od niej zacznę.

Przede wszystkim narrator (Jacek, częściej: Jacuś) nie jest opowiadaczem naiwnym. Wielokrotnie powiadamia nas, że jego opowieść jest tylko ułomną, niespójną rekonstrukcją. Wszak osobowym źródłem informacji o ziemiańskiej Atlantydzie jest stara kobieta, która bez ładu i składu opowiada wnukowi urocze anegdotki z zamierzchłej epoki, a ten skrzętnie je notuje. Tyle że babka zapada na zdrowiu, dziecinnieje (tytułowe imię staje się mniej sympatyczne), stopniowo gaśnie. W pewnym momencie zrozpaczony narrator notuje: "Tę historię opowiem już za babcię. Coraz więcej opowiadam za babcię. Wszystko się rozsypuje, rozmywa, rozchodzi w strzępy. ( ) Z czasem zaczęły znikać całe opowieści, albo, co gorsza, jedne historie mieszały się z innymi".

Nie chce przesadnie interweniować. Wiąże zerwane nici lub samodzielnie dopowiada wątki tylko w takim zakresie, w jakim jest to konieczne - żeby biografia Lali była w ogóle czytelna. Skąd o tym wiemy? Sam o tym mówi. Rodzinny i zarazem środowiskowy (by nie powiedzieć - klasowy) mit interesuje go w takim samym stopniu jak metody i warunki konstytuowania się opowieści. To sytuacja wyjątkowa. Starsi od Dehnela o jedno lub dwa pokolenia pisarze rozmiłowani w prozie mitograficznej przyzwyczaili nas do uniku na tym polu. Bałamutnie próbowali nas przekonać, że bez najmniejszych przeszkód komunikują się z odległą w czasie rzeczywistością.

Odpowiedź na pytanie, skąd się wzięła ta powieść, wcale nie jest prosta. Na pewno z bezgranicznej miłości do babci, z podziwu dla jej mądrości i dobroci. Dehnel napisał za nią pamiętnik nie tylko dlatego, że jego antenatka na tę księgę zasłużyła, ale również dlatego, że w ten sposób spłacił dług. Wszak to ona wprowadziła go w kulturę, w świat wartości nie tylko artystycznych. W dużej mierze dzięki niej Dehnel zbudował własną tożsamość, dowiedział się, że nie wypadł sroce spod ogona, że dysponuje imponującym kapitałem kulturowym, dziedzictwem, z którego może być dumny.

Najsmaczniejsze w "Lali" jest zderzenie konwencji - biografia babki przełamuje się w autobiografię Dehnela, bildungsroman mówiący o tym, co ukształtowało autora, wdziera się w epopeję o rodowodach polskich inteligentów. Przecież pisarz nie byłby sobą, gdyby w swojej debiutanckiej powieści nie zatroszczył się o siebie.

Po pierwsze, "Lala" wyjaśnia, jak doszło do tego, że Jacek Dehnel stał się przybyszem z innej epoki - klasycyzującym poetą, malarzem i znawcą sztuki, młodym dżentelmenem o nienagannych manierach, odzianym w surdut, z laseczką w dłoni i cylindrem na głowie. Nigdy bym sobie nie pozwolił na komentowanie powierzchowności artysty z krwi i kości, gdyby nie to, że dzięki "Lali" dowiedzieliśmy się, iż nie jest to pretensjonalna kreacja (wybór), lecz los rozumiany deterministycznie (konieczność). Jeżeli w wieku bez mała niemowlęcym Jacuś wsłuchiwał się w mity greckie opowiadane przez babcię, a w wieku wczesnoszkolnym dyskutował z nią o Flaubercie i Stendhalu, słuchał wyłącznie muzyki klasycznej, nigdy nie wychodził na podwórko, nie miał tzw. normalnego dzieciństwa - to trudno się czemukolwiek dziwić.

Po drugie, daje do myślenia to, iż Dehnel przedstawił wyłącznie genealogię po kądzieli (babka jest oczywiście matką matki, notabene wymownie nieobecnej matki). Linii męskiej pisarz poświęcił bodaj trzy zdania. Byłaby więc "Lala" zawoalowanym ojcobójstwem? Tego rzecz jasna nie wiem. Domyślam się natomiast, że w powieści Dehnel opisał także swoje kłopoty ze światem kobiecym. Przez długie lata pozostawał pod ogromnym wpływem starej kobiety o mocnej osobowości, której wszelako nie mógł objąć pożądaniem. Pod koniec życia Lali stał się jej pielęgniarzem, zetknął się więc z cielesnością w stanie rozpadu - znów, a właściwie zwłaszcza wtedy poza libido.

Trzymając się myśli, że "Lala" jest między innymi powieścią o dorastaniu, nie sposób nie odnieść się do rozterki: czy to opowieść o szczęśliwym, czy nieszczęśliwym dzieciństwie? Kultura wysoka i barwna przeszłość, w której mentalnie zamieszkał młodziutki Dehnel, odcięły go od normalnego świata. Wnuk wiele zyskał, ale równie wiele stracił. Aby móc przebywać w świecie babci, musiał stać się duchowym starcem, po prostu swoim dziadkiem, a więc dziwakiem.(za Gazeta Wyborcza,Dariusz Nowacki).

Brak komentarzy: